Nasuwa nam się pytanie wagi państwowej: czy Igor Charatin jest zadeklarowanym fanem książek o przygodach Harry’ego Pottera? Albo chociaż filmowej sagi o czarodzieju z blizną na czole? Bo mamy podejrzenie, że ukraiński piłkarz zbyt poważnie wziął sobie do serca ideę peleryny niewidki. Ba, co więcej, obawiamy się, że od dobrych kilku tygodni oglądamy jedną wielką prowokację, w czasie której Charatin, ilekroć tylko wychodzi na boisko w koszulce Legii, znika z pola widzenia i pojawia się tylko wtedy, kiedy trener decyduje się na podziękowanie mu za kolejny przezroczysty występ. Jeśli to jednak nie mówimy o jednej wielkiej dziecięcej zabawie, to jest źle, nawet bardzo źle, bo 26-letni pomocnik zapowiada się na olbrzymi niewypał transferowy.
Heat-mapa za jeden milion euro
Legia Warszawa wyciągnęła go z Ferencvarosu za około milion euro. Czesław Michniewicz cieszył się, że w końcu klub sprowadził mu konkurencyjnego środkowego pomocnika i dodawał, że nie boi się o czas aklimatyzacji Ukraińca w stolicy Polski, bo: a) nie będzie paraliżowała go bariera językowa, b) zna realia gry poza granicami ojczyzny. Od tamtych słów minęło kilka miesięcy. Legia przegrała osiem spotkań z dwunastu, w których wystąpił a on sam tylko parę razy, w pojedynczych momentach, wyglądał, jakby w ogóle wiedział, skąd się przy Łazienkowskiej wziął. Najbrutalniej weryfikują go heat-mapy z poszczególnych spotkań.
Mecz z Górnikiem Zabrze. Czterdzieści pięć minut. Zaledwie dwadzieścia osiem kontaktów z piłką. Jałowe dreptanie w środku pola. Nasza ocena: 2.
Mecz z Pogonią Szczecin. Pięćdziesiąt jeden minut. Trzydzieści siedem kontaktów z piłką. Nasza ocena: 2.
Mecz z Piastem Gliwice. Sześćdziesiąt pięć minut. Czterdzieści sześć kontaktów z piłką. Nasza ocena: 3.
I super, że Igor Charatin rzadko traci piłkę – ewenementem są spotkania, kiedy dzieje się to więcej niż pięć razy. Fantastycznie, że wygrywa większość pojedynków na ziemi i w powietrzu – 62%, ale też nie zapominajmy: wykręcił taki wynik przy mniej niż dwóch starciach na mecz. Kapitalnie, że podaje z chirurgiczną precyzją – 88% wszystkich celnych podań, 92% na własnej połowie, 82% na połowie rywala. Problem w tym, że Legia nie ma z tego żadnego pożytku. Zresztą, pierwsze obawy w tej sprawie mieliśmy już, oglądając jego poczynania w Lidze Europy.
Dyskretny, anonimowy
Nasza recenzja jego występu ze Spartakiem Moskwa.
Dziwny występ. Anonimowy, dyskretny, niepozorny. Środkowy pomocnik – godzina gry, raptem dwadzieścia jeden kontaktów z piłką, czternaście celnych podań, trzy straty, zero pojedynków w powietrzu, zero pojedynków na ziemi. Kiedy w drugiej połowie Legia straciła kontrolę nad środkiem pola, kompletnie nie mogliśmy znaleźć go na murawie. Inna sprawa, że wcześniej wielokrotnie umiejętnie się ustawiał, skracał pole, skanował przestrzeń, czytał grę. Czesław Michniewicz ewidentnie miał na niego plan. Przez pierwsze czterdzieści minut to jako tako działało, przez następne piętnaście – już nie. Wymagamy więcej.
Nasza recenzja jego występu z Leicester.
W pierwszej połowie dyskretny występ. Dużo biegał, przesuwał, ale w kreowaniu czy grze defensywnej raczej niewidoczny. Po zmianie stron sprokurował rzut wolny w groźnej strefie przed bramką i ogółem nie wyglądał na gościa, który wniósłby do gry coś ekstra na plus. Zaliczył jeszcze ze dwa-trzy kluczowe odbiory i właściwie tyle. Możliwe, że sporo tutaj było czarnej roboty, może niedostrzegalnej i niedocenianej. W każdym razie byli dzisiaj lepsi zawodnicy w środku pola Legii.
Cały czas przewijają się wokół niego te same stwierdzenia: „dyskretny”, „niepozorny”, „anonimowy”, „niewidoczny”. Tylko, że jeszcze wtedy szukaliśmy usprawiedliwień, dawaliśmy mu czas i szansę na rozkręcenie się, na znalezienie swojej roli w drużynie mistrza Polski. Rozmuwaliśmy: to zawodnik ponadprzeciętnie inteligentny boiskowo, myślący, niebezmyślny – taki, którego robotę na murawie widzi trener na pomeczowej analizie, a nie dziennikarz na gorąco klepiący w klawiaturę. Ale potem Igor Charatin coraz częściej pokazywał się na ekstraklasowych boiskach i tym samym budził coraz więcej wątpliwości, czy aby na pewno w tej niepozorności należy doszukiwać się głębszego sensu.
A może on już taki jest?
Może to wcale nie jego robota jest niewidoczna, tylko po prostu on sam?
Do tej pory w Legii tylko dwa razy zagrał od pierwszej do ostatniej minuty – z Leicester w Lidze Europy i z Wigrami Suwałki w Pucharze Polski. Poza tym zwykle dostaje po kilkadziesiąt minut – dwadzieścia pięć, czterdzieści pięć, sześćdziesiąt. Nie ma w tym przypadku. Zazwyczaj zawodzi. Oj, nie, to mało: zazwyczaj znika na boisku. Znośnie wyglądała zmiana ze Śląskiem, przyzwoicie połówka z Górnikiem Łęczna, nieźle wejście za beznadziejnego Andre Martinsa z Rakowem Częstochowa. Ale to tyle. Odkąd zwolniony został Czesław Michniewicz, Igor Charatin zalicza tylko i wyłącznie mecze nieudane.
Charatin nie istnieje w ofensywie Legii. Stworzone sytuacje – zero. Kluczowe podania – siedem, ósmy wynik w zespole. Strzały zza pola karnego – trzy, ósmy wynik w zespole. A przecież umówmy się: Legia zawodzi, nie tak trudno zdziałać w niej coś wychodzącego poza ramy beznadziei. A w jego przypadku bardzo przyzwoicie wypadają tylko statystyki celnych podań:
- Śląsk Wrocław – 79%,
- Spartak Moskwa – 82%,
- Górnik Łęczna – 76%,
- Raków Częstochowa – 100%,
- Leicester – 71%,
- Lechia Gdańsk – 81%,
- Lech Poznań – 75%,
- Pogoń Szczecin – 100%,
- Górnik Zabrze – 83%.
Nie będzie gamechangerem
Ale to też nikogo nie powinno dziwić, bo swojego czasu był trzecim najlepszym piłkarzem fazy grupowej Ligi Mistrzów pod względem celności zagrań, wykręcając szalony wynik 96% celnych podań – rezultat na poziomie Frenkiego De Jonga, Gerarda Pique czy Rubena Diasa. Problem w tym, że jeśli zagłębimy się w historię Charatina, to wcale nie jawi się on nam jako zawodnik anonimowy. Serhij Rebrow, uznany ukraiński trener, chwalił go za bardzo dobrą wizję gry, mocne uderzenie z dystansu i przebojowość przy akcjach w ofensywie. Jurij Wernydub, inny doświadczony fachowiec zza naszej wschodniej granicy, opowiadał (za Legia.net):
Jeśli ktoś przebiegnie 30 metrów w mniej niż 4 sekundy, to ma prędkość, czy nie? Odpowiedź jest oczywista. Ponadto, dobrze radzi sobie w pojedynkach główkowych, w niczym nie jest gorszy od wyższych piłkarzy (ma 188 cm wzrostu). Ma też niezłe, dalekie przerzuty i dobrą wizję gry. Szybko ocenia sytuację boiskową, nie pozbywa się tak po prostu piłki, tylko stara się podawać wyłącznie tak, aby rozwinąć atak.
To przecież reprezentant Ukrainy w dobie bardzo silnej generacji środkowych pomocników w ich kadrze. Facet, o którego biła się reprezentacja Węgier, namawiając go do rozpoczęcia procesu zdobywania obywatelstwa. Charatin nie wziął się z przypadku. Legia nie zapłaciła miliona euro za randomowego gościa. A na razie to jeden wielki niewypał transferowy. I teraz pytanie: czy to wina charakterystyki samego piłkarza czy niefortunnego momentu w historii klubu? Coś nam się wydaje, że po trochu tego i po trochu tego – że Charatin nie jest i raczej nie będzie gamechangerem, ale Legia – co jasne – zawodzi nie tylko dlatego, że akurat w fatalnej formie jest 26-letni pomocnik.
Fot. Newspix
Czytaj więcej: