Był czas na letni eurowpierdol, teraz jest czas na wiosenny agrowpierdol. Lech Poznań rok w rok dostaje oklep gdzieś w jakimś dziwnym miejscu, w ramach rozgrywek o Puchar Polski. Tym razem obowiązek zlania „Kolejorza” przypadł dzielnym chłopakom z Błękitnych Stargard Szczeciński.
Wypada pokłonić się nisko przed zawodnikami Błękitnych. Wstają rano, chodzą do pracy, w wolnych chwilach trenują i grają w piłkę. Przed kamerą staje jeden z nich, Ariel Wawszczyk, i mówi: – Spokojnie moglibyśmy utrzymać się w ekstraklasie.
I dlaczego nie? Ktoś chce z nim polemizować?
Trafili na Pogoń Siedlce z pierwszej ligi – wygrali.
Trafili na Chojniczankę z pierwszej ligi – wygrali.
Trafili na GKS Tychy z pierwszej ligi – wygrali.
Trafili na Cracovię z ekstraklasy – wygrali.
Zagrali rewanż z Cracovią – wygrali.
Trafili na Lecha Poznań z ekstraklasy – wygrali.
Wniosek: te niby wielkie różnice w poziomie to pic na wodę. Wstawcie dowolnych trzech piłkarzy z ekstraklasy do drugiej ligi i gwarantujemy wam: nie będą wiązać krawatów (a jak wstawicie Rymaniaka, to będzie najgorszy). W drugą stronę też to działa: wstawcie trzech z drugiej ligi do ekstraklasy i nikt ich nie będzie na luzie objeżdżał. Chcecie dowodów, to idźcie na mecz rezerw jakiejś niby niezłej drużyny i popatrzcie na tych niby asów z pierwszego zespołu, podczas gościnnych występów. Żałość.
Spłycając temat maksymalnie, ale czasami uproszczenia są konieczne: jedni grają w ekstraklasie, a inni w drugiej lidze tylko dlatego, że wszyscy się w ekstraklasie nie pomieszczą (zwłaszcza, że trzeba zrobić miejsce dla zagranicznych połamańców). I nie chodzi o to, że druga liga taka mocna, tylko ekstraklasa taka słaba. Już dawno pisaliśmy, że większość piłkarzy to powinna przejść na pół-zawodowstwo, czyli łączyć granie z normalną pracą, a kontrakt zawodowy powinien być nagrodą dla najlepszych. Zaoszczędzone dziesięć czy dwadzieścia milionów rocznie należałoby przeznaczyć na rozwój infrastruktury i szkolenie.
A piłkarze? I tak by grali, bo niby co mieliby robić? Przecież nie wyjechaliby do Primera Division. A przynajmniej jakaś korzyść by z nich była: do piętnastej upiekliby chleb, zawieźli kogoś autobusem czy taksówką, posprzątaliby magazyn w Tesco. Zrobiliby cokolwiek, co ma realną wartość. A Kownacki chodziłby do szkoły i kto wie, może nawet miałby z piątkę z WF.
Niestety, dochodzi do paradoksów. Kamińskiemu piłka lata nad głową, o ile akurat nie turla mu się między nogami – i zarabia tyle, że furę może kupić raz w miesiącu. A z drugiej strony koleś, który przez cały mecz nie popełnia błędu i który jeździ autobusem. Zamiast prawdziwej weryfikacji – tylko lepszy i gorszy PR. W ataku Lecha facet, który ma trzy razy więcej kartek niż goli, czyli absolutne zaprzeczenie Linekera, który nigdy w karierze kartki nie dostał, a bramek zdobył setki. Linetty miał zbawić naszą kadrę w Irlandii, a nie zbawił Lecha w Stargardzie Szczecińskim, natomiast Kadar, podobno materiał na gwiazdę, okazał się cieciem. Moglibyśmy tak wymieniać długo, ale… No, dajcie spokój, przecież to są jakieś żarty i połączylibyśmy je z datą 1 kwietnia, gdyby Błękitni nie lali tej ekstraklasy w dowolnym terminie i miejscu.
Ekstraklasa to tylko nazwa. Druga liga to też tylko nazwa. Jedni i drudzy nadają się do tego samego, czyli raczej tarcia chrzanu, ale dla jednych mamy szacunek, bo nikogo nie oszukują i wiodą normalne życie, w którym uczciwie pracują na chleb i hobbystycznie przebierają się za piłkarzy. Drudzy to piłkarskie wydmuszki, którym się dużo wydaje.