A taki piękny był. Portugalski. Wspaniale przemawiał. O rozwoju kadry na lata. O niezbędnych krokach, bez których nie będzie postępu. O przyszłości bez Lewandowskiego. O szkoleniu, które trzeba poprawić. O ekscytującym projekcie.
Bajery.
Bajery, w które uwierzyliśmy.
Sousa dostał ogromny kredyt zaufania od społeczeństwa. Ale umówmy się – podobnie byłoby z każdym, kto pojawiłby się na stołku selekcjonera po Jerzym Brzęczku, którego kibice mieli już dość. Cztery punkty w trzech meczach eliminacyjnych? Musimy dać czas. Dwa remisy w sparingach przed Euro? Spokojnie, nie wyniki są teraz najważniejsze. Przegrane mistrzostwa Europy? Ale nie było kompromitacji! Były zalążki! Absurdalne decyzje kadrowe przed meczem z Węgrami? No, tu już akurat wkurwienie eskalowało.
Sousie można było wybaczyć wiele, nawet to, że nie przyjeżdżał na Ekstraklasę i wszystko, co działo się na naszym podwórku, miał w głębokim poważaniu. Zapalały nam się wówczas sygnały alarmowe, ale, no właśnie – były to tylko czerwone kontrolki na desce rozdzielczej bolidu, który zdawał się podążać w dobrym kierunku. Może nie w zawrotnym tempie, ale też – jak do tej pory – bez większych zboczeń z trasy.
Pierwszym kluczowym wirażem będą baraże.
Baraże, w których Paulo Sousa nie chce już prowadzić reprezentacji. Rozmyślił się. Odwidziało mu się. Znalazł inny, lepszy, fajniejszy projekt.
Portugalczyk zadzwonił dziś do Cezarego Kuleszy i poprosił o możliwość rozwiązania kontraktu, by przyjąć ofertę z Brazylii. Prezes PZPN stanowczo odmówił.
Dziś zostałem poinformowany przez Paulo Sousę, że chce rozwiązać za porozumieniem stron kontrakt z @pzpn_pl z powodu oferty z innego klubu. To skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie, niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami trenera. Dlatego stanowczo odmówiłem.
— Cezary Kulesza (@Czarek_Kulesza) December 26, 2021
I bardzo dobrze. Natomiast teraz zasadne jest pytanie – co dalej? Mamy trzymać gościa, który ewidentnie nie widzi już siebie na ławce polskiej reprezentacji? Gościa, który może stwarzać pozory fachowego podejścia do zawodu, a który w rzeczywistości może mieć muchy w nosie? Nic nie sugerujemy, ale… który też wie, że jeśli przegra baraże, to umowa po prostu wygaśnie i żaden Kulesza już go nie zatrzyma? Jeśli tak – kto za niego? Reprezentacyjny, o losie, strażak, zatrudniany z myślą krótkoterminowego celu? Ktoś na lata? Polak? Obcokrajowiec? A może zostawić Sousę na stanowisku na siłę, skoro ma kontrakt?
Nie chcemy uderzać w przesadnie patetyczne tony, bo piłka to biznes, ewentualnie – zawód jak każdy inny. Ale ta klubowa. Reprezentacyjny futbol to coś znacznie więcej. Walka narodów, hymny, herby, konteksty historyczne, konteksty polityczne. Coś, czym żyją całe kraje.
I teraz, na trzy miesiące przed barażami, Sousa stwierdza, że chce odejść? Bo ktoś zapłaci więcej?
Musimy ugryźć się w język, by z naszej klawiatury nie wypłynęło nic, co będzie za mocne. Jesteśmy po prostu NIESAMOWICIE ROZCZAROWANI, że można tak w ogóle postąpić. Że można potraktować reprezentację jak niewiele znaczącą przygodę, z której można wymiksować się z w każdym momencie.
Do Sousy przylgnęła ksywka „Siwy Bajerant”. Żartobliwa. Satyryczna. Nawiązująca jedynie do jego postawy na konferencjach prasowych.
Tymczasem naprawdę okazał się Siwym Bajerantem.
Bajerantem, który tydzień temu stwierdził: – Nie jestem w stanie – i nie chcę – dementować każdej plotki, która mnie dotyczy. (…) w Polsce wciąż mam ważny kontrakt, a moim celem jest mecz z Rosją, tylko to mam w głowie. Czy była propozycja z Brazylii? Oferty były i są, nie ukrywam tego. Ale wiele informacji to plotki, do których nie warto się odnosić
Panie Portugalczyk, mamy dla pana spóźniony prezent świąteczny. Ogromną rózgę. Nikt oprócz pana w polskiej piłce na tak ogromną nie zasłużył. Nie dlatego, że nie zna się pan na swoim fachu. Dlatego, że okazał się pan niezwykle śliskim człowiekiem.
CZYTAJ TAKŻE:
Fot. FotoPyK