W Brazylii wylądował mając zaledwie 21 lat. Tam kopał w jednej drużynie z Julio Cesarem, Juniorem Baiano, Savio, Juanem. No i z jednym najlepszych brazylijskich napastników – Romario. Miał przyjemność gry na wypełnionej po brzegi Maracanie i… jeść pierogi z Juninho Pernanbucano. Od tego ostatniego na boisku był nawet lepszy. W rankingu pomocników zajął szóste miejsce, a późniejsza gwiazda Olympique Lyon uplasowała się nieco niżej. Równo jedenaście lat temu, mając zaledwie 28 lat, zakończył karierę. Mariusz Piekarski.
Powodem przedwczesnej emerytury była kontuzja, a raczej fuszerka polskich lekarzy. – W warszawskiej klinice Carolina Medical Center spaprano mi operację stawu skokowego. Byłem w Niemczech na konsultacjach u specjalistów. Z ironicznym uśmiechem komentowali to, co zrobili mi polscy lekarze. Niemieccy doktorzy dawali pięćdziesiąt procent szans na mój powrót, jednak zrezygnowałem. Niemiecki lekarz mówił: “Robiłem tysiąc operacji, ale tak zniszczonego stawu skokowego nie widziałem” – zwierzał się “Faktowi”.
Swoje jednak ugrał. Kariera krótka, ale za to kompletnie nietypowa i egzotyczna. Każdy marzy o wyjeździe na Zachód, podboju Premier League czy Bundesligi. Tymczasem Piekarski trafił aż za Ocean. W pierwszym sezonie, grając dla Atletico Paranaense, zdobył jednego gola, ale nie byle jaki był za to pokonany bramkarz. Mowa o Edinho, synu samego Pelego.
Niezła gra zaowocowała transferem do słynnego Flamengo. To właśnie tam skrzyżowały się drogi jego i Romario czy Julio Cesara, wówczas zaledwie 19-letniego rezerwowego. Obaj zresztą znaleźli się w “jedenastce kumpli” na Weszło. Tekst znajdziecie klikając TUTAJ.
Potem przez chwilę grał jeszcze we Francji, Legii Warszawa – z którą zdobył mistrzostwo i Puchar Ligi – a karierę kończył na Cyprze, w Anarthosisie Famagusta. Decyzja o porzuceniu piłki była łatwiejsza o tyle, że w głowie od dawna kiełkowały plany bycia menedżerem i eksplorowania brazylijskiego rynku. Żyłkę do interesów miał od zawsze. To właśnie on odpowiada choćby za transfer Rogera do Legii. Dziś jest jednym z najpoważniejszych graczy na rynku. Kamil Grosicki do Sivassporu, Maciej Rybus, Marcin Komorowski i Maciej Makuszewski w Rosji to też jego zasługa.
– Jeśli się bawiłem, to po meczach. W tygodniu prowadziłem się porządnie. Przez dwadzieścia dziewięc lat przeżyłem tyle, co niektórzy przez całe życie – przekonywał.
A my nie mamy prawa mu nie wierzyć. Szczególnie w ostatnie zdanie. Przez tyle czasu w Brazylii…