Cały czas zastanawiamy się, jak traktować drużynę Górnika Zabrze. Patrzymy w tabelę, a tam wysokie, piąte miejsce, strata do strefy medalowej w sumie niewielka. Jest nieźle. Jednak z drugiej strony, gdy oglądamy mecze śląskiej drużyny dość często przechodzi nam przez myśl, że czegoś temu zespołowi brakuje, by nosić miano poważnej ekipy. Nawet jak na nasze realia. Taka nie straciłaby dziś punktów w Gliwicach. W pełni poważna drużyna zakończyłaby dzisiejszy mecz z Piastem w pierwszej połowie, a później tylko grała w dziadka z piłkarzami Pereza Garcii.
Czego więc brakowało Górnikowi? Przede wszystkim chyba solidnego napastnika, do którego można by adresować dośrodkowania. Drużyna Roberta Warzychy miała przewagę, przez większość pierwszej połowy wręcz ogromną. Wiecie ile razy zabrzanie wrzucali piłkę w pole karne Piasta? 50 (słownie: pięćdziesiąt)! Dla porównania wczoraj Lech, który naciskał Jagę, tych dośrodkowań miał 20.
Problem polegał na tym, że nie miał kto tych piłek zgarniać. Gdyby przykładowy Wilczek grał dziś w przeciwnej drużynie, to hat-trick murowany. A z Łuczakiem, Kosznikiem, Iwanem, Madejem i Gergelem skończyło się tylko na jednej bramce. Drugą w samej końcówce dołożył… Piotr Brożek, wyręczając ofensywnych piłkarzy Górnika i w pełni solidaryzując się tym samym z bratem, który w Krakowie przeciwko Zawiszy zaliczał właśnie równie fatalny występ.
Piast zdążył przyzwyczaić nas do tego, że u siebie jest groźny dla każdego, ale mecz pucharowy z Podbeskidziem i początek tego dzisiejszego to jakiś dramat. O ile postawę w środowym spotkaniu można tłumaczyć rotacją, to dziś ciężko znaleźć wymówki. Nieobecni nieusprawiedliwieni.
Sygnał, że najwyższy czas przestać się wygłupiać, bo za dużo ludzi patrzy (frekwencja dopisała), dał Konstantin Wassiljev. Estończyk kilka razy zaskoczył obronę Górnika dokładnym podaniem. Jego koledzy z drużyny przekaz zrozumieli dopiero za trzecim razem. Badia zrobił to, co nie udało się wcześniej Wilczkowi i Podgórskiemu, czyli skierował piłkę do siatki.
Druga połowa? Zaczęło się w sumie podobnie. Górnik próbował ponownie wyjść na prowadzenie, Piast nieszczególnie, ale że same dobre chęci niewiele znaczą, to bramkę udało się strzelić właśnie gospodarzom. Dokładniej Szelidze, który wykorzystał bardzo fajne podanie od Kamila Wilczka. Trener Perez Garcia już szykował się do edycji grafiki „resultados historicos”, ale Painta trzy minuty przed końcem zamknął mu Piotr Brożek, o czym wspominaliśmy powyżej.
Jeśli ktoś oczekiwał po piłkarzach tylko i wyłącznie rozrywki, to niewątpliwie ją otrzymał. Radosny futbol, całkiem przyjemny dla oka. Jednak jeśli ktoś spodziewał się piłkarskiej jakości, to musiał być zawiedziony. I jak tu oceniać to spotkanie? Ciężko powiedzieć. A jak oceniać rezultat? Remis należy chyba uznać za sprawiedliwe rozstrzygnięcie.
Fot. FotoPyK