Suchy wynik – 6:3, 6:4 – może na to nie wskazywać, ale Iga Świątek musiała się namęczyć, żeby pokonać Lauren Davis. I dobrze. Bo Polka potrzebuje trudnych meczów, które pozwolą nabrać jej tempa. A Amerykanka naprawdę postawiła się liderce rankingu i zaprezentowała cały wachlarz swoich umiejętności. To, że nie wygrała choć seta, jest “winą” jedynie Igi. Świątek w kluczowych momentach po prostu udowodniła, że mimo ostatnich kilku porażek, wciąż jest zawodniczką odporną na stres i zdolną wygrywać nawet, gdy nie wszystko idzie po jej myśli.
Spis treści
Niewielka, ale waleczna
Ustalmy jedno: na papierze faworytka była oczywista. Davis to aktualnie 105. zawodniczka rankingu ATP. W przeszłości bywała nawet na 28. pozycji, ale w turniejach wielkoszlemowych nigdy nie przeszła trzeciej rundy, a więc na US Open już dojście do meczu z Igą było w jej wykonaniu wyrównaniem życiówki. W nagrodę za to osiągnięcie dostała mecz przy pełnych (no, od drugiego seta, bo chwilę trwało, zanim wszyscy weszli na swoje miejsca) trybunach i to w sesji nocnej, na drugim co do “ważności” korcie w Nowym Jorku, czyli Louis Armstrong Stadium.
Choć gdy już zaczęła grać, widać było, że to wcale jej nie wystarcza. I chciałaby urwać więcej.
Jej największy problem? Warunki fizyczne. Mierzy ledwie 157 centymetrów i choć potrafi popisać się dobrymi serwisami, a w wymianach jest niesamowicie wybiegana i dochodzi do większości piłek, to jednak niełatwo gra się jej z przeciwniczkami operującymi dużą mocą i potrafiącymi przejąć dzięki niej inicjatywę w wymianach. A Iga – choć nie gra może najmocniej w kobiecym tourze – się do nich zalicza. Stąd raczej nikt nie spodziewał się, by miała to być dla Polki przesadnie trudna przeprawa.
Nie było łatwo
Pierwszy gem jednak pokazał, że rywalka będzie groźna. Iga od razu musiała bronić break pointa, co zrobiła świetnym forehandem po linii. Ledwie gema później… sama przełamała Amerykankę. Ta jednak wyraźnie się rozkręcała. Z każdym gemem zyskiwała na dokładności i robiła coś, co mogło zaskoczyć Igę – parła do przodu. Grała agresywnie, to ona starała się momentami nadawać tempo wymian. I ta taktyka działała całkiem nieźle, bo Polce z trudem przychodziło wygrywanie kolejnych gemów i z czasem zaczęła popełniać więcej błędów.
Idze pomagała początkowo sama rywalka. Bo o ile w fazie budowania akcji wszystko szło jej wyśmienicie, o tyle piłki wyrzucała albo pakowała w siatkę, gdy trzeba było zagrać kończące uderzenie. Widać było jednak gołym okiem, że jeśli poprawi się w tym elemencie, to będzie mogła ze Świątek powalczyć. Choć trudno jej było trzymać serwis, bo stosunkowo słabe podanie po prostu w tym nie pomagało. Umiejętnie potrafiła jednak operować jego kierunkami i jakoś się broniła. Tak jak w szóstym gemie, gdy Iga miała cztery break pointy, ale nie udało jej się wykorzystać ani jednego z nich. A jak na nią to sytuacja nietypowa.
Davis miała jeszcze inne problemy – po kolejnym gemie poprosiła o interwencję medyczną. Zmierzono jej ciśnienie i sprawdzono ogólną kondycję. Bo i faktycznie, można było odnieść wrażenie, że ma drobne problemy z oddychaniem. Wyszło, że może grać dalej, więc grała. Utrzymała serwis, ale nie zdołała przełamać Igi. Pierwszego seta Polka wygrała więc 6:3.
Drugiego zaczęła znacznie gorzej. Najpierw nie wykorzystała break pointa, a Amerykanka wygrała swojego gema serwisowego, potem Polka sama straciła podanie. I to w najgorszy możliwy sposób, bo w decydującym punkcie popełniła podwójny błąd serwisowy. To nakręciło Lauren, która coraz lepiej serwowała i zdawało się też, że zostawiła za sobą kłopoty zdrowotne z pierwszej partii. Iga z kolei momentami nie mogła wstrzelić się w kort, zwłaszcza forehandem, z którym ma problem od kilku tygodni (tłumaczyła, że po części wynika to z piłek, bo w US Open Series kobiety grają nieco innymi, niż na co dzień).
Udało jej się jednak zachować spokój. I choć przegrywała już 1:4, to seta wygrała… do czterech właśnie. Davis w końcu nie wytrzymała naporu Igi, zaczęła popełniać więcej błędów, a Świątek grała staranniej, skupiając się przede wszystkim na tym, by utrzymać piłkę w korcie i poczekać na swoją szansę. Nie szalała ze spektakularnymi zagraniami, czując, że może wystarczyć jej solidna gra. I wystarczyła – na pięć wygranych gemów z rzędu, seta (6:4) oraz mecz (2:0).
– Mówiłam sobie, by starać się myśleć o tym punkt po punkcie. Początkowo nie mogłam odnaleźć rytmu. Ona gra zupełnie inaczej, niż reszta zawodniczek, z którymi ostatnio się mierzyłam. Jestem szczęśliwa, że na końcu udało się wygrać. Ale nie było łatwo. Co zmienia dla mnie gra w sesji nocnej [poprzednie dwa mecze Iga rozgrywała ok. południa czasu miejscowego, dziś po 19 – przyp. red.]? Nie będę mówić, bo może moje przeciwniczki oglądają ten wywiad. (śmiech) Staram się przystosować do warunków, ale faktycznie jest inaczej, niż w ciągu dnia. Trochę trudno, ale świetnie gra się przy pełnym stadionie. Kocham to. Atmosfera jest znakomita – opowiadała Polka po wygranej.
Czas na Niemkę
Dodała też, że z każdym kolejnym dniem rytm jej gry staje się lepszy. Inna sprawa, że 25 winnerów przy 38 niewymuszonych błędach – a to statystyka z meczu z Davis – to stosunkowo słaby wynik i w meczach z lepszymi rywalkami Iga na pewno będzie musiała się poprawić. A taki czeka ją w IV rundzie, choć trafi w niej na… jeszcze niżej notowaną tenisistkę. Do tej fazy turnieju dotarła bowiem Jule Niemeier z Niemiec, aktualnie 108. rakieta świata, ale zawodniczka zupełnie inna niż Davis. Przede wszystkim – o ponad 20 centymetrów wyższa, dysponująca świetnym serwisem i sporą mocą w uderzeniach.
Przełomowy turniej Jule zanotowała niedawno, na tegorocznym Wimbledonie, gdzie dotarła do pierwszego w karierze wielkoszlemowego ćwierćfinału – w ledwie drugim występie w głównej drabince turnieju tej rangi. Pokonała tam między innymi Anett Kontaveit. Na US Open ograła już za to Sofię Kenin (byłą mistrzynię Australian Open i rywalkę Igi z finału Roland Garros 2020), Julię Putincewą (38. w rankingu WTA) oraz utalentowaną Zheng Qinwen (tę samą, która sprawiła kłopoty Idze na tegorocznym French Open). To samo w sobie mówi, że Niemeier – mimo zajmowanego przez nią miejsca w rankingu – nie powinna stanowić dla Polki łatwej przeprawy.
Zresztą wcale się nie zdziwimy, jeśli za kilka miesięcy Niemka będzie w czołowej “30”. Już teraz wespnie się na najwyższe w karierze, 73. miejsce. I o ile życzymy jej jak najlepiej, o tyle wolimy, by większego awansu po US Open już nie zanotowała. Bo w ćwierćfinale wolelibyśmy zobaczyć Igę Świątek.
Iga Świątek – Lauren Davis 6:3, 6:4
Fot. Newspix