Jedni na nich narzekają. Że szkoda czasu na granie ze sprzedawcami pomidorów i tapeciarzami, że to niepotrzebne narażanie się na kontuzje. Pozostali – chyba jednak większość – traktuje ich jako nieszkodliwe maskotki. Nie tak dawno odbębnili swoje risultado historico, remisując bezbramkowo z Estonią, a dziś istnieje realne ryzyko, że przestaną istnieć. Sytuacja jest poważna. Przyszłość piłki w maleńkim San Marino stanęła pod znakiem zapytania.
Od piątku trwa oficjalny strajk. Powód? Brak dialogu miejscowego związku piłkarzy z federacją. Zawodnicy przedstawili kilka projektów, mających na celu rozwój, ale te przez kilka miesięcy nie odbiły się żadnym echem. Chcą po prostu zostać wysłuchani, osiągnąć konsensus. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to nie stawią się na treningach przed wyjazdowym, eliminacyjnym meczem ze Słowenią. Opuszczenie go będzie pierwszym krokiem na zjeżdżalnię do armagedonu.
– To dyktatura, nie demokracja. My, piłkarze, jesteśmy tutaj najważniejsi, a zupełnie nikt nie liczy się z naszym zdaniem. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to o wyjeździe do Słowenii nie ma mowy – mówi najlepszy strzelec w historii sanmaryńskiej piłki, Andy Selva. Taki lokalny Pele.
Pytania o konkretne roszczenia długo były zbywane. Powtarzano ciągle te same historie o dialogu, konsensusie, przyszłości piłki w San Marino. W końcu jednak Selva pękł i podał prosty przykład, który rzeczywiście daje do myślenia. – Wyobraźcie sobie, że za mecz towarzyski każdy zawodnik otrzymuje 60 euro. Do tego musi wziąć dwa dni wolnego w pracy i jeszcze odprowadzić podatek. To absurd. Poza tym, czy na świecie istnieje jakakolwiek inna federacja, która nie posiada żadnego organu nadzoru? – pyta retorycznie.
Odpowiedź prezesa federacji? Błyskawiczna i nokautująca. Ucinająca jakąkolwiek dyskusję. Chcą strajkować? Nie pojadą do Słowenii? W porządku, w takim razie zwijamy biznes. – Nie będziemy akceptować podobnych zachowań. W ten sposób piłkarze niszczą wizerunek naszej piłki na całym świecie. Jeśli chcą doprowadzić ją do upadku, proszę bardzo. Nie zagrają meczu ze Słowenią? To my rozwiążemy wszystkie krajowe reprezentacje, a UEFA wykluczy je ze swoich struktur.
Robi się naprawdę gorąco. Kopciuszkowi pośród europejskich reprezentacji pali się w gaciach i trudno sondować realne szanse na osiągnięcie porozumienia. Jeśli piłkarze rzeczywiście pójdą w zaparte, a wszystko na to wskazuje, to może być to koniec reprezentacji San Marino jaką znamy.