Dziś to sytuacja nie do pomyślenia. Zresztą… wtedy też tak było, ale dziewięć lat temu jednym z naszych futbolowych oligarchów był Antoni Ptak. Człowiek bardzo specyficzny. Nie znalazł wystarczająco pięknej rezydencji w Polsce? Kupił zamek nad Loarą. Chciał oglądać piękną piłkę na stadionie Pogoni Szczecin? Zbudował drużynę z samych Brazylijczyków. Równo dziewięć lat temu po raz pierwszy w wyjściowym składzie klubu Ekstraklasy zabrakło choćby jednego Polaka.
Był to mecz z GKS-em Bełchatów. Skład Portowców tworzyli jeden Słowak (Boris Peškovič) i dziesięciu Brazylijczyków (Valdir, Batata II, Matheus, Fabinho, Clêisson, Amaral, Júnior, Anderson, Wágner i Andradina). Skończyło się przegraną 0:2. Ostatnio o brazylijską Pogoń pytaliśmy Sergio Batatę – największego pupila zwariowanego właściciela.
– Mówiliśmy mu, że nic z tego nie będzie, ale nie słuchał. Nie da się przeszczepić brazylijskiej piłki do Polski w skali jeden do jednego. Inne drużyny motywowały się na nas podwójnie. Myśleli: co nam tu będą Brazylijczycy rozwalać ligę. I mieli rację. Jakby do Brazylii przyjechała drużyna złożona z samych Polaków, to inni też chcieliby pokazać im ich miejsce w szeregu – mówił.
Opowiadał nam jeszcze o tym, w jaki sposób wyłapywano “utalentowanych” Brazylijczyków. Fragment wywiadu:
– Jego człowiek chodził na mecze jakichś amatorów. Gość myślał, że ktoś jest dobry, bo strzelił ładną bramkę czy zaliczył udane dalekie podanie. Nieważne, że mogło mu wyjść pierwszy raz od dziesięciu lat. A on podchodził i proponował wyjazd. Siedmiu czy ośmiu w ogóle się nie nadawało. Musieli czuć się, jakby wygrali na loterii. Przylecieli do Polski, dostali niezłą kasę. Facet, który ich sprowadzał, w ogóle nie znał się na piłce. Mecze oglądał co najwyżej w telewizji – mówił Batata.
Jego marzeniem była widowiskowa gra. Porywanie tłumów brazylianą. Sprowadził kilkunastu kanarków, a najbardziej utytułowanym i najlepiej opłacanym (ponoć nawet 400 tys. euro rocznie) był Amaral – dziesięciokrotny reprezentant Brazylii. Niestety, rzekomi wirtuozi przegrywali mecz za meczem, a Ptak zastanawiał się, czy nie popełnił błędu sprowadzając ich wszystkich w środku zimy. Ostatecznie w Szczecinie żegnano go gwizdami, tak samo jak wcześniej w Łodzi czy Piotrkowie Trybunalskim, gdzie również zostawił po sobie spalony grunt.
Decyzja o jego odejściu z futbolu została wybrana przez “Gazetę Wyborczą” wiadomością roku w piłce nożnej. Potem zniknął, zapadł się pod ziemię. Emigrował do jednej z zagranicznych rezydencji. Chora miłość do brazylijskiej piłki jednak została. Otworzył tam szkółkę.