Czy kogokolwiek zszokujemy, jeśli powiemy, że pewnie wygrana pierwszoligowa inauguracja ŁKS-u nas nie zaskoczyła? No pewnie nie. Bo tak jak wyeliminowanie Śląska Wrocław z Pucharu Polski mogło zrobić wrażenie, tak pyknięcie bezradnej i osłabionej Odry Opole dziwić nikogo nie powinno. Ekipa Wojciecha Stawowego tylko potwierdziła, że na warunki I ligi dysponuje bardzo mocną kadrą.
Weźmy takiego Pirulo. W Ekstraklasie? Ramirez bis w wersji dla bardzo, ale to bardzo ubogich. Niby coś tam kiwał, niby strzały oddawał bardzo często, niby coś tam pchał do przodu, ale nie dość, że niewiele z tego wynikało, to był po prostu kiepski. I nie zmienia tego nawet fakt, że zaliczył lepszą końcówkę, bo wtedy było już po ptakach. Ale przy tym mieliśmy przekonanie, że w piłkę grać potrafi i w I lidze może robić różnicę. W meczu z Odrą Opole robił. MVP meczu. Jeśli miał przypominać Ramireza, to w tym meczu przypominał. Bilans jego poczynań:
-
12. minuta – zablokowany strzał po fajnym dryblingu
-
17. minuta – minięcie dwóch rywali w polu karnym, niezły strzał, ale obok bramki
-
38. minuta – obroniony strzał z rzutu wolnego
-
43. minuta – asysta z rzutu różnego przy golu Corrala
-
62. minuta – wypracowanie niezłej sytuacji Sekulskiemu
-
71. minuta – gol po strzale z ostrego kąta
-
74. minuta – zmarnowanie doskonałej sytuacji po indywidualnej akcji i kilkudziesięciometrowym rajdzie
Plus sporo pociągnięć, dryblingów, zwykłej jakości. Inni Hiszpanie, którzy też zawodzili w Ekstraklasie, też wyglądali solidnie. Corral lepiej, Dominguez gorzej (poprzeczka, parę nieszablonowych podań, ale długimi momentami znikał), ale na tle Odry i tak klasa. Generalnie ofensywa ŁKS-u mogła się podobać. Ratajczyk to spory talent, ma luz, potrafi kiwnąć, ale to już wiemy, teraz tylko to potwierdzał. Trąbka robił sporo szumu i strzelił gola z dystansu, całkiem ładnego, ale umówmy się – pomógł rykoszet.
Kolejny dobry mecz rozegrał Jan Sobociński, który w Ekstraklasie był pośmiewiskiem, ale – już po dobrym meczu ze Śląskiem – teraz dalej chce udowadniać, że tamten sezon to wypadek przy pracy. Z duetu z Dąbrowskim, to on był tym lepszym, tym pewniejszym. Odra, oprócz pojedynczych zrywów, jakiegoś strzału z daleka Janusa, kilku różnych i niemrawych prób, nie miała nic do powiedzenia.
Zdaje się też, że ogarnął się Wojciech Stawowy. ŁKS na siłę nie pchał się w tiki-takę, bezsensowne wymienianie podań na własnej połowie, które tylko mogłoby blokować potencjał ofensywy. Kiedy trzeba było oddać piłkę Odrze i wyczekać na kontrę – tak ŁKS robił i to przynosiło fajny efekt.
No, taki ŁKS da się lubić i taki ŁKS dał wyraźny sygnał, że w tym sezonie może powalczyć o powrót do Ekstraklasy. Tym bardziej, że kadra jest szeroka, co udowodnili zmiennicy. Srnić pokazał, że umie włączyć się w ofensywę i nie obniża poziomu, Sekulski swoje zmarnował, ale swoje też strzelił (podanie Klimczaka – palce lizać), tylko ten Tosik wyglądał na trochę zagubionego i jeszcze zobaczymy, jaki pomysł na jego wkomponowanie do jednak mocno ofensywnej ekipy, będzie miał Stawowy.
Tak czy inaczej, w Łodzi wróciły zwycięstwa i uśmiechy. Pierwsza liga da się tu lubić.
***
Ależ płynne wejście w nowy sezon zalicza Arka. Kiedy dzisiaj rano przeczytaliśmy w „Przeglądzie Sportowym” wywiad z Adamem Marciniakiem, w którym kapitan gdyńskiej ekipy udowadniał, że skład jego zespołu z tego sezonu jest silniejszy niż skład z minionego sezonu, nie zaczęliśmy pukać się w głowę, bo ma to uzasadnienie w logice, ale potraktowaliśmy to raczej jako pompkę niż zdanie podparte tysiącem godzin analiz. No ale kurczę, początek kampanii w wykonaniu Arkowców wypada imponująco.
Najpierw pewne wyeliminowane Górnika Polkowice z Pucharu Polski. Skuteczna, aż nieimponująca gra, ale wynik wysoki i rozbudzający apetyty – 5:0. Ponadto gole nowych nabytków i liderów ofensywy – Mazka i Letniowskiego. Wtedy pisaliśmy, że to dobry prognostyk przed ligą i wcale się nie myliliśmy. Na inaugurację swoich pierwszoligowych poczynań Arka rozpykała bowiem GKS Jastrzębie. Znów wysoki wynik, tym razem 4:0, znów gole Letniowskiego i Mazka, a do tego trafienie kolejnego z nabytków, Szymona Drewniaka. Fajnie to wygląda.
W składzie drużyny Ireneusza Mamrota nie ma już złogów z Ekstraklasy. Tego całego szrotu – tego Samanesa, tego Serrarensa, tego Busuladzicia, tego Maghomy. Jezu, aż ciary na plecach, jak wspominamy tych wielkich piłkarzy. Zamiast nich sami Polacy i Marcus, który ma polskie obywatelstwo, mówi po polsku, jest zżyty z Gdynią, zna klimat, jest swój. I do tego Polacy tacy, którzy mają sporo do udowodnienia i jak widać na razie ten koncept wypala.
Odra Opole 0:4 ŁKS Łódź
Trąbka 6′, Corral 43′, Pirulo 71′, Sekulski 90′
GKS Jastrzębie 0:4 Arka Gdynia
Letniewski 26′, 39′ , Mazek 29′, Drewniak 48′