Resultado historico w Bydgoszczy, Zawisza wreszcie strzela, Zawisza wreszcie wygrywa. Należy postawić jednak pytanie: czy faktycznie jest to wynik tak zaskakujący, biorąc pod uwagę, że już w poprzednich wiosennych kolejkach gołym okiem widać było znaczny progres w grze ekipy Rumaka?
Tylko z definicji oglądaliśmy dzisiaj najgorszą drużynę ligi, bo w ostatnich tygodniach na pewno Zawisza nie prezentuje się najgorzej z całej stawki. Po pierwsze, trzeci raz z rzędu nie stracili bramki i to żaden przypadek: defensywna czwórka Ziajka-Micael-Marić-Wojcicki na wiosnę naprawdę nam się podoba, jest tu odpowiednia mieszanka odpowiedzialności za tyły, ale i fantazji w ofensywie; jest siła fizyczna, ale i nuta technicznego ogarnięcia. Dobrze zbalansowany blok obronny. Z którym, umówmy się, nie było problemów już w poprzednich kolejkach. Co było dziś nowego, to gole.
Zabawne, że otwierającą bramkę strzelił Prudescu, czyli akurat ten, który – obok Świerczoka – był najsłabszy w drużynie Zawiszy, ale tak to właśnie czasem w futbolu bywa. Zresztą, asystował też diabelnie frustrujący nas zawodnik, Alvarinho, który kapitalne akcje (asysta piętą!) przeplatał z absolutnie żenującymi, po których tylko kręciliśmy głową. Ten duet i tak wspólnie może jest odpowiedzialny za 50% gola, bo to rajd Pawłowskiego i jego precyzyjne podanie zrobiło sytuację właściwie sumie z niczego. To jest to, czego oczekuje się od indywidualności w zespole, a taka ma być rola Bartka w drużynie – dzisiaj jak najbardziej się w nią wpisał. Przyjemnie było patrzeć, jak z minuty na minutę coraz bardziej się rozkręca, jak co i rusz pokazuje się z dobrej strony. Jak nie kiwał, to przytomnie klepał z kolegami (najczęściej Wójcickim albo Micą) albo rywale łapali na nim faule. Nawet jak został osaczony przez trzech graczy Piasta na własnej połowie, to wywalczył aut. Pawłowski zdecydowanie jest największym wygrany tego meczu, przynajmniej jeśli liczyć piłkarzy, bo kto wie, czy większym nie jest trener Rumak, przecież jego zespół w porównaniu do jesieni prezentuje się o dwie klasy lepiej, a to trzeba zapisać na jego konto.
Piast? Wyszedł z jakąś taką bojaźnią, tak jakby interesowało go 0:0 i nic więcej. Podgórski raz po raz posyłał długie piłki w aut, środek pola nie istniał. Szarpał Jurado, do gry pokazywał się Wilczek, ale najbardziej zapamiętamy gości z ostrego faulowania, futbolu nie było tu za wiele. 90 minut pustego przebiegu w wykonaniu graczy z Gliwic, słusznie pognębionych pięknym “Grzelczakiem” Micy, który ustalił wynik i spuentował mecz.
Fot. FotoPyK