Wisły Kraków nie stać na poważne transfery, więc trudno mieć wielkie oczekiwania wobec tych, których mimo wszystko próbuje dokonać. Przez całą przerwę zimową była jedynym klubem Ekstraklasy, który nie sprowadził nikogo poza rezerwowym bramkarzem. Nowy prezes od początku urzędowania mówił o uzupełnieniach, a nie wzmocnieniach. Ale gdy właśnie kontrakt w Krakowie podpisuje Jean Barrientos, mamy nawet ochotę Wisłę pochwalić. Możemy się srogo pomylić, no jasne, ale na dziś traktujemy go jako całkiem przyzwoitą okazję.
Barrientos pochodzi z Urugwaju, co może wywoływać pewne obawy w związku z nachodzącą reformą rozgrywek. Wisła ma dziś sześciu graczy spoza Unii, ale Lucas Guedes jeszcze ani razu nie zagrał. Po Sarkim i Guerrierze nikt by nie płakał, gdyby ich tylko ktoś kupił. O kontuzjowanym Stjepanoviciu zapomniano jak tylko na jego pozycji zaczęli sobie radzić Dudka z Urygą. Stiliciowi wygasa umowa, a Urugwajczyk podpisał kontrakt do czerwca. „Wyjdzie albo nie wyjdzie”. Jeśli odpali, miejsce się znajdzie.
A dlaczego uważamy go za niezłą okazję?
Ma 24 lata i jest ofensywnym pomocnikiem – to wiemy. Załóżmy, że potencjalnym następcą Stilicia. Wisła w przeszłości robiła już kilka tego typu transferów, ale Barrientos ma tę nad nimi przewagę, że nie przyjeżdża do Polski z jakiejś urugwajskiej prowincji. Nie musi uczyć się całkiem innego futbolu i aklimatyzować w zupełnie nowych warunkach. Gra w Europie od ponad trzech i pół roku.
Zaliczył 90 meczów w portugalskiej Vitorii Guimaraes. Wcześniej 60 w Racing Club de Montevideo – czyli w piłce seniorskiej jest już dosyć ograny. Z tym pierwszym zespołem zdobył Puchar Portugalii. Do składu wszedł praktycznie z miejsca – w pierwszym sezonie zaliczył od razu 34 spotkania. W drugim grał mniej, ale w kolejnym – 2013/14 – znów sporo: 34 razy we wszystkich rozgrywkach.
To największe plusy.
Oczywiście, jest kilka haczyków. Gdyby ich wcale nie było, dziś pewnie szedłby do Benfiki czy Bragi. Po pierwsze – jak na ofensywnego pomocnika notował niewiele goli i asyst. Po drugie – miewał w Guimaraes pojedyncze wyskoki. Chociaż raczej niegroźne. W 2012 roku na przykład, wzburzony decyzją trenera o odsunięciu od składu, na Facebooku opublikował stek wyzwisk… Skończyło się karą, ale sprawa rozeszła się szybko po kościach, a Rui Vitoria przywrócił Urugwajczyka do kadry.
Trzeci minus to fakt, że ostatnie tygodnie Barrientos spędził w rezerwach. W czasie prezentacji przed bieżącym sezonem nie był już traktowany jak zawodnik pierwszego zespołu. Wygląda to dziwnie, bo Rui Vitoria ufał mu od samego początku, od kiedy tylko w 2011 przejął drużynę. Co takiego nagle się stało? Portugalskim źródłom w tym temacie brakuje konkretów, a sam zawodnik odwołuje się do powodów pozasportowych. Twierdzi, że winny jest kryzys. Vitoria Guimaraes, żeby wykupić go z Montevideo musiała wyłożyć spore pieniądze, zaoferowała też godne zarobki. Barrientos grał, ale nie stał się zawodnikiem na tyle istotnym, by w obliczu finansowego kryzysu mógł się ostać w drużynie.
– Miałem rok obowiązywania kontraktu. Pojawiły się oferty, które odrzuciłem z powodów sportowych i wtedy zapadła decyzja, by nie korzystać już ze mnie w ostatnich miesiącach – tłumaczy.
Trudno dzisiaj powiedzieć, jak do drużyny wkomponuje go Smuda. Miałby wielkie pole do popisu, gdyby Wisła straciła Stilicia, a tak – jest niewiadoma. Za pół roku może odejść jako ten, którego nazwiska wkrótce nawet nie będziemy pamiętać. Ale mimo wszystko, wolimy takie transfery niż strzały na ślepo. Od testowanego Torricia Jebrina, ogranego tylko w 2. lidze tureckiej, prezentuje się lepiej.