Reklama

Jarosław Rakicki nie jest zdrajcą

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

25 lutego 2022, 12:19 • 9 min czytania 5 komentarzy

24 lutego 2022. Pięćdziesiąty ósmy dzień roku. Tłusty czwartek. Historia świata zapamięta tę datę w mroczny sposób. Rosja wszczęła wojnę na Ukrainie. Wschód Europy pogrążył się w chaosie konfliktu zbrojnego. Zatopiliśmy się w dramatycznych zdjęciach i filmach z frontu walki, wysłuchaliśmy mrożących krew w żyłach świadectw i opowieści naocznych świadków rosyjskiej inwazji, zamarliśmy w godnym chwili lęku i uzasadnionej niepewności.

Jarosław Rakicki nie jest zdrajcą

I wtedy Zenit Sankt Petersburg zaprezentował swój skład na rewanż dwumeczu pierwszej fazy pucharowej Ligi Europy z Betisem w Sevilli. W szerokiej kadrze ekipy gości znalazło się sześciu piłkarzy z Ameryki Południowej, trzynastu zawodników z Rosji i jeden Ukrainiec. Jarosław Rakicki, bo to o nim mowa, przesiedział całe spotkanie na ławce rezerwowych. Wcześniej tego samego dnia zamanifestował swoje przywiązanie do ojczyzny, w której od dobrych kilku lat uważa się go za zdrajcę narodu. 

Instagramowa tablica Jarosława Rakickiego nie wygląda przesadnie zajmująco. Z osiemdziesięcioma dwoma tysiącami obserwujących trzydziestodwuletni piłkarz dzieli się krótkimi fragmentami swojego codziennego życia. Kilka fotek w błękitnym komplecie Zenitu Sankt Petersburg, kilka ciepłych rodzinnych ujęć z żoną i z dziećmi, wideo uroczego przywitania z psem rasy husky. W końcu jednak coś intrygującego – powiewająca na wietrze niebiesko-żółta flaga Ukrainy. I napis opatrzony stosownymi hashtagami:

– Jestem Ukraińcem! Pokój na Ukrainie! Nie dla wojny, zaprzestać wojny! Jestem Ukraińcem!

Jarosław Rakicki nigdy wcześniej nie wyjawiał swojego poczucia tożsamości narodowej w bardziej dosadny i przekonujący sposób.

Reklama

Róża z Donbasu

Za sowieckich czasów zwykło się mawiać, że Donieck to „miasto miliona róż”. Wierzono, że jeden kwiat przypada na każdego jednego mieszkańca metropolii nad rzeką Kalmius. Jarosław Rakicki wytatuował sobie symbol róży na nodze. Czuje się wychowankiem lokalnego Szachtara. Identyfikuje się z miastem, któremu daleko do kwiecistej subtelności, które wywodzi się z kultury górniczej, o którym Mariusz Lewandowski powiedział nam kiedyś w przypływie szczerości – „Donieck jest ogólnie szary, nikomu się nie podoba”. W minionym wieku Związek Radziecki przymusowo delegował pracowników fizycznych do tamtejszych kopalni, a władze miasta niewiele robiły sobie z rozlewającego się wszechobecnie łotrostwa i tałatajstwa.

Lucescu mówił: – Mamy lepszy zespół niż Barca, musimy tu wygrać! 

Donieckiem długo rządziło prawo ulicy. Aż przywództwo trafiło w ręce wpływowych i bogatych – najpierw Achata Bragina, potem Wiktora Janukowycza i Rinata Achmetowa. Ich biznesowa zaradność, polityczna intuicja i obrzydliwa majętność przekształciła obwód doniecki w krajową potęgę i zbudowała dwudziestopierwszowieczny fenomen Szachtara Donieck. Jarosław Rakicki, urodzony w sierpniu 1989 roku, dojrzewał w takim środowisku, w takim otoczeniu i nigdy się tego nie wypierał. W późniejszych latach lubił określać się „prawdziwym mieszkańcem Doniecka”. I to w pewnym momencie zaczęło budzić podejrzliwość.

Jarosław Rakicki posiada dwa obywatelstwa – ukraińskie i rosyjskie. Jarosław Rakicki biegle porozumiewa się dwoma językami – ukraińskim i rosyjskim. Jarosław Rakicki wywodzi się ze wschodniej części Ukrainy, którą rzeczywistość historyczna sytuuje w nieoczywistej sytuacji lingwistycznej, kulturowej i demograficznej. Czytamy w solidnie udokumentowanych przypisami fragmentach tekstu o Ukrainie na Wikipedii:

Język ukraiński dominuje w życiu codziennym zachodniej części kraju, a na Ukrainie środkowej oraz w stołecznym Kijowie jest on używany równolegle wraz z rosyjskim. Z kolei wśród ludności Ukrainy wschodniej, południowej oraz Krymu wyraźnie przeważa język rosyjski. Na całym obszarze współczesnego państwa aż prawie 30% obywateli Ukrainy posługuje się językiem rosyjskim, jako swoim ojczystym. 

Reklama

Według sondażu Research & Branding Group aż 47% Ukraińców chciałaby pozostania w strukturach Związku Radzieckiego, 43% uważa, że upadek ZSRR był największą geopolityczną katastrofą XX wieku, a 54% wskazuje, że zmianą na lepsze byłby powrót ZSRR (tylko co trzecia osoba wskazała odwrotnie). 

Rakicki – podobnie jak chociażby Andrij Szewczenko – mógł więc czuć się dzieckiem niekoniecznie czysto ukraińskiej kultury i nikomu tym nie zawadzać, gdyby nie fakt, że czasy wojny wymagają patriotycznych zrywów i deklaracji.

Ten, który nie śpiewa hymnu

Gdy więc wiosną 2014 roku wybuchła wojna między pro-rosyjskimi separatystami oraz wspierającą ich Rosją a siłami wiernymi legalnym władzom Ukrainy, Jarosław Rakicki coraz częściej zaczął trafiać na usta tej części sceny politycznej zza naszą wschodnią granicą, która w każdym geście ludzi z przeróżnych regionów podzielonego kraju doszukiwała się drugiego dnia. Stoper Szachtara Donieck wystawiał się sam. Lista jego grzechów i grzeszków przeciwko ukraińskiej tożsamości narodowej nie jest krótka.

Przewinienie pierwsze. Nie śpiewał hymnu podczas meczów reprezentacji Ukrainy. Ba, nie trzymał się za serce, kiedy pobrzękiwały słowa tekstu Pawło Czubynskiego – „Szcze ne wmerła Ukrajiny ni sława, ni wola”. – Nie będę się kłócił, nie zamierzam dyskutować, znam wszystkie słowa, ale wolę się w tym czasie skoncentrować, wyciszyć i skupić na meczu – niezbyt przekonująco odbijał piłeczkę oskarżany zewsząd Rakicki.

Przewinienie drugie. W latach bezpośrednio poprzedzających inwazję grup wspierających Rosję na wschodnią część Ukrainy aż pięciokrotnie zgłaszał kontuzję uniemożliwiającą mu przyjazd na zgrupowanie kadry, żeby potem szybciutko wyzdrowieć i móc występować w meczach Szachtara.

Przewinienie trzecie. Wrzucał trudne do zidentyfikowania, mocno enigmatyczne, ale jednoznacznie nacechowane militarne wpisy na swój profil na Instagramie podczas przeróżnych wydarzeń na Krymie i w Donbasie, co duża część jego obserwatorów odebrała jako akt wsparcia dla pro-rosyjskich separatystów.

Gniew się kumulował. Ukraińska federacja nie wysłała powołań dla piłkarzy grających rosyjskiej Premier Lidze przed Euro 2016, a przed rosyjskimi mistrzostwami świata zwracała się o możliwość zbojkotowania światowego czempionatu na terenie wroga-najeźdźcy. Do rozłamów zaczęło dochodzić też wewnątrz tamtejszej kadry narodowej. Negatywne emocje kumulowały się podczas spotkań Szachtara Donieck i Dynama Kijów – klubów z miast o zupełnie innych nastrojach politycznych. Dochodziło do przepychanek, rzucania obelgami, deptania koszulek. Media skupiały się głównie na konflikcie między Tarasem Stepanienką a Andrijem Jarmolenką, ale postać Jarosława Rakickiego, z całą jego niezidentyfikowaną przynależnością narodową, też dolewała oliwy do ognia.

Kadra Ukrainy w strzępach? Wielka bójka w meczu Szachtara z Dynamem 

Zdrajca narodu

Nieprzypadkowo stoper Szachtara niedługo później został ochrzczony zdrajcą narodu.

Trwała zima 2019 roku. Szachtar włóczył się po Ukrainie. Błądził między Charkowem, Kijowem a Lwowem. Po Doniecku latali ludzie z karabinami w dłoniach. Donbass Arena, na której kibice potrafili wygwizdywać ukraiński hymn, pozostawała w stanie zrujnowania. W zachodniej części kraju tułającą się piłkarską potęgę oglądały garstki ludzi. Ale drużyna miała swoje symbole. Ot, chociażby takiego Jarosława Rakickiego. Pięćdziesięcioczterokrotnego reprezentanta Ukrainy. Faceta z trzystoma dwudziestoma sześcioma występami w barwach klubu. Zdobywcy siedmiu tytułów mistrza kraju. I jasne, coś tam przebąkiwało się o jego niezbyt ciepłych relacjach z trenerem Paulo Fonseką, a część ultrasów Szachtara miało mu za złe flirtowanie z rosyjskimi klubami, ale… nikt nie spodziewał się, że Rakicki zrobi to, co zrobił, czyli odejdzie do Zenitu Sankt Petersburg.

Przekonała go chęć nowego wyzwania sportowego.

Przekonała go pensja wynosząca dwa i pół miliona euro rocznie.

Przekonało go dziesięć milionów, które Rosjanie wyłożyli na stół, żeby wyciągnąć go z Ukrainy.

Pozytywnie odebrał to właściwie tylko Rinat Achmetow, który swój komentarz o odejściu jednej z legend swojego zespołu ograniczył do lapidarnego komunikatu: „Dziękuję ci za wszystko, legendo!”. Reszta kraju prześcigała się w obelgach. Rakicki nazywany był szczurem, zdrajcą, wrogiem. Wymawiane były mu godność, honor, patriotyzm. Lżono go, obrażano go, grożono mu. W ankiecie przeprowadzonej przez portal football24 aż 77% ankietowanych zagłosowało za tym, żeby Rakicki bezpowrotnie utracił możliwość bycia powoływanym do reprezentacji Ukrainy. Wszystko dlatego, że wybrał Rosję. Wybrał kraj i ligę wroga.

Czy to faktycznie mogło szokować? Od 2014 roku na podobnych ruch zdecydowało się zaledwie czterech ukraińskich piłkarzy – Iwan Ordeć, Artem Polarus, Dmytro Iwanisenia oraz Mark Mampassi. – Ukraińcy dają piłkarzom ultimatum: albo grają dla rosyjskiego klubu i regularnie rywalizują w europejskich pucharach, albo zostają na Ukrainie i mogą grać w reprezentacji. Niepowoływanie ukraińskich piłkarzy grających w Rosji śmierdzi nacjonalizmem. Ukraińscy nacjonaliści tak alergicznie reagują na wszystko związane z Rosją, że przenoszą swoje poglądy na tematy kompletnie niepowiązane z polityką – mówił Igor Lebiediew, członek komitetu wykonawczego rosyjskiej federacji, w rozmowie z portalem Championat.

Rusłan Rotań, selekcjoner ukraińskiej młodzieżówki, grzmiał, że w ostracyzmie spotykającym Rakickiego nie ma nic złego, bo polityka i sport przecinają się na każdym kroku. Artem Fedecki, wielokrotny reprezentant kraju, potępiał decyzję kolegi z kadry, określając jego ruch w kategoriach „absolutnie niedopuszczalnego” i dodając, że „trzeba szanować swoje pochodzenie”. Wadim Szablij, agent piłkarski, wyzłośliwiał się, że „Rakickiemu chyba bardzo musi podobać się w Rosji, skoro z premedytacją rezygnuje z jakiegokolwiek udziału w tworzeniu futbolowego dziedzictwa w ojczyźnie”. I w rzeczy samej, stoper Zenitu nie dostaje powołań do kadry. Nie chciał go Andrij Szewczenko, nie chce go Ołeksandr Petrakow, który wcale nie tak dawno opowiadał o ofiarach agresji Rosji na Ukrainę i dodawał, że jego obowiązkiem jest nie kalanie ich pamięci szansami dla zawodników z ligi rosyjskiej. Sam zainteresowany próbował się tłumaczyć.

Dwa fragmenty z wywiadu dla Russia-24.

– Nie zajmuję się polityką, jestem sportowcem, ale wiem, jakie kroki podejmuję, co robię, wszyscy to rozumieją i wiedzą. Jestem przekonany do swojego stanowiska. Zrobiłem dobrze. Nie wiem, kto usunął mnie z listy piłkarzy Ukraińskiego Związku Piłki Nożnej. 

(…)

– Kiedy to wszystko się wydarzyło i musieliśmy wyjechać z rodzinnego miasta, wszystko zniknęło, cały klimat, całe życie wokół klubu. Wiarę stracili fani Szachtara, piłkarze Szachtara, powstała olbrzymia presja w klubie. Pielgrzymowaliśmy po kraju. Początkowo powiedzieli, że mamy stacjonować w Charkowie, potem przenieśliśmy się do Kijowa. Dużo, naprawdę dużo na tym straciłem. Donbass Arena to świetny stadion. Moje serce zawsze tam było, jest i będzie. Ale powiem tak – wiele osób przestało interesować się futbolem. 

Fragment postu na Instagramie.

 – Gratuluję reprezentacji Ukrainy awansu na Euro 2020. Trzymam za was kciuki. Dziesięć lat temu debiutowałem w kadrze, dziś chcę powiedzieć „do widzenia”. Oficjalnie odchodzę z reprezentacji Ukrainy. Przez cały 2019 rok czekałem na powołanie, ale wielki futbol zmienił się w wielką politykę. Ludzie, którzy wysyłają powołania do kadry, kierują się strachem. Nie odwołują się do piłkarskich umiejętności. Czy w związku z tym futbol na pewno jest wolny od polityki?

Czy rzucać kamieniami?

Futbol nie jest wolny od polityki. Tym bardziej, że Jarosław Rakicki wybrał sobie na rosyjskiej ziemi wyjątkowo niefortunny klub. Trafił do Sankt Petersburga, dawnego Leningradu, w którym na świat przyszedł Władimir Putin, którego zaangażowanie i aprobata pozwoliły rozwinąć skrzydła futbolowi w dawnej stolicy kraju. Trafił do Zenita, w którego petrodolary i petroruble inwestuje Gazprom, będący uosobieniem obrzydliwych rosyjskich pragnień i słabostek – bogactwa, materializmu i mocarstwowości. Na temat stopera Zenita poczęły wypowiadać się też nieproszone jednostki. – Rakicki przez lata wspierał zbuntowany Donbas – rzucił Igor Pietrow, minister sportu w tzw. Donieckiej Republiki Ludowej.

To wszystko świadczyło przeciwko piłkarzowi. Ba, dodatkowych argumentów wrogom Rakickiego dostarczyło usytuowanie jego rodziców. Jego ojciec od dwóch dekad pracuje właśnie w Sankt Petersburgu, a jego matka prowadzi dochodowe biznesy w obwodzie donieckim. Łatwo nazwać było go zdrajcą. Ale czy na pewno należało ciskać kamieniami w jego kierunku?

Trzeba zrozumieć obie strony. Ukraińcy mają prawo odczuwać niesmak, oglądając Rakickiego w błękicie trykotu Zenita z wielkim naszytym logiem imperialnego Gazpromu na samym środku. Ukraińcy mają prawo krzywić się na pobieraną przez niego olbrzymią pensję od pupilków zbrodniczej rosyjskiej władzy. Ukraińcy mają prawo odmawiać mu występów w reprezentacji. Ale Rakicki ma prawo czuć się w pierwszej kolejności mieszkańcem Donbasu, a nie Ukrainy. Rakicki ma prawo kochać Donieck, a nie Ukrainę. Rakicki ma prawo mieszkać w Rosji. Nie jest zdrajcą. Tym okazałaby się, jeśli w jakikolwiek sposób wsparłby inwazję Rosji na Ukrainę. A tego nie zrobił. Zachował się porządnie. Choć też łatwiej o pewne gesty i słowa, kiedy nie siedzi się w kraju ogarniętym niszczycielską wojną…

Więcej o ataku Rosji na Ukrainę:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Media: Podstawowy obrońca przedłuży swój kontrakt z PSG

Bartosz Lodko
2
Media: Podstawowy obrońca przedłuży swój kontrakt z PSG

Komentarze

5 komentarzy

Loading...