Świat piłki otwiera się na kobiety, ale przyznajmy – wciąż traktujemy je z pewną dozą pobłażliwości. Po części dlatego, że cały czas są – wybaczcie dobór słów, ale oddaje sedno – zjawiskiem egzotycznym. Futbol zdominowany jest przez mężczyzn na trybunach, w klubowych gabinetach, przy dziennikarskich biurkach, o boisku nawet nie wspominając, bo wystarczy przypomnieć sobie jak kolosalne różnice ekonomiczne dzielą zawodowstwo męskie i żeńskie. Trend jest oczywiście pozytywny, coraz więcej kobiet zakochuje się w piłce (można powiedzieć: z wzajemnością), ale mimo wszystko reprezentantka płci żeńskiej na czele federacji? To ruch, który musi wzbudzić zainteresowanie, a efekty takiego eksperymentu będą śledzone z uwagą.
Dokonano go w Afryce ponad dekadę temu. Pionierskim krajem było Burundi, w 2004 kompletnie rozbite organizacyjne. Choć futbol był tu najpopularniejszym sportem, choć kopano gałę w każdym zakątku kraju, to nie istniała liga, a kadra była pośmiewiskiem. Doszło do tego, że najlepszy gracz Burundi, Shabani Nonda, wolał grać dla Kongo. Wtedy władzę przejęła Lydia Nsekera, na co dzień szefowa sieci warsztatów samochodowych, a więc nieobce było jej wejście z sukcesami w branżę zdominowaną przez mężczyzn.
Nie da się ukryć – jej panowanie za sterami burundyjskiego futbolu było sukcesem. Powstała drabinka ligowa, kadra w 2008 otarła się o awans do Pucharu Narodów Afryki, a akademie młodzieżowe robią dobrą robotę (fundowany jej nazwiskiem klub do dziś dostarcza dużej części reprezentantów). Nsekera rządziła blisko dekadę, a teraz stała się pierwszą kobietą w komitecie wykonawczym FIFA. W jednym z pierwszych wywiadów po reelekcji powiedziała, że częściej powinno powierzać się władzę w futbolu kobietom. Tym śladem poszło Sierra Leone i dziś w tym kraju rządzi Isha Johansen.
Niestety, nie poszła drogą burundyjskiej pionierski i sytuacja w Sierra Leone przypomina czasy głębokiego dziurolandu.
***
Johansen pochodzi z dzianego, a jednocześnie typowo piłkarskiego rodu – jej ojciec położył fundamenty pod jeden z najbardziej utytułowanych lokalnych klubów, East End Lions. Ona sama zebrała edukację w Europie, ale i nie unikała powrotów do Afryki, gdzie poszła w media prasowe.
Futbol, można powiedzieć, miała we krwi, ale jej wejście w piłkę Sierra Leone było – jak przekonuje – dość przypadkowe. Widziała multum dzieci grających w okolicy, ale zawsze bez choćby podstawowego sprzętu. Poszło krok po kroku: najpierw podrzuciła im piłkę, później koszulki, następnie wzięła się za przygotowanie boiska, aż wreszcie założył klub, który przez lata tak się rozrósł, że dziś jest jednym z najlepszych w Sierra Leone i reprezentuje kraj w afrykańskich pucharach, a juniorsko na całym świecie, jeżdżąc także na turnieje po Europie. Nazwa? Mało oryginalna – FC Johansen. Ale to tutaj norma – Mohamed Kallon założył Kallon FC.
Dodajmy, że Kallon jest również jednym z największych opozycjonistów Johansen. Wyobrażacie sobie taką sytuację w Polsce? Prezes związku posiadający swój klub, nazwany własnym nazwiskiem, a to samo uprawiająca opozycja? Mecz FC Boniek kontra FC Greń, o ligowe punkty, o mistrzostwo. Może brzmi zabawnie, ale jak niezdrowy to grunt, jak budzące kontrowersje, chyba nie trzeba tłumaczyć. Wystarczy wspomnieć, że to przecież związek ustala kto ma sędziować dany mecz.
Kallon i Johansen. Po jednej ze sprzeczek, w której piłkarzowi wymsknęło się o parę słów za dużo, Isha spoliczkowała byłego gracza Interu
***
Johansen szła do wyborów z pięknymi hasłami na ustach. Chciała wprowadzić normalność. Dyscyplinę, porządek, integrację skłóconego środowiska. Mówiła nawet o wyrzuceniu z futbolu Sierra Leone… pierwiastku szaleństwa. Od początku jej rządów jednak sprawy tylko się pogorszyły.
Same jej wybory były diabelnie kontrowersyjne. Miała trzech konkurentów w walce o prezydencki stołek, w tym Kallona. Wszyscy trzej zostali zdyskwalifikowani przed wyborami (były gracz Interu np. za to, że nie był akurat zameldowany w kraju), biła się więc sama z sobą. Można powiedzieć: to nie były normalne wybory, posiadały jeszcze większy pierwiastek szaleństwa niż zwykle. Takie zwycięstwo musiało tylko bardziej podzielić środowisko i tak też się stało. Wszystkie jej hasła zostały przekreślone na starcie.
Nie dość, że wielki smród zapanował w związku, to nową prezydent zbojkotowała liga. Kluby zawiesiły granie. Więcej, zdyskwalifikowani kandydaci… musieli uspakajać kibiców, którzy chcieli wyjść na ulicę i protestować. Kto wie czym to się mogło skończyć? Jakimi zamieszkami? Miała wprowadzić normalność, a zaczęłaby od ulic pełnych rozjuszonych ludzi, gdyby nie pomoc tych, którzy przegrali (?) wybory (??).
***
Dwa cytaty, które musicie przeczytać zanim pójdziemy dalej: “Przejdę do historii jako pierwsza kobieta prezydent związku Sierra Leone, a to z pewnością podniesie nas status międzynarodowy”. “Myślę, że tak odważne wejście kobiety do piłki może otworzyć dla nas globalne drzwi, które były przez lata zamknięte, bo wciąż postrzegano nas jako kraj rozbity wojną”.
Isha Johansen ma mrowie zasług. Jej praca z młodzieżą zasługuje na wyróżnienie, szczególnie że startowała w tak trudnych warunkach i bez niczyjego wsparcia. Jej wizerunek za granicą, bardzo dobry, zbudowany jest jednak przede wszystkim na tym, że jest kobietą na takim a nie innym stanowisku. Czy to nie trochę mało? Czy w tym momencie, rok po zostaniu prezesem, nie powinna wymieniać jakichś konkretnych zasług? Tymczasem ma na swoim koncie nawet przemowę w ONZ, co oczywiście związane jest z wybuchem epidemii eboli w Sierra Leone.
Z tego powodu aktualnie Johansen zawiesiła rozgrywki ligowe. I słusznie: mecz to wydarzenie, podczas którego wirus mógłby się łatwo rozprzestrzeniać. Aktualnie w kraju tym jest zakaz licznych zgromadzeń, nie ma też wolnego podróżowania po kraju, a wszystko to koniecznie jest do uprawiania piłki na w miarę poważnym poziomie.
Zresztą, nawet reprezentacja, niemal w całości złożona z piłkarzy grających w Europie, była traktowana specyficznie podczas ostatnich eliminacji do Pucharu Narodów Afryki. Często gracze przyjeżdżając na mecz dostawali… zakaz opuszczania hotelu. Piłkarze innych drużyn odmawiali podania ręki piłkarzom Sierra Leonem. Seszele wolały oddać walkowera, niż wpuścić do siebie graczy z tego kraju.
***
Aktualnie Ministerstwo Sportu Sierra Leone w porozumieniu z większością delegatów związkowych założyło nową federację. Tak jest, zamiast rywalizować z Ishą, wybrano inną drogę: utworzono konkurencyjny organ, który miał przejąć władzę i obowiązki tego starego. Na to naturalnie nie zgodzi się FIFA, która będzie stała murem za dawnym stanem gry. Co wymowne jednak: minister sportu, Paul Kamara, dwa lata temu był zagorzałym zwolennikiem Johansen, a teraz aż do tego stopnia się od niej odwrócił.
Oczywiście, możemy powiedzieć, że kobieta trafiła tutaj na polityczny beton, który chce się pozbyć osoby niewygodnej. To możliwa wersja. Ale gdyby faktycznie była rycerzem na białym koniu, nie budziłaby sprzeciwu u niemalże wszystkich w kraju, od kibiców, przez kluby, po delegatów. Sytuacja wydaje się bardziej złożona, nie tak oczywista, jak chce tego zachodnia prasa. Tak, Isha była wyzywana od prostytutek, tak, opowiadała, że wielu związkowców traktowało federację jako dojną krowę, a znając różne historie krążące o afrykańskiej piłce, jesteśmy w stanie w to uwierzyć. Tak, nie mogła trafić na większe spiętrzenie problemów.
Ale prawda jest taka, że bez względu na jej intencje, bez względu na to jak wiele zrobiła i jakie ma zasługi, nie może obronić swoich słów wyborczych. Normalność, porządek, dyscyplina, usunięcie elementu szaleństwa? Nic nie zrealizowane, patologie tylko się pogłębiły. I przy wszystkich dobrych chęciach, nie można tu nie widzieć jej jako jednej z osób winnych. Wygrywając w taki a nie inny sposób “wybory” można było być niemal pewnym, że doprowadzi to do wewnętrznego kryzysu. Nie posądzamy jej o żadne kunktatorstwo, swoje zrobiła dla tamtejszego futbolu i to w ważnej dziedzinie, juniorskiej. Ale prawda jest taka, że na roku kadencji najwięcej wygrała Isha Johanson, a nie piłka Sierra Leone. A sławę i międzynarodowy rozgłos uzyskała nie poprzez to, co zrobiła, ale poprzez okoliczności.