Reklama

Ruszyło Australian Open. Bez Djokovicia, ale z Polakami

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

17 stycznia 2022, 15:42 • 8 min czytania 13 komentarzy

Tegoroczne Australian Open dostarczyło wielkich emocji… jeszcze przed startem. Sprawę Novaka Djokovicia i jego potencjalnego występu w turnieju śledził cały świat. Ostatecznie okazało się, że Serb w Melbourne nie zagra, opuścił już zresztą Australię. Dlatego w tym tekście nie będziemy już o nim pisać. A zamiast zadamy sobie kilka pytań, które streścić można tak: czego spodziewać się po tegorocznym turnieju?

Ruszyło Australian Open. Bez Djokovicia, ale z Polakami

Na co stać Polaków?

Pięć polskich meczów w pierwszej rundzie – tyle zaplanowano. Jeden już zresztą za nami. Hubert Hurkacz grał w nim z Jegorem Gerasimowem. I był przed tym spotkaniem zdecydowanym faworytem, bo Białorusina w karierze pokonywał już dwukrotnie – w obu przypadkach na US Open. Raz w kwalifikacjach (w 2018 roku) i raz w turnieju głównym – podczas ubiegłorocznej imprezy. Nie stracił w obu tych spotkaniach nawet seta. Inna sprawa, że Hurkacz w meczach w formule do trzech wygranych partii potrafił do tej pory zaskoczyć negatywnie.

Najlepszy dowód? Właśnie Australian Open. To w Melbourne przed rokiem w pięciu setach uległ Mikaelowi Ymerowi, choć w pewnym momencie wydawało się, że musiałby się wydarzyć prawdziwy kataklizm, by Polak oddał zwycięstwo i awans do drugiej rundy. I faktycznie, kataklizm nadszedł, a Hubert zaczął grać fatalnie. W tym roku jednak w pierwszym meczu sobie poradził, choć nie bez kłopotów – Gerasimow zdołał bowiem urwać mu seta, a po Hubercie widać było, że momentami gra nerwowo i popełnia sporo błędów. W kluczowych momentach zachowywał jednak spokój. I dzięki temu wygrał.

No i zaliczył też przełamanie w takim stylu, że już mówi się, że może to być najlepszy punkt turnieju.

https://twitter.com/Eurosport_UK/status/1482975315290898433

Reklama

– Ten mecz zdecydowanie miał w sobie wszystko. Miałem swoje wzloty i upadki. Początek turnieju zawsze jest trudny. Jegor grał naprawdę dobrze w ważnych momentach. Wiem, że mogę grać lepiej, ale jestem zadowolony, że udało mi się wygrać. Na pewno mogę się poprawić w kolejnej rundzie – mówił Hubert po meczu. Dzięki tej wygranej wyrównał już zresztą swój najlepszy australijski wynik – w 2020 roku doszedł właśnie do drugiej rundy. Teraz jednak na pewno liczy na więcej. Cel? Powinna nim być co najmniej 1/8 finału, w której trafić może na Rafaela Nadala.

Z Hiszpanem jeszcze w swojej karierze nie grał. Warto więc byłoby spróbować swoich sił w starciu z takim właśnie rywalem.

Chcielibyśmy też, by pierwszą rundę przekroczyli i inni Polacy. Bez większych trudów powinna zrobić to Iga Świątek. Jej rywalką będzie bowiem Harriet Dart, 25-letnia Brytyjka, która do turnieju dostała się przez kwalifikacje i która zajmuje aktualnie 123. miejsce w rankingu WTA. Nie ukrywajmy – dla Igi nie powinna być ona przeszkodą, raczej rozgrzewką. Oczywiście, taka rywalka może zaskoczyć, ale Polka na co dzień gra tenis o kilka poziomów lepszy. A co dalej?

Sama Iga mówiła, że przed tegorocznym Australian Open nie ma oczekiwań. Pod koniec roku rozpoczęła współpracę z Tomaszem Wiktorowskim, byłym trenerem Agnieszki Radwańskiej i na razie skupia się na tym, by poprawić rzeczy, które nie funkcjonowały u niej najlepiej w poprzednim sezonie.

– Chciałabym poprawić wszystko. To właściwie nie jest nic dziwnego, bo wciąż mam 20 lat. Jeśli chodzi o trenera, to na pewno koncentruje się na moich dobrych stronach, co mnie podbudowuje. To daje mi poczucie, że mogę być bardziej agresywna i rywalizować z każdą zawodniczką. Wiem, że te zmiany nie pojawią się od razu, ponieważ wciąż się poznajemy. Ta relacja musi być konstruktywna i zależy mi na atmosferze. Daję sobie czas – mówiła w rozmowie z Polsatem Sport.

Gdybyśmy jednak mieli wskazać oczekiwany wynik Igi, to pewnie byłaby to co najmniej czwarta runda – dopiero w niej trafić może na rywalki na swoim poziomie – Petrę Kvitovą lub (rozstawioną z dziesiątką) Anastasiję Pawluczenkową. Swoją drogą rundę wcześniej w teorii możliwy jest polski pojedynek – Iga vs Magda Linette. Niżej notowana z Polek musiałaby jednak zagrać dwa znakomite mecze. Najpierw zmierzy się bowiem z doświadczoną Anastasiją Sevastovą, kiedyś 11. zawodniczką świata. Tu nadziei upatrywać można w tym, że Łotyszka w ostatnich dwóch sezonach przegrywała swój pierwszy mecz w Australii. Gdyby Magdzie udało się ją pokonać, trafiłaby najprawdopodobniej na rozstawioną z numerem “25” Darię Kasatkinę. Kto wie, może rozpoczęta niedawno ponowna współpraca z Markiem Gellardem – trenerem, który doprowadził ją do największych sukcesów w karierze – sprawi, że Magda świetnie zaprezentuje się już na Australian Open i dojdzie do polskiego meczu?

Reklama

Na wyjście poza pierwszą rundę trudno liczyć za to w przypadku Magdy Fręch. Ta bowiem trafiła w niej na Simonę Halep i… właściwie nic więcej nie trzeba tu dodawać. Rumunka to klasa sama w sobie i zawodniczka, która z Polką, niestety, powinna poradzić sobie gładko. Zagadką z kolei jest Kamil Majchrzak, który zagra z Andreasem Seppim. Włoch to weteran kortów, wciąż potrafiący od czasu do czasu zaskoczyć świetnym meczem. Majchrzak w dodatku w trakcie ATP Cup zaraził się koronawirusem i siedział w izolacji. Trudno przewidzieć, w jakiej formie wyjdzie tej nocy na kort.

Jeśli jednak zaprezentuje się podobnie, jak w meczach, które zdążył rozegrać w Sydney, może być dobrze. W jego przypadku trudno jednak cokolwiek na ten moment przewidzieć.

Kto zastąpi Novaka?

W zeszłym sezonie listę faworytów w kolejnych turniejach wielkoszlemowych mogliśmy zawrzeć w haśle “Djoković i kilku innych”. Serb wygrał trzy pierwsze z tych imprez, w czwartej doszedł do finału, gdzie pokonał go Daniił Miedwiediew. I to właśnie Rosjanin zdaje się być największym faworytem do przejęcia schedy po nieobecnym w Melbourne Novaku. Daniił doskonale radzi sobie na nawierzchni twardej, w Australii grał już zresztą w finale w poprzednim sezonie. Do tego w formie jest niezwykle regularny i zdolny pokonać każdego rywala. Trudno wskazać kogoś innego, jako faworyta numer jeden.

Ale gdyby jednak nie Rosjanin… to kto?

Cóż, nigdy skreślić nie wolno Rafy Nadala, choć ten w zeszłym sezonie miał swoje problemy, przede wszystkim znów szwankowało mu zdrowie. Z powodu kontuzji nie wystąpił na igrzyskach, a gdy wrócił na kort, szybko przekonał się, że potrzebuje dłuższej przerwy i po turnieju w Waszyngtonie zrezygnował z gry do końca sezonu. Teraz jednak z jego sztabu dochodzą raczej pozytywne wieści o przygotowaniu Hiszpana. Zresztą w swoim pierwszym meczu pokazał, że wydaje się dobrze dysponowany – w trzech setach ograł Marcosa Girona. W dodatku Rafa znajduje się w tej nieco “przeczyszczonej” nieobecnością Djokovicia połowie tabeli. I może to wykorzystać.

Jest w niej też jednak rozstawiony z “3” Sacha Zverev, który też zna już smak wielkoszlemowego finału (US Open 2020), a w dodatku w zeszłym roku wreszcie przełamał się w jednej z najważniejszych imprez, zdobywając złoty medal olimpijski i to po pokonaniu na swej drodze Djokovicia. Tamten triumf, o czym mówił sam Niemiec, bardzo go napędził i dał mu mnóstwo pewności siebie. W Australii Zverev do tej pory osiągnął półfinał, ale w tym sezonie może przebić ten rezultat. O ile tylko nie wda się w typowe dla siebie pięciosetowe spotkania we wczesnych rundach turnieju. Na razie udało mu się ich uniknąć – w pierwszym meczu w trzech setach pokonał Daniela Altmaiera, swojego rodaka.

Listę faworytów, oczywiście, da się poszerzyć. Z pewnością groźny będzie Stefanos Tsitsipas, ubiegłoroczny finalista French Open, który w Australii dwukrotnie grał już w półfinale. Andriej Rublow z kolei jeszcze nigdy nie zaszedł tak daleko w turnieju wielkoszlemowym, ale zaliczył świetny poprzedni sezon i nie można go lekceważyć. Podobnie jak Matteo Berrettiniego, który w zeszłym roku grał w finale Wimbledonu. Choć on na nawierzchni twardej radzi sobie raczej średnio – w Australii jeszcze nie wyszedł poza czwartą rundę.

Jedno wydaje się pewne – u mężczyzn nie ma co czekać na sensację. Jej, jeśli już, szukalibyśmy w kobiecym turnieju.

Czy Ash wreszcie wygra u siebie?

Na trzy ostatnie Australian Open, dwukrotnie najlepsza była Naomi Osaka – w 2019 i 2021 roku. I to właściwie jedyna z dotychczasowych triumfatorek turnieju, którą umieścić możemy w gronie faworytek. Tym bardziej, że Sofia Kenin, zwyciężczyni z 2020 roku, już odpadła z rywalizacji. Japonka w Australii po prostu wygląda bardzo dobrze i niezmiennie jest tam w stanie grać na wysokim poziomie. Wydaje się też, że poradziła sobie z kwestiami mentalnymi, które stanowiły dla niej problem w poprzednim sezonie – do dziś pamiętamy jej wycofanie się z French Open po kontrowersjach dotyczących konferencji prasowych.

W turnieju w Melbourne, w którym brała udział na początku tego roku, wycofała się przed półfinałem z powodu urazu brzucha, ale prezentowała się z dobrej strony, a samą imprezę traktowała zapewne w dużej mierze jak rozgrzewkę. Oczywiście, stan jej zdrowia może sugerować, że nie będzie jej łatwo w walce o tytuł, ale ona sama twierdzi, że już wszystko w porządku. – Szybko dochodzę do zdrowia. Myślę, że sportowcy cały czas mają problemy, bo niemożliwe jest, aby grać w tourze bez odczuwania jakichś dolegliwości – mówiła jeszcze przed startem turnieju. A w swoim meczu I rundy, wygranym w dwóch setach, pokazała, że faktycznie wygląda dobrze.

Głównym problemem Naomi jest jednak fakt, że przez kilkumiesięczną przerwę, jaką zrobiła sobie w poprzednim sezonie spadła w rankingu. I już w 1/8 finału może trafić na Ash Barty.

Australijka od dłuższego czasu pozostaje liderką rankingu, a w zeszłym sezonie wygrała Wimbledon, potwierdzając, że na tę pozycję zasługuje. W swojej ojczyźnie nie jest jednak na razie w stanie dojść choćby do finału – jej najlepszy wynik to półfinał z 2020 roku, rok temu odpadła za to rundę wcześniej. Ale już ten sezon zaczęła świetnie – w Adelajdzie wygrała zarówno turniej singla, jak i debla, co wskazuje, że jest znakomicie przygotowana do rozgrywek. Zresztą świadczy o tym też mecz I rundy Australian Open – Łesii Curenko oddała tylko jednego gema.

Pytanie w jej przypadku brzmi jednak – czy poradzi sobie z presją oczekiwań fanów? Jeśli tak, powinna być główną faworytką do końcowego triumfu. Choć wiadomo, że w WTA grono zawodniczek, które walczyć mogłyby o tytuł, będzie naprawdę szerokie. Ubiegłoroczne US Open, gdy w finale zagrały Emma Raducanu i Leylah Fernandez, na które nikt by nie postawił, najlepiej o tym świadczy. Nie zdziwi nas więc zwycięstwo zawodniczek nierozstawionych, nie zdziwi tym bardziej triumf świetnie prezentujących się w zeszłym sezonie Pauli Badosy, Marii Sakkari czy Anett Kontaveit, czy też odrodzenie mistrzyń takich jak Simona Halep albo Petra Kvitova.

Tu wszystko jest możliwe. I dlatego powinno być naprawdę ciekawie.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
0
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
14
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Australian Open

Komentarze

13 komentarzy

Loading...