Jeśli chodzi o bramki zdobywane przez bramkarzy, to my Polacy mamy raczej doświadczenia związane bardziej z ich wpuszczaniem niż strzelaniem. Świetnie pamiętamy blisko stumetrowe loty piłek za plecy Tomasza Kuszczaka czy Artura Boruca, chociaż ten drugi też zaliczył trafienie w barwach Legii. Wyżej w tej klasyfikacji jest Paul Robinson. Do Rogerio Ceniego czy Jose Chilaverta trochę brakuje, ale dwie bramki, jak na bramkarza piłkarsko konserwatywnej Premier League, to niezły wynik. Równo osiem lat temu zdobył tą drugą, wyjątkowej urody.
17 marca 2007, Tottenham gra z Watford. Gospodarze, na rozhukanym White Hart Lane, byli oczywistymi faworytami, chociaż długo nie mogli przejąć kontroli nad meczem i ostatecznie przełamać wyniku. W końcu na niedługo przed przerwą trafił Jermaine Jenas. W drugiej połowie gra ciągle była niezwykle wyrównana, ale właśnie wtedy pozamiatał sam Robinson.
Podszedł do ustawionej w miejscu piłki, tak samo jak robił to wcześniej milion razy. Kopnął jednak zupełnie inaczej. Mocniej, wyżej, chociaż – jak sam przyznawał – jego celem nie była bramka. Ben Foster popełnił fatalny błąd, pozwalając piłce odbić się tuż przed nosem, a potem mógł już tylko bezradnie patrzeć jak ta wpada mu za kołnierz. Szast, prast i druga bramka w karierze. Pierwszą zdobył jeszcze jako młody chłopak, grając w Leeds, głową po rzucie rożnym.
Dodatkowego smaczku sytuacji dodał fakt, że Robinson i Foster rywalizowali o pozycję bramkarza numer jeden w reprezentacji Anglii. W ostatnim meczu z Hiszpanią między słupkami w drużynie Synów Albionu stanął właśnie Foster. “Teraz przynajmniej Steve McLaren będzie wiedział do kogo dzwonić w razie kolejnego urazu któregoś z napastników.” – ironizowała brytyjska prasa.