Przygotowując się do startu obecnego sezonu Aaron Ramsey nie mógł przypuszczać, że zagra w finale europejskich pucharów w barwach Rangersów. Piłkarska rzeczywistość zmienia się jednak bardzo szybko i dzisiaj Walijczyk stoi przed właśnie takim wyzwaniem. A jego efekty najprawdopodobniej zdecydują o jego dalszej karierze.
Gdy Ramsey opuszczał Arsenal, by występować w Juventusie, mogło się wydawać, że robi naturalny krok do przodu w swojej karierze. Gra w Premier League wiąże się co prawda z większym prestiżem niż ta w Serie A, ale nawet nie ma sensu porównywać ówczesnego statusu Arsenalu i Juventusu na futbolowej mapie. Stara Dama zdobywała wtedy kolejne scudetto, a w jej barwach błyszczał Cristiano Ronaldo. Kanonierzy awansowali co prawda do finału Ligi Europy, ale jednocześnie przechodzili bardzo trudny okres po odejściu Arsene’a Wengera.
Po raz kolejny jednak w praktyce została udowodniona teoria o spadku formy piłkarzy z Wysp, którzy próbują swoich sił w innych, mocnych zagranicznych ligach. W Premier League Ramsey miał ugruntowaną pozycję. Każdy wiedział jakie są jego najmocniejsze strony na boisku, miał też mocną pozycję w szatni zespołu, był jednym z jego liderów. Uwielbiali go fani Arsenalu, szanowali kibice reprezentacji Walii.
W trakcie gry w Anglii wygrał trzy Puchary Anglii, dokładając ogromną cegiełkę do zdobycia jednego z nich. Jego gol w dogrywce pojedynku z Hull City zapewnił Kanonierom pierwsze trofeum po kilku latach posuchy, a we wszystkich rozgrywkach z armatką na piersi zdobył 65 goli i zaliczył tyle samo asyst w 371 występach. W wieku 28 lat zdecydował się na podbój Serie A, co wydawało się bardzo logicznym ruchem. Nie był przecież przesiąknięty charakterystycznym angielskim stylem gry. Dobry, wszechstronny środkowy pomocnik powinien odnaleźć się w każdej piłkarskiej kulturze, zwłaszcza, jeśli udowodnił swój poziom na gruncie reprezentacyjnym. W jego przypadku turyńska przygoda okazała się jednak jednym wielkim niewypałem.
Rozczarowanie na każdej płaszczyźnie
Pierwsze niepokojące oznaki Walijczyk otrzymał jeszcze przed wyjazdem do Włoch. Na Allianz Stadium zawitał bowiem w roli wolnego agenta, podpisując wstępną umowę z Juventusem na kilka miesięcy przed lipcem 2019, gdy miał definitywnie stać się piłkarzem Starej Damy. Los sprawił jednak, że w chwili podpisywania kontraktu szkoleniowcem turyńczyków był jeszcze Massimiliano Allegri, a Ramseya w klubowych korytarzach powitał już Maurizio Sarri. Ten charakteryzuje się oczywiście wyjątkowo specyficznym podejściem do futbolu i nigdy nie poznamy odpowiedzi na pytanie, czy Walijczyk przeszedłby do prowadzonego przez niego klubu, gdyby tylko wcześniej o tym wiedział.
Po pierwszym sezonie piłkarz mógł wpisać sobie do CV mistrzostwo kraju, które wówczas w Turynie było absolutnym obowiązkiem, ale indywidualnie nie mógł zaliczyć tych rozgrywek do udanych. Przegrywał rywalizację o miejsce w składzie z Rodrigo Bentancurem, Blaisem Matuidim i Adrianem Rabiotem, przez co na boisku pojawiał się głównie z ławki.
Nie pomogły także kolejne zmiany menedżerów. Po zaledwie jednym sezonie za sterami Sarriego zastąpił Andrea Pirlo, którego po takim samym okresie zmienił powracający do klubu Allegri. Przez całe dwa i pół roku pobytu w klubie Ramsey był wykorzystywany niemal na każdej pozycji w drugiej linii. Dostawał szanse jako ofensywny pomocnik, liczono na niego jako typowego zawodnika box-to-box, a nawet próbowano zrobić z niego registę, czyli rozgrywającego, który jest de facto defensywnym pomocnikiem, grającym bezpośrednio przed środkowymi obrońcami. W żadnej z opcji nie prezentował się wystarczająco zadowalająco, by zagrzać na dłużej miejsce w pierwszym składzie.
Zawodził też w kwestii swojego dorobku w ofensywie. Do dzisiaj w barwach Juventusu zagrał 70 spotkań, w których strzelił tylko sześć bramek, zanotował też tyle samo asyst.
Powodem tak rozczarowujących wyników, oprócz ciągłych zmian trenerów, były też kontuzje samego zawodnika. Cóż, organizm Ramseya regularnie się buntuje i wysyła go do gabinetu fizjoterapeuty. Jak już wyleczy udo, to odzywa się łydka, jak upora się z łydką, to zaboli przywodziciel. I tak w kółko. Piłkarz musiał się już zdążyć przyzwyczaić do takich okoliczności, ale w całej sytuacji Juventusowi najbardziej może nie podobać się fakt, że sam Ramsey za swoje kontuzje obwinia właśnie klub.
– Filozofia i metody treningu są zupełnie inne w klubie niż w trakcie zgrupowań z reprezentacją. Jest tu wiele osób, które zajmują się mną od lat. Przez to wiedzą, co jest dla mnie najlepsze, potrafią to ze mnie wydobyć, co pozwala mi grać wiele meczów z rzędu, co pokazałem chociażby w trakcie Euro. Moje wyniki z meczów są dość wysokie, przez co być może potrzebuję więcej odpoczynku w trakcie tygodnia – żalił się w trakcie przerwy reprezentacyjnej jesienią ubiegłego roku.
W Turynie na pewno nie byli zadowoleni z takich wypowiedzi, a mieli też swoje, nieco inne problemy związane z zawodnikiem. Mówimy bowiem o piłkarzu, który rozczarowuje na całej linii względem oczekiwań, jakie mieli co do niego w klubie, krytykuje metody treningowe, a co być może najważniejsze, jest ogromnym ciężarem finansowym dla klubu.
Mało gra, dużo zarabia
Wszystko przez to, że do Włoch przybył on na zasadzie wolnego transferu, mogąc tym samym wynegocjować sobie bardzo wysoką tygodniówkę. Najpierw światowe media informowały, że Walijczyk będzie w Turynie zarabiał aż 400 tysięcy funtów tygodniowo, co czyniłoby go najlepiej zarabiającym piłkarzem z Wysp na świecie. Po czasie okazało się, że jego zarobki nie są nawet zbliżone do takiej kwoty, ale wciąż pozostają bardzo wysokie. Mówimy bowiem o 7 milionach funtów rocznie, co czyni go jednym z najwyżej sytuowanych na liście płac zawodników Starej Damy.
Nic więc dziwnego, że klubowi cała sytuacja się nie uśmiecha. Kontrakt Walijczyka wygasa dopiero latem 2023 roku, będąc w Turynie nie może sobie wywalczyć miejsca w składzie, a również niezbyt podoba mu się wizja odejścia z klubu i zejścia z poziomu obecnego wynagrodzenia. To właśnie przez tego typu zawirowania Juventus wypożyczył go w styczniu tego roku do Rangers, dając mu tym samym swego rodzaju okno wystawowe, w celu zachęcenia ewentualnych kupców do dopięcia transakcji jeszcze tego lata i tym samym pozbycia się problemu.
O definitywnym transferze mówiło się już nawet w zimowym oknie. Wówczas zgłosiło się chociażby Burnley, ale jak można się domyślać, sam piłkarz nie był zainteresowany takim ruchem. Nie można się temu dziwić, bo byłyby to dwa kroki w tył na każdym polu – komfortu życia, ambicji sportowych i sytuacji finansowej. To pokazuje, jak ciężkie może być dla Starej Damy wypchnięcie Ramseya z klubu. Walijczyk jest pod formą, a oczekuje gry w mocnym klubie, który gwarantuje solidne wynagrodzenie.
Zaskakująco udany sezon
Mało kto spodziewał się jednak, że ów okno wystawowe może spowodować, że Ramsey będzie jedynym piłkarzem Juventusu, który w tym sezonie będzie mógł podnieść nad głowę jakiekolwiek trofeum. Tymczasem Walijczyk może uzbierać nawet dublet, bo w ciągu najbliższych trzech dni jego Rangersi zagrają w finale Ligi Europy z Eintrachtem oraz w finale Pucharu Szkocji z Hearts. Juventus zaciera pewnie ręce, bo ciężko wyobrazić sobie lepszą okazję do zareklamowania swojego piłkarza, niż finał europejskich pucharów.
Aby taka misja się powiodła, Ramsey musi jednak zagrać w tym spotkaniu, co wcale nie jest przesądzone. Klasycznie wiele spotkań tego sezonu omijał z powodu kontuzji, w innych zostawał na ławce rezerwowych. Dziennikarze blisko związani ze szkockim klubem informują jednak, że Ramsey będzie dzisiaj gotowy do gry i ma duże szanse na wyjście w podstawowej jedenastce. Ewentualne wygranie Ligi Europy ekscytuje też oczywiście samego zainteresowanego.
– Nie ma zbyt wielu okazji w trakcie kariery, by grać w finale europejskich pucharów. Niestety kilka lat temu przegapiłem jedną z nich, gdy Arsenal grał z Chelsea. Mam nadzieję, że uda mi się teraz odrobić te zaległości – wspominał Ramsey. W finale Ligi Europy w Baku w sezonie 2018/19 nie zagrał rzecz jasna z powodu kontuzji. Był to ostatni mecz Kanonierów przed upłynięciem jego kontraktu.
Walijczyk został też oczywiście zapytany o swoją przyszłość, jednak już wcześniej informował, że zamierza zając się tym dopiero po finale Pucharu Szkocji, który będzie ostatnim meczem dla Rangersów w tym sezonie. – Nie mogę się doczekać ostatnich tygodni tutaj i mam nadzieję, że będzie to dla mnie niesamowite przeżycie – zaznaczył.
Dlatego też wciąż można się zastanawiać nad przyszłością 31-latka. Brytyjskie media spekulują, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest definitywny transfer piłkarza z Juventusu do Rangersów. Pozostałymi opcjami pozostają kluby średniego poziomu w Premier League, takie jak West Ham, Leicester czy Newcastle. Dużo będzie jednak zależeć od dzisiejszego występu Ramseya. Tak ważne mecze zrzeszają dużą publiczność i mogą pomóc nieco zakłamać rzeczywistość. Jeśli Walijczyk zaprezentuje się z dobrej strony, być może ktoś zainteresuje się jego sprowadzeniem. Jeśli zagra słabo lub w ogóle nie wystąpi, w Turynie będą mieli jeszcze twardszy orzech do zgryzienia.
Czytaj więcej o finale Ligi Europy:
- Węgierskie przeprosiny i mural na mieście. Jak Eintracht grał w finałach
- Siedem scen z życia Giovanniego van Bronckhorsta
- Niedoceniony przez “Wilki”. Uwielbiany przez “Orły”
- Piąty finał pucharów dla Rangersów. Wyprzedzą Celtic w europejskich sukcesach?
Fot. Newspix