Reklama

Losy tegorocznych debiutantów. Dali przykład Szcześniakowi?

Marcin Ziółkowski

12 listopada 2025, 21:05 • 4 min czytania 2 komentarze

W 2025 roku reprezentacja Polski poszerzyła się o kilku debiutantów. Jan Ziółkowski, Mateusz Skrzypczak czy Przemysław Wiśniewski – to przykłady, które sugerują, że w naszej kadrze najłatwiej jest obecnie otrzymać szansę w formacji defensywnej. Czy Kryspin Szcześniak, który może wkrótce dołączyć do grona „świeżaków”, to rozwiązanie jedynie doraźne? Losy tegorocznych debiutantów układały się w ostatnim czasie bardzo różnie.

Losy tegorocznych debiutantów. Dali przykład Szcześniakowi?

Z obroną było coraz lepiej – chwilowo jest jednak problem

Defensywa reprezentacji Polski była w ostatnich latach prawdziwą piętą achillesową. Oczywiście, pod kątem pozycji bramkarza mamy naprawdę dobrą obsadę i generalnie rzecz biorąc – duży spokój. Gorzej z obroną, choć trzeba przyznać, że po wrześniowym zgrupowaniu można do tej formacji nabrać odrobiny zaufania.

Reklama

Największy problem pojawił się jednak po informacji o kontuzji Jana Bednarka. Pamiętając o zawieszeniu za kartki Przemysława Wiśniewskiego, o obronę trzeba było zadbać szczególnie. W tej kwestii Jan Urban zaskoczył – dowołał Bartosza Bereszyńskiego, który dopiero na koniec września zanotował swoje pierwsze minuty w sezonie, w związku z czym nie musi być wcale brany pod uwagę przy ustalaniu pierwszego składu na mecz z Holandią.

I tutaj wchodzi, cały na biało, Kryspin Szcześniak.

Debiutant który zostanie na stałe?

Każdy selekcjoner ma swojego żołnierza – bądź jak kto woli, synka. Nawałka miał Mączyńskiego, Sousa – Świderskiego, Probierz mocno stawiał na Romanczuka. Czy Urban postawi odważniej na Szcześniaka, którego zna dobrze z Ekstraklasy? Najpierw musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czego oczekuje od piłkarzy dopiero wchodzących do kadry.

Jan Ziółkowski po transferze do Romy ma na koncie blisko 100 minut w pięciu meczach. Dość szybko awansował w hierarchii stoperów, zostawiając w tyle kosztującego 10 milionów euro Daniele Ghilardiego. Przydarzył mu jednak kiepski występ z Viktorią Pilzno.

Gian Piero Gasperini zdjął go po trzydziestu minutach spotkania. Od tego czasu Polak otrzymał raptem jedną szansę – wszedł z ławki na końcówkę z Udinese. W reprezentacji zaimponował jednak swoim debiutem – z Nową Zelandią był zaporą nie do przejścia. Naprawił dwa z błędów Tomasza Kędziory. Urban dał mu jeszcze kilka minut w eliminacyjnym meczu z Litwą.

Przemysław Wiśniewski w Spezii jest na dole tabeli Serie B. W analogicznej sytuacji z Bartoszem Bereszyńskim, wiele miesięcy temu, pełno było irytacji na jego powołania do kadry. Trzeba jednak powiedzieć wprost – młodszy z wymienionych obrońców ma całkiem niezłe wejście do zespołu Biało-Czerwonych.

Obrońca Spezii z Holandią pokazał się ze świetnej strony. Emanował pewnością siebie i robił dużo dobrego – zdecydowanie można powiedzieć, że dał radę. Nie było widać w jego poczynaniach tremy debiutanta. Później zdarzały się niedoróbki, ale finalnie ma już cztery występy w tym roku i z Maltą, o ile będzie zdrowy, można spodziewać się występu numer pięć.

Trzeci debiutant, Mateusz Skrzypczak, był natomiast wybrany w ubiegłym sezonie najlepszym stoperem Ekstraklasy i zadebiutował w czerwcu z Mołdawią w meczu towarzyskim. Jesienią znacznie obniżył loty po powrocie do swojego ukochanego Lecha Poznań. Krótko po najlepszym okresie swojej kariery – popadł w przeciętność i zdecydowanie nie jest, póki co, wartością dodaną dla Kolejorza.

Debiutanci nie mają zatem specjalnie łatwo, nawet jeśli okoliczności im sprzyjają. Za przydatnością Kryspina Szcześniaka może przemawiać fakt, że on akurat wie… czego spodziewać się po Janie Urbanie. Wspólna praca w klubie i nabyte doświadczenie – to coś, co bardzo może mu ułatwić aklimatyzację w drużynie. Kto jak nie aktualny selekcjoner reprezentacji Polski ma znać realną wartość Szcześniaka?

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

2 komentarze

Człowiek urodzony w roku stulecia swojego przyszłego ulubionego klubu. Schodzący po czerwonej kartce Jens Lehmann w Paryżu w finale Ligi Mistrzów 2006 to jego pierwsze piłkarskie wspomnienie. Futbol egzotyczny nie jest mu obcy. Przykład? W jednej z aplikacji ma ustawioną gwiazdkę na tajskie Muangthong United, bo gra tam niejaki Emil Roback. Inspiruje się Robertem Kubicą, Fernando Alonso i Ottem Tanakiem, bo jest zdania, że warto dać z siebie sto i więcej procent, nawet mimo niesprzyjających okoliczności. Po szkole godzinami czytał o futbolu na Wikipedii, więc wybudzony nagle po dwóch godzinach snu powie, że Oleg Błochin grał kiedyś w Vorwarts Steyr. Potrafi wstać o trzeciej nad ranem na odcinek specjalny Rajdu Safari, ale nigdy nie grał w Colina 2.0. Na meczach unihokeja w szkole średniej stawał się regenem Lwa Jaszyna. Esencją piłki jest dla niego styl rodem z Barcelony i Bayernu Flicka, bo Zdenek Zeman i jego podejście to życie, a posiadanie piłki jest przehajpowane

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama