Wakacyjne niedziele obfitowały w mecze drużyn z czołówki poprzedniego sezonu Ekstraklasy. Eliminacje europejskich pucharów mocno nadszarpnęły jednak ten stan. Z całej czwórki naszych reprezentantów, niedzielne spotkania na stałe zachowa jesienią jedynie Lech Poznań. Właśnie dlatego tego dnia w ósmej kolejce kibice polskiej ligi otrzymają dużą różnorodność. Będą mogli rozsmakować się w starciach drużyn z okolic strefy spadkowej, czołówki i środka tabeli.
Europejski sen stał się jawą tylko dla Lecha Poznań. Podczas gdy mistrz Polski postara się pogodzić grę na dwóch frontach, w jego towarzystwie potoczą się inne ekstraklasowe boje. Czeka nas konsumpcja zarówno ligowego dżemiku, bo jakże inaczej można nazwać spotkanie Zagłębia Lubin z Jagiellonią Białystok, jak i drobnej egzotyki w postaci dwóch beniaminków. Nie zabraknie również dobrego, porządnego paprykarzu, tzn. występu Pogoni Szczecin.
Zagłębie Lubin – Jagiellonia Białystok
Przełamanie czy utrzymanie formy?
Choć Zagłębie i Jagiellonia to sąsiedzi w ligowej tabeli, to aktualnie mają ze sobą niewiele wspólnego. Miedziowi radzą sobie w ostatnim czasie bardzo przeciętnie. O ile dwie porażki z rzędu są w drobnym stopniu wytłumaczalne bowiem jedna nastąpiła z silną Pogonią, o tyle strzeleckiej indolencji nic nie tłumaczy. Lubinianie zdobyli tylko trzy bramki i posiadają najgorszą ofensywę w lidze.
– Dużo rzeczy nam wychodzi, zazębia się. Kreujemy sobie sytuację, ale niewiele z nich wykorzystujemy. A przez nieskuteczność mamy za mało punktów. Potrzebujemy przełamania. Ciężko powiedzieć czy wygrana 4:0 w pucharze z niżej notowanym rywalem takim przełamaniem była, ale oby pchnęło nas to do przodu – powiedział w rozmowie z klubowymi mediami Filip Starzyński, który z Startem Jełowa zdobył dublet.
Ciężko być skutecznym, jeśli w ataku występuje pozorant napastnika – Martin Doleżal. Czech, który wystąpił w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach w sześciu meczach, nie strzelając żadnego gola, otrzymał poważnego konkurenta do gry. Last minute Zagłębie wypożyczyło Dawida Kurminowskiego z Aarhus. 23-latek ma się stać receptą na nieskuteczność Miedziowych, którzy w spotkaniu z Jagiellonią wystąpią w okolicznościowych koszulkach z okazji 40. rocznicy zbrodni lubińskiej.
Duma Podlasia, choć uzbierała tyle samo punktów, co Zagłębie, ma się dużo lepiej. Ostatnią porażkę poniosła 6 sierpnia. Po drodze dwukrotnie odwróciła losy spotkań z Rakowem Częstochowa i Miedzią Legnica. Z wicemistrzami Polski udało się zremisować, choć do przerwy Jagiellonia przegrywała 0:2. Natomiast z beniaminkiem zainkasowała komplet punktów. Co prawda z Górnikiem Zabrze dała sobie wyrwać zwycięstwo w końcówce, ale ogólne forma białostoczan zwyżkuje.
Do głosu zaczynają dochodzić zagraniczni liderzy, czyli Jesus Imaz, Marc Gual i Nene, którzy w tym roku pojawili się w składzie Jagi (Imaz był już wcześniej, ale leczył poważną kontuzję). Cała trójka jest odpowiedzialna za wszystkie gole strzelone przez białostoczan w tym sezonie. Cała trójka jest już również zagrożona pauzą, jeśli otrzyma kolejną żółtą kartkę. Z Zagłębiem będą mogli jednak jeszcze zagrać i pokazać na co ich stać.
Korona Kielce – Pogoń Szczecin
Dobić do czołówki
Odpadniecie z europejskich pucharów Pogoń powetowała sobie w lidze. Od rewanżowej klęski z Broendby (0:4) pozostawała niepokonana w Ekstraklasie. Aż do środy. Wtedy odbyła zaległe spotkanie z Rakowem Częstochowa. Z racji tego, że Portowcy i puchary, to nie jest dobre połączenie, a ekipa spod Jasnej Góry to jeden z pucharowiczów, skończyło się pierwszą ligową porażką szczecinian od 24 lipca. Sama przegrana nie boli jednak tak mocno jak styl, w jakim to się stało. – Nie potrafiliśmy wykreować z przodu niczego konkretnego. Oni byli bliżej strzelenia drugiego gola niż my wyrównującego – ocenił w rozmowie z klubowymi mediami Benedikt Zech, który nie pierwszy raz w tym sezonie krytykuje swój zespół za styl gry.
Na domiar złego w niedzielę Portowcy zmierzą się z zespołem, który jak mało kto w lidze potrafi psuć strategie i plany drużyn przeciwnych. By tego uniknąć po środowej porażce w Częstochowie, Pogoń nie wróciła do Szczecina, a została w regionie, by lepiej się zregenerować przed meczem z Koroną Kielce, która w tygodniu zyskała nowego sponsora. Zupełnie nie dziwi nas, że jest to firma nazywająca się “Al Capone”. W końcu złocisto-krwiści to najwięksi gangsterzy i agresorzy w Ekstraklasie. Również oni przed niedzielnym spotkaniem potrzebowali odpowiedniej regeneracji.
W środę Korona zmierzyła się ze Stalą Rzeszów w Pucharze Polski. Mecz okazał się ogromnym wydatkiem energetycznym dla kielczan. Pierwszoligowiec postawił wysoko poprzeczkę. Do przerwy utrzymywał się remis 3:3. Poskutkował on dogrywką i serię rzutów karnych, w których lepsi okazali się ekstraklasowicze. Teraz po dodatkowych 30 minutach rywalizacji, przyjdzie im się mierzyć z drużyną z ligowej czołówki, co wielokrotnie na konferencji prasowej podkreślił trener Leszek Ojrzyński. Korona mogłaby do niej dobić, jeśli zwycięży to spotkanie. Portowcy muszą natomiast ścigać Legię Warszawa czy Wisłę Płock. Na ich drodze stanie jednak Adam Frączczak, który swoje najlepsze lata spędził na Pomorzu Zachodnim. Pierwszy mecz napastnika Korony przeciwko Pogoni będzie dodatkowym smaczkiem tej rywalizacji.
Lech Poznań – Widzew Łódź
Osłodzić sobie wejście w Europę
Koniec wakacji dla dzieci to powód do smutku, a wręcz rozpaczy. Dużo bardziej z powrotu do szkół swoich pociech cieszą się rodzice. Właśnie jak rodzic wyglądał przez ostatnie dwa miesiące Lech Poznań. Trochę pojeździł po Europie. Odwiedził Azerbejdżan, Luksemburg, Islandię, Gruzję, ale z każdego wyjazdu wracał zmęczony i w złym nastroju. Żadnego z meczów na obczyźnie nie wygrał. W domu również nie miał spokoju. Nie zwyciężył żadnego ligowego meczu aż do momentu zapewnienia sobie awans do fazy grupowej Ligi Konferencji. Ta świadomość sprawiła, że i w Ekstraklasie zatriumfował.
Dwa zwycięstwa nad Piastem Gliwice i Lechią Gdańsk wprowadziły nieco spokoju w szeregi zespołu Johna van der Broma. Poprawiły sytuację w tabeli – Lech wyszedł ze strefy spadkowej. Uspokoiły nieco nastroje na trybunach – na 24 godziny przed meczem z Widzewem Łódź sprzedano przeszło 22 tys. biletów, co jest zdecydowanie najwyższym wynikiem w lidze w tym sezonie Lecha. Były również szansą dla zagranicznych piłkarzy jak Kristoffer Velde czy Afonso Sousa, za których klub z Wielkopolski wydał grube miliony, do pokazania, że potrafią grać dobrze w piłkę i to nie tylko w europejskich pucharach. Obaj wspomniani zawodnicy zdobyli debiutanckie bramki w Ekstraklasie.
Już w czwartek Lech zmierzy się z Villarreal w pierwszej kolejce fazy grupowej Ligi Konferencji. Spotkanie z Widzewem może być zatem ostatnim momentem przed długą i wymagającą przeprawą po rywalizacjach na trzech frontach. Warto byłoby sobie ją osłodzić w razie jakichkolwiek przyszłych potknięć. A wcale nie musi być o to łatwo. Łodzianie przyjeżdżają do Poznania napędzeni dwoma okazałymi zwycięstwami. W minionej kolejce jako pierwsi w tym sezonie znaleźli receptę na rozpędzonego lidera – Wisłę Płock (2:1). Natomiast wcześniej ograli Wartę po golu w doliczonym czasie gry. Jedyną plamą na wizerunku RTS pozostaje odpadnięcie z Pucharu Polski z drugoligowym KKS Kalisz. Urwanie punktów mistrzowi Polski byłoby odpowiednim odplamiaczem.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Galancie się pokazałeś, Widzewie. Witaj z powrotem w Ekstraklasie
- Napędzany przez złość, dynamit w nogach. Skąd wziął się Jakub Myszor
- Jean Carlos: Kiedy wyjeżdżaliśmy do Europy, pukali się w głowę. Później witali nas jak legendy
Fot. Newspix