Reklama

Wióry leciały. Korona urwała punkty Legii

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

16 lipca 2022, 22:57 • 3 min czytania 188 komentarzy

Walka, bieganie, podostrzenie, doskok, oranie trawy. Co chwila przerwy w grze i ktoś leżący na boisku – z obu stron. Korona Kielce nie pozostawiła złudzeń, jak będzie grała w Ekstraklasie. Na “dzień dobry” przekonała się o tym Legia, która wróci do domu z remisem i jakoś specjalnie narzekać na ten wynik nie może. Gospodarze zresztą też nie.

Wióry leciały. Korona urwała punkty Legii

Komplet publiczności w Kielcach, atmosfera święta. Sporo sobie obiecywaliśmy po tym meczu. Jeśli chodzi o zaangażowanie i ambicję, było tak, jak się spodziewaliśmy. Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego zagrali jak… typowa Korona, którą znamy z najwyższej ligi. Przykładowo: Szymusik często celebrował wyrzut z autu w ofensywie, najpierw wycierając piłkę ręcznikiem i odsuwając bandy reklamowe. Gorzej, że trochę mało było dziś piłki w piłce, nie licząc efektownych momentów Jacka Kiełba, kręcącego obrońcami na swojej stronie. Do tego jednak, jeśli chodzi o spotkania kieleckiego beniaminka, chyba trzeba będzie się przyzwyczaić.

Korona Kielce – Legia Warszawa 1:1. Wióry leciały

Legia na nowo rozbudziła nadzieje swoich kibiców, bo po letnich roszadach wydaje się, że może ona sporo ugrać nie będąc obciążona europejskimi pucharami. Debiut Kosty Runjaica w roli trenera “Wojskowych” zapewne nieco ostudził zapędy co poniektórych. Jego piłkarze dali się wciągnąć w tę boiskową wojnę i nie robili różnicy umiejętnościami.

W efekcie oglądaliśmy mecz o dużym ładunku emocjonalnym, z dobrym tempem jeśli już gra była wznawiana (a przerw po różnych starciach mieliśmy mnóstwo), ale konkretów obejrzeliśmy jak na lekarstwo. Do przerwy można wspomnieć o ładnym strzale “fałszem” Josue sprzed pola karnego i sytuacji Szykawki, który zmarnował dobre dośrodkowanie Dei z rzutu wolnego.

Po zmianie stron nic nie zapowiadało przełomu, aż wreszcie za drugą żółtą kartkę wyleciał Wieteska. I wtedy się zaczęło. Legia w dziesiątkę paradoksalnie prezentowała się lepiej. Na dodatek czyszczący praktycznie wszystko na swojej stronie Sasza Balić coraz trudniej znosił trudy meczu. Kilka razy dawał do zrozumienia, że odczuwa jakiś ból i w końcu musiał spasować. Akurat wtedy, gdy zszedł już z murawy, a jeszcze nie zameldował się na niej Roberto Corral, goście przeprowadzili akcję w tej strefie i dotychczas mało widoczny Muci strzałem głową wykończył dośrodkowanie Wszołka.

Reklama

Efektowny gol Łukowskiego ratuje remis

Z perspektywy Korony zaczęło się robić nieciekawie, ale znów dała o sobie znać chwila, gdy kontuzjowany zawodnik opuścił plac gry bez wprowadzenia następcy. Tak się stało w przypadku oszołomionego po zderzeniu ze Śpiączką Nawrockiego. Legia kilkadziesiąt sekund grała w dziewiątkę i kielczanie z tego skorzystali. Zarandia płasko podał z prawego skrzydła, a niepilnowany Jakub Łukowski znakomitym strzałem pod poprzeczkę w dalszy róg nie dał szans Tobiaszowi. Dopiero po tej bramce na boisko mógł wejść Charatin.

Łukowski był bliski drugiego gola, ale tym razem piłka przeleciała nieznacznie obok słupka. 26-letni skrzydłowy ma sporo do udowodnienia w Ekstraklasie i zaczął świetnie, idąc za ciosem po udanym sezonie w I lidze. Balić po takim debiucie już zaskarbił sobie sympatię kibiców, a Kiełb potwierdził, że jakość z piłką przy nodze ciągle ma. W Legii tak naprawdę trudno kogoś mocniej wyróżnić.

Co do sędziego, wydaje się, że Tomasz Musiał powinien pokazać więcej żółtych kartek. Taki Bartosz Śpiączka za “uszkodzenie” Nawrockiego kartki nie otrzymał i zarobił ją dopiero później po staranowaniu Ribeiro.

Jedno jest pewne: z tak grającą Koroną nikt nie będzie miał łatwo. Legia może się cieszyć, że w tej rundzie już ma tego przeciwnika odhaczonego.

Reklama

WIĘCEJ O SOBOCIE W EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

188 komentarzy

Loading...