Reklama

Gorzej już być nie mogło… Aniołki Matusińskiego poza finałem MŚ

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

24 lipca 2022, 09:04 • 4 min czytania 29 komentarzy

Aleksander Matusiński postanowił zaryzykować. Choć możliwe, że nawet nie myślał o tym, że ryzykuje, bo przecież awans do finału wydawał się formalnością. W każdym razie – polska sztafeta kobiet 4×400 wystąpiła w eliminacjach MŚ w składzie z dwoma rezerwowymi. I to się zemściło, bo odpadła z rywalizacji. Justyna Święty-Ersetic i spółka nie zdobędą kolejnego medalu wielkiej imprezy.

Gorzej już być nie mogło… Aniołki Matusińskiego poza finałem MŚ

Sprawa była dość prosta: Natalia Kaczmarek i Anna Kiełbasińska, mimo tego, że ostatnio nie miały ze sobą po drodze, są dwójką najszybszych biegaczek na 400 metrów w Polsce. Biegaczek, które na tle słabszej stawki – choćby eliminacyjnej – potrafią być decydujące. Trener Matusiński chciał je jednak oszczędzić na rywalizację o medale. Dlatego wstawił do składu aż dwie “rezerwowe” zawodniczki. Małgorzata Hołub-Kowalik oraz Kinga Gacka zwyczajnie odstawały w tym sezonie od swoich koleżanek z kadry.

No ale cóż, w przeszłości bywało tak, że nawet jak jeden z Aniołków spisywał się w sztafecie słabiej, straty z nawiązką na ostatniej zmianie odrabiała Justyna Święty-Ersetic. Dzisiaj zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN pobiegła jednak jako pierwsza. Po jej okrążeniu, a także tym Igi Baumgart-Witan, nasza sytuacja nie była jeszcze zła. Prowadziły Jamajki, ale Polki zajmowały drugie miejsce. Tylko że Gacka okazała się słabsza od Kanadyjki, a Hołub-Kowalik w końcówce nie zdołała odeprzeć ataku Włoszek i Belgijek.

Skończyło się zatem na piątym miejscu. Mimo tego, że przecież poziom biegu nie powalał – to nie tak, że polskie zawodniczki przegrały dzisiaj wyłącznie z potęgami. Nie, po prostu – jak na swoje możliwości – pobiegły bardzo słabo.

Zakrwawiony but nie pomógł. Czas patrzeć na mistrzostwa Europy?

Tak naprawdę, wracając jeszcze do rywalizacji indywidualnej oraz sztafety mieszanej, jedyną podopieczną Matusińskiego, która wyjedzie z Eugene w miarę dobrym humorze, będzie Anna Kiełbasińska. Polka awansowała przedwczoraj do finału na 400 metrów, osiągając życiowy sukces. Cały sezon jest zresztą dla niej świetny, bo przecież w wieku 32 lat zbudowała najlepszą dyspozycję w karierze. Zejście poniżej 51 sekund to już dla niej nie osiągnięcie, a codzienność.

Reklama

Inna sprawa, że w przypadku naszych zawodniczek wszystko kręci się wokół sztafety. Nie ma co ukrywać, że w rywalizacji indywidualnej na MŚ czy IO Polki są – o ile Natalia Kaczmarek nie zrobi kolejnego wielkiego kroku do przodu – skazane na bycie “underdogami”. Bo Shaunae Miller-Uibo czy Marileidy Paulino to po prostu zawodniczki z innej planety. Rywalizacja drużynowa natomiast od 2015 roku regularnie (pomijając Rio oraz Amsterdam) przynosiła nam medale.

Polki zdążyły już zapowiedzieć, że postarają się odegrać na sierpniowych mistrzostwach Europy. Oczywiście – mówimy o imprezie znacznie mniejszej rangi. Ale dobrze byłoby zobaczyć medalową maszynkę Matusińskiego znowu działającą na odpowiednich obrotach.

A co do samego trenera – to jednak on jest największym przegranym mistrzostw świata w Eugene. Najpierw w jego grupie wybuchł konflikt, który niewątpliwie wpłynął na atmosferę. A gdy zawodniczki się pogodziły – przynajmniej na czas mistrzostw – i zapowiadały, że w finale pobiegną razem po medal, to rozgrywka z rezerwowym składem z eliminacjach odbiła się potężnym rykoszetem.

Przez chwilę był co prawda cień szansy, że to wszystko się odwróci. Choć Polki – przed kamerami TVP Sport – były już pogodzone z porażką, nasza kadra postanowiła złożyć protest, bo w pewnym fragmencie biegu Kanadyjka nadepnęła na nogę Hołub-Kowalik. But sprinterki był przez to dziurawy i zakrwawiony. Można było jednak powiedzieć, że doszło do zwyczajnej walki o pozycję i trudno znaleźć podstawy do dyskwalifikacji czy większej niesprawiedliwości. Takie zdanie wyrazili też organizatorzy.

Polki odpadły więc z rywalizacji.

Reklama

Druga ze sztafet dała radę

Nasi czterystumetrowcy nie mieli dzisiaj takich problemów. Bo oni akurat pewnie awansowali do finału. Maksymilian Klepacki, Karol Zalewski, Mateusz Rzeźniczak, Kajetan Duszyński – ta czwórka zajęła w swoim biegu eliminacyjnym trzecie miejsce. I w nocy z niedzieli na poniedziałek postara się sprawić niespodziankę. Patrząc na formę “Kajetano” czy Zalewskiego, Polacy mogą powalczyć o niezły wynik. Dobrą informacją dla Polaków na pewno jest na pewno to, że ze względu na kontuzję jednego z biegaczy, z rywalizacji wycofała się Dominikana. To zwiększa szansę pozostałych ekip, bo mówimy o świetnej biegowo nacji.

Orlen baner

Odchodząc już od 400 metrów: spore niespodzianki obserwowaliśmy dziś w nocy w rywalizacji sztafet 4×100. Po złoty medal nie sięgnęły bowiem Jamajki – które indywidualnie zapełniły całe podium, na którym stanęły Shelly-Ann Fraser-Pryce, Elaine Thompson-Herah i Shericka Jackson – a Amerykanki. Gdy jednak wydawało się, że dzień w Eugene zakończy się dla gospodarzy idealnie, to równie faworyzowana co Jamajki, amerykańska sztafeta mężczyzn, też zdobyła tylko srebro, a lepsi okazali się Kanadyjczycy, u których fenomenalnie na ostatnich metrach pobiegł Andre De Grasse.

Oba te biegi potwierdziły jedną, starą prawdę – im krótsza sztafeta, tym ważniejsze zmiany. Bo i Jamajki, i Amerykanie, zmieniali po prostu fatalnie.

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

29 komentarzy

Loading...