Ewa Swoboda – choć przy nieregulaminowym wietrze – pobiegła dziś na 100 metrów w czasie 10.99 s. To najszybszy bieg jakiejkolwiek polskiej sprinterki od 1986 roku, gdy Ewa Kasprzyk ustanawiała wciąż aktualny rekord kraju (10.93). Swoboda, zgodnie z zapowiedziami, tylko się rozpędza. W rozmowie po starcie powiedziała nam, że dorosła do wielkiego biegania i myśli, że czasy poniżej 10.90 powinny przyjść już za chwilę.
SZYMON SZCZEPANIK: Najpierw 6.99 s na 60 metrów w sezonie halowym, teraz 10.99 s na 100 metrów już na stadionie. W tym sezonie osiągasz promocyjne wyniki?
EWA SWOBODA: (śmiech) No tak. Choć mogłyby być jeszcze niżej. Walczmy z tą inflacją, niech będzie choćby 10.85. Myślę, że wyniki poniżej 10.90 stoją otworem. Przebicie jakiejś bariery po raz pierwszy jest trudne, teraz powinno się to zdarzać częściej.
Wczoraj pogoda nie pozwoliła na bieganie. Jak udało ci się utrzymać koncentrację i skupienie przed przełożonym na dziś startem?
Szczerze mówiąc, jak mam coś zaplanowane i wszystko jest dopięte na ostatni guzik, to zwykle się spełnia. Wczoraj jednak nie było jak biegać. Na torach było dużo wody, widziałam, że nie wystartujemy. Powiedziałam sobie: “dobra, może po prostu los tak chciał”. Jak widać – dobrze, że tak się stało. Dziś pobiegłam dobrze, jestem zadowolona. A utrzymać koncentrację? Wcale nie było tak trudno. Poszłam spać, wstałam i dziś tak naprawdę jestem po robocie.
To twój najszybszy bieg na 100 metrów…
Tak, nie patrzmy nawet na to, że wiatr był 2.4 [regulaminowy nie może przekraczać 2.0 m/s w plecy – przyp. red.]. To po prostu bieg na 10.99 s. Nie zwracam uwagi na to, jak mocno wiało.
Widziałem, że spoglądałaś kątem oka na trenerkę Iwonę Krupę. Powiedz, co ona sądzi o tych wynikach? Bo chyba wasze relacje się troszkę zmieniły, co?
Trochę faktycznie się zmieniły, zaczęłyśmy się lepiej dogadywać. Myślę, że trzeba było dorosnąć. Mogę powiedzieć nawet, że nie kłamię już na treningach, a robię wszystko, co zrobić powinnam. (śmiech) Dogadujemy się bardzo dobrze. Wcześniej czasami tego brakowało, teraz jestem zadowolona. Bo nie wyobrażam sobie, bym miała pracować z kimś innym. Myślę, że od początku do końca będę trenować właśnie z nią, bo – jak widać – przynosi to efekty.
Trenerka wczoraj została w aucie… Pół żartem, pół serio – boi się burzy?
Została, bo chyba była przerażona ilością tego deszczu. Ja tam się nie zastanawiałam, czy będę mokra, czy nie – w sumie mogę zmoknąć. Jednak na wszelki wypadek miałam ze sobą dwie kurtki. (śmiech) Była nadzieja, że start się odbędzie, ale w sumie to niewielka. Więc powiedziałam trenerce, żeby została i tylko zamknęła samochód, jak będzie szła na stadion. Ale niestety na niego nie doszła.
Ewa, wróćmy do samego biegania. Bo przede wszystkim – mamy czerwiec, a ty już robisz takie wyniki. Co będzie w lipcu na mistrzostwach świata? Co w sierpniu na mistrzostwach Europy?
Powiem standardowo: pożyjemy, zobaczymy. (śmiech)
Pożyjemy, zobaczymy, ale co do dziś jeszcze, to warto zwrócić uwagę na występy twoich koleżanek.
Jestem mega zadowolona z występów Magdy Stefanowicz [11.21], Martyny Kotwiły [11.28] i innych dziewczyn. Będziemy tworzyć dobrą sztafetę, wszystkie jesteśmy w formie już teraz. Miejmy nadzieję, że trenerzy dziewczyn będą prowadzić im trening z głową, nikt nie przesadzi i wszystkie będziemy zdrowe. Polska sztafeta 4×100 metrów może o coś powalczyć.
Na Memoriale Kusocińskiego mówiłaś, że nie lubisz biegać w tak wysokiej temperaturze jak dziś w Suwałkach, a jednak wykręciłaś świetny wynik. Czy w takim razie mniejsza jest obawa o pogodę przed mistrzostwami świata i Europy, które w lipcu i sierpniu?
Podtrzymuję to, że nienawidzę biegać przy takiej pogodzie. Jest mi strasznie, choć po eliminacjach było gorzej. Nie zwracam już jednak na to wielkiej uwagi, choć mam nadzieję, że na mistrzostwach Europy w Monachium nie będzie przesadnie ciepło. Ale pamiętam, że jak byłam tam na mistrzostwach Europy juniorów, to postawili wanny z lodem. Więc powinno być dobrze.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o lekkoatletyce: