Reklama

Medalu nie ma, ale szacunek pozostanie. Polska przegrała z Niemcami

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

18 września 2022, 19:49 • 5 min czytania 46 komentarzy

Walczyli do samego końca, ale ostatecznie przegrali mecz o brązowy medal. Ich występy i tak zachwyciły jednak całą Polskę – nie tylko tę koszykarską. Powodzenia przed półfinałem życzył im przecież nawet Robert Lewandowski. Niestety, nawet trzymane przez niego kciuki nie wystarczyły do zgarnięcia trzeciego miejsca. Niemcy, gospodarze turnieju, okazali się po prostu lepsi. 

Medalu nie ma, ale szacunek pozostanie. Polska przegrała z Niemcami

Po marzenia

Polacy na mistrzostwach Europy w koszykówce zdobyli do tej pory cztery medale – jeden srebrny i trzy brązowe. Tyle że drugie miejsce zajmowaliśmy w 1963 roku (zresztą grając u siebie), a cztery lata później zgarnęliśmy ostatni medal w ogóle. Przez kolejnych 55 lat na podium już nie stanęliśmy. Przed tymi mistrzostwami właściwie nie mieliśmy jednak prawa liczyć na to, że jakiś zdobędziemy. Polacy niedawno nie przeszli do kolejnego etapu eliminacji mistrzostw świata, prezentowali się stosunkowo słabo. Do tego dochodziła nieudana rewolucja w składzie, konflikty w środowisku – jednym zdaniem: nie było wesoło.

Igor Milicić, trener kadry, niezmiennie przekonywał jednak, że tę ekipę stać na wiele. Choć wierzył właściwie tylko on. Z czasem zaczęli i jego podopieczni, których przekonywał, że mogą ugrać na tym turnieju wiele.

Reklama

Pierwsze sygnały odmiany nadeszły w trakcie sparingów przed mistrzostwami. Tam Polacy grali naprawdę dobrze. Potem powalczyli do samego końca z silną Chorwacją, już w starciu o punkty. A już na mistrzostwach nastąpił nagły wybuch formy. Owszem, zdarzały się wpadki – jak bardzo słaby mecz z Finlandią – ale czy to Izrael, czy Czechy uległy naszym reprezentantom. Potem zrobiła to też Ukraina. Eksplozja radości nastąpiła za to po ćwierćfinałowym starciu ze Słowenią.

Polacy dokonali wtedy koszykarskiego cudu. Ograli obrońców tytułu, zatrzymali wielkiego Lukę Doncicia, jednego z najlepszych koszykarzy świata. Zresztą w tamtym meczu to nie Doncic, a Mateusz Ponitka wyglądał jak zawodnik ze ścisłego światowego topu, notując trzecie triple-double w całej historii EuroBasketu. A sam Luka mówił potem, że nie jest agentem a zawodnikiem, ale widziałby Polaka w NBA. Co prawda Ponitka – jak i reszta naszych zawodników – zanotował dużo słabszy występ w półfinale, z doskonale pracującą w defensywie Francją, ale wiara w medal pozostawała.

Tym bardziej, że grać o niego mieliśmy nie z Hiszpanią, a Niemcami, ekipą, z którą nie tak dawno temu potrafiliśmy dwukrotnie powalczyć do ostatnich chwil meczu o wygraną. Inna sprawa, że Niemcy to gospodarze, wiadomo było, że będą mieć za sobą całą berlińską halę, która czeka na pierwszy medal EuroBasketu od 17 lat. Liczyliśmy jednak, że Polacy raz jeszcze – jak ze Słowenią – zagrają genialny mecz. Albo taki, w którym po prostu będą do końca w walce o brąz mistrzostw Europy. I to drugie faktycznie udało im się zrobić.

Skuteczność szwankuje

Początek był bardzo rwany. I u nas, i u Niemców świetnie wyglądała defensywa, za to problemem okazywała się skuteczność. Zwłaszcza w naszym zespole. Nie trafialiśmy trójek, punkty zdobywaliśmy głównie niezłymi wejściami pod kosz, ale i z tym bywało różnie. Rzuty osobiste też nie przynosiły nam wiele dobrego, z nich zresztą właściwie przez cały turniej sobie nie radziliśmy na poziomie, jakiego potrzeba, by powalczyć o medal. Ale że z tyłu skutecznie zatrzymywaliśmy Niemców, to ci nie byli w stanie nam odskoczyć.

Wyróżniał się w tym okresie gry zwłaszcza Olek Balcerowski. Jego trzy bloki na Niemcach zostaną nam na długo w pamięci. Zresztą świetnie w tyłach prezentował się też choćby Michał Sokołowski, który dziś często przejmował rolę lidera zespołu, bo i Mateusz Ponitka, i AJ Slaughter notowali gorsze spotkanie. Owszem, obaj potrafili zaliczyć skuteczne akcje, pracowali na całej długości boiska, ale jednak nie była to taka dyspozycja, na jaką mieliśmy nadzieję i na jaką ją stać.

Orlen baner

Reklama

Mimo wszystko w drugiej kwarcie Polacy odrobili pięć punktów straty. Świetnie pracował wtedy Łukasz Kolenda, na którego postawił Igor Milicić, mimo że ten w poprzednich meczach raczej nie grał zbyt wiele. Rozkręcał się też Michał Sokołowski, ale gdy wydawało się, że Polacy rozpędzają się i zaczynają karcić Niemców ci nam – co niestety było powtarzającym się w trakcie tego meczu motywem – odskoczyli. Gordon Herbert, trener gospodarzy, wziął przerwę na żądanie, a po niej jego podopieczni zaliczyli znakomitą serię punktową – 13:0.

Nasze problemy, zwłaszcza w drugiej kwarcie, widać było gołym okiem. 5/11 z rzutów wolnych. 0/10(!) przy próbach trójek. Z jednej strony to martwiło, z drugiej wiedzieliśmy, że jeśli Polacy poprawią te elementy, będą mogli powalczyć o wygraną, choć straty przy zejściu na przerwę były już duże – trzynaście punktów (23:36).

Szalejąca ławka i walka do końca

Po zmianie stron wszystko zaczęło się jednak zmieniać. Przede wszystkim – wiele od siebie dała polska ławka. Zwłaszcza Jakub Garbacz, który fantastycznie wprowadził się na parkiet, trafiając trzy trójki z rzędu. Do tego dochodziła dobra dyspozycja Michała Sokołowskiego i po raz kolejny skutecznie pracująca defensywa naszej kadry. W dziesięć minut zdobyliśmy wtedy 26 punktów, więcej niż w poprzednich dwudziestu. Straty nasi reprezentanci zmniejszyli do ledwie pięciu punktów (49:54).

A po przerwie między kwartami się nie zatrzymali.

Czwarta część gry początkowo była dalszą częścią naszego popisu. Niemcy zdawali się nerwowi, gubili piłkę, popełniali błędy, faulowali w ataku. Znów za trzy punkty trafił Jakub Garbacz, skuteczną trójkę dorzucił też Aaron Cel. Byliśmy już o ledwie punkt od Niemców i… wtedy się zaczęło. Nasi rywale jakby się odblokowali, zaczęli trafiać trójkę za trójką, w kluczowym momencie dwa znakomite rzuty dorzucił Dennis Schroeder, największa gwiazda gospodarzy. Ale to nie on, a Johannes Voigtmann – który trafił cztery rzuty za trzy, w tym kilka w kluczowych minutach spotkania – został najlepszym zawodnikiem meczu. Zresztą miał do tego i inne mocne argumenty – 9 zbiórek oraz 6 asyst.

CZYTAJ TEŻ: POLSKA WSPÓŁGOSPODARZEM EUROBASKETU!

Z tym niestety – jak i z 26 punktami Schroedera – Polacy już sobie nie poradzili. I ostatecznie przegrali 69:82. Ale za występy na tegorocznym EuroBaskecie i tak należą się im wielkie gratulacje. Bo zagrali tak, jak nikt tego po nich nie oczekiwał. Panowie, szacunek!

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
0
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Inne sporty

Kolarstwo

“Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Sebastian Warzecha
118
“Murzyn z tarantulą na głowie i blondynka”, czyli jak się zbłaźnić i obrazić wybitnych sportowców [KOMENTARZ]

Komentarze

46 komentarzy

Loading...