Reklama

Narodowy Dzień Robaka. Znów chce ustrzelić Lecha

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

14 lutego 2015, 11:05 • 12 min czytania 0 komentarzy

„Marcin Robak (33 l.) jest ostatnim piłkarzem, który w polskiej Ekstraklasie w jednym meczu strzelił 5 goli. Dokonał tego prawie dokładnie rok temu w meczu z Lechem, a obecną rundę wiosenną Pogoń zaczyna meczem z „Kolejorzem”, też w Szczecinie. Tamtym wyczynem uszczęśliwił kibiców Portowców, dla większości których, spotkania z Lechem są czymś więcej niż zwykłymi meczami ligowymi. – Przekonałem się o tym kilka miesięcy później na …stacji benzynowej, podczas podróży na mecz wyjazdowy, chyba też z Lechem – opowiada Super Expressowi Robak. – Gdy zatrzymaliśmy się na kawę, podszedł do mnie kibic Pogoni jadący na mecz i pokazał tatuaż na przedramieniu – 21.02.2014 NDR – gdzie 3-literowy skrót oznaczał … Narodowy Dzień Robaka.” Taką historię możemy dziś przeczytać w prasie. Zapraszamy na przegląd tytułów.

Narodowy Dzień Robaka. Znów chce ustrzelić Lecha

FAKT

Moja drużyna to gimbusy – brzmi tytuł wywiadu z Michałem Probierzem.

Image and video hosting by TinyPic

Nie czuje się pan trochę jak nauczyciel gimnazjum? Na zgrupowanie do Turcji zabrał pan aż 34 zawodników. Wielu z nich to nastolatki lub jak ktoś żartem nazwał „gimbusy”.
– Zabrałem dużo młodzieży, bo w okresie przygotowawczym mieliśmy trzynaście sparingów. Mecze kontrolne graliśmy trzema składami, dlatego wszyscy młodzi chłopcy mogli zmierzyć się z poważnymi, wymagającymi przeciwnikami. Ale do kwestii młodych staram się podchodzić przytomnie. Poza tym słyszę zarzuty, że jestem zbyt ostrożny.

Reklama

W czym?
– W prognozach dotyczących zespołu. „Probierz minimalista” – tak słyszę. A co, ja mam opowiadać, że będziemy walczyć o mistrzostwo czy inne niestworzone historie? Na razie czeka nas bardzo dużo pracy. A co do młodych, to na pewno nikt w lidze nie będzie się przed nimi kłaniać i chwalić, jacy to oni fajni.

Hamalainen idzie na rekord. O jakim rekordzie mowa?

Fiński pomocnik Kolejorza sobotnim meczem z Pogonią rusza w swój prywatny bój o rekord. Po raz pierwszy w karierze chce zdobyć dwucyfrową liczbę bramek w sezonie. Na razie ma sześć. – Chciałbym oczywiście śrubować swoje indywidualne osiągnięcia, jednak najważniejsze, byśmy jako drużyna wygrywali i osiągnęli ma wiosnę swoje cele – mówi Kasper Hämäläinen. Jakie to cele? W Poznaniu chcą odnieść sukces zarówno w ekstraklasie, jak i Pucharze Polski. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że najważniejszy będzie dobry początek rundy wiosennej. – Jesteśmy gotowi do rywalizacji o trofea. Świetnie wyglądała praca na obu zimowych zgrupowaniach, w sparingach także prezentowaliśmy się dobrze, więc możemy być optymistami. O naszą koncentrację można być spokojnym, jesteśmy świadomi tego, co mamy do zrobienia – przyznaje Fin, który powiedział wiceprezesowi Kolejorza Piotrowi Rutkowskiemu, że wreszcie chce coś wygrać w swojej karierze. Nie ma bowiem do tej pory na koncie żadnego trofeum, bo występował głównie w zespołach, które w swoich ligach były średniakami.

Image and video hosting by TinyPic

Z kolei Mariusz Pawełek zagra nawet ze złamanym palcem.

Ten piłkarz to prawdziwy twardziel! Mariusz Pawełek (34 l.) przez ponad godzinę meczu z Legią (1:1) bronił z mocno stłuczonym palcem w lewej dłoni. – Czułem, jak chrupnęła mi kość. Jednak nawet gdyby palec był złamany, to broniłbym dalej – mówi Faktowi bramkarz Śląska. (…) – Pamiętam, gdy jako piłkarz Odry Wodzisław grałem z Legią mając jeden palec złamany, a drugi wybity. Broniliśmy się wówczas przed spadkiem, a wygraliśmy przy ulicy Łazienkowskiej 1:0. Piłkarz powinien mieć jednak trochę charakteru. Pomimo środków znieczulających ręka bolała, ale podjąłem decyzję, że chcę grać – zdradza nam Pawełek, który w piątkowy poranek udał się na rentgen. Pawełek chce grać z kontuzją Jak dowiedział się Fakt, golkiper Śląska ma mocno stłuczony palec, ale o złamaniu nie ma mowy. – Nawet, gdyby był złamany, to chciałbym zagrać z Cracovią. Ja nigdy się nie poddaję – dodaje doświadczony bramkarz.

Reklama

Zerknijmy jeszcze na felieton Borka, który martwi się o reprezentację.

Sześć tygodni. Tyle zostało do meczu w Dublinie z Irlandią. To będzie młócka, walka na całego. W tym meczu potrzebujemy ludzi, którzy będą potrafili biegać przez 90 minut i pokazać atuty piłkarskie. A to gwarantują zawodnicy, którzy regularnie grają w swoich klubach i są do tego w przynajmniej przyzwoitej dyspozycji. Z bólem stwierdzam, że w tej chwili widzę takich tylko pięciu. To Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, Maciej Rybus, Robert Lewandowski i ewentualnie Łukasz Piszczek.

RZECZPOSPOLITA

A co tutaj? Wojna gorsza niż macocha.

Szachtar Donieck to klub z ogarniętego wojną miasta. Piłkarze mieszkają w Kijowie, a grają we Lwowie. We wtorek podejmują w Lidze Mistrzów Bayern Monachium. W listopadzie Szachtar jako gospodarz grał na zbudowanej przed Euro 2012 Lwiw Arenie z Karpatami Lwów. Piłkarze gości – choć w tym wypadku to dziwnie brzmi – na rozgrzewkę wyszli w koszulkach z napisem „Chwała ukraińskiej armii”. Zawodnicy klubu z Donbasu nie zdecydowali się ich założyć. Pierwsze pytanie, jakie usłyszał na konferencji prasowej trener Szachtara Mircea Lucescu, dotyczyło właśnie tego zdarzenia: dlaczego jego piłkarze nie zdecydowali się na gest poparcia dla walczącej także w Doniecku armii. Rumun udawał, że nie rozumie, dziwił się dociekliwości dziennikarzy, udało mu się w końcu zmienić temat. Dopiero po zakończeniu konferencji w kuluarach stadionu nabrał odwagi. – Powiedział jasno, że przecież w tym klubie pracują ludzie i grają piłkarze, których rodziny są w strefie walk. Wojna to coś gorszego niż macocha. Za każdy świadomy czy nieświadomy gest trzeba płacić. Często życiem. Uznał, że to była wyjątkowo nieprzemyślana akcja, niebezpieczny polityczny gest Karpat – opowiadał jeden z dziennikarzy słuchających Lucescu.

I jeszcze Piotr Żelazny – Blatter sieje ziarno.

Jeśli pomimo korupcyjnych skandali Sepp Blatter zostanie szefem FIFA na piątą kadencję, będzie to oznaczało, że piłka nożna definitywnie wymknęła się spod kontroli Uwielbiam analizować historię starożytną. Patrzeć, jak imperia powstawały i upadały, same rozsiewając ziarna swego upadku – powiedział kiedyś amerykański reżyser Martin Scorsese. Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) robi to od lat. Sepp Blatter, który światowym futbolem rządzi od 1998 roku, a od 1975 roku znajduje się w ścisłych władzach FIFA, podczas poprzednich wyborów cztery lata temu zapowiedział, że po raz ostatni ubiega się o mandat. Wybory te odbywały się w niezdrowej atmosferze, po pierwszych doniesieniach na temat korupcji przy wyborze gospodarzy mundiali 2018 (Rosja) i 2022 (Katar), i po dożywotnim wykluczeniu ze struktur futbolu kontrkandydata Blattera Mohamada bin Hammama. Ale 78-letni Blatter słowa nie dotrzymał, dziś twierdzi, że jeszcze nie skończył swojej misji.

SUPER EXPRESS

Robak szykuje się na Lecha i zapowiada, że strzeli.

Image and video hosting by TinyPic

Marcin Robak (33 l.) jest ostatnim piłkarzem, który w polskiej Ekstraklasie w jednym meczu strzelił 5 goli. Dokonał tego prawie dokładnie rok temu w meczu z Lechem, a obecną rundę wiosenną Pogoń zaczyna meczem z „Kolejorzem”, też w Szczecinie. Tamtym wyczynem uszczęśliwił kibiców Portowców, dla większości których, spotkania z Lechem są czymś więcej niż zwykłymi meczami ligowymi. – Przekonałem się o tym kilka miesięcy później na …stacji benzynowej, podczas podróży na mecz wyjazdowy, chyba też z Lechem – opowiada Super Expressowi Robak. – Gdy zatrzymaliśmy się na kawę, podszedł do mnie kibic Pogoni jadący na mecz i pokazał tatuaż na przedramieniu – 21.02.2014 NDR – gdzie 3-literowy skrót oznaczał … Narodowy Dzień Robaka. Dodał, że kilku jego kolegów równie efektownymi tatuażami upamiętniło tamtą wiktorię. Dla snajpera Pogoni też była wyjątkowa. – Nie zawsze strzela się 5 bramek w meczu, dlatego zostawiłem sobie koszulkę w której grałem, piłkę a także buty, które stoją obok drugiej pamiątkowej pary, jaką miałem na nogach, gdy strzeliłem pierwszego gola w Ekstraklasie. (dla Korony w meczu z Legią). Ale to już historia, a teraźniejszość dla Marcina jest taka, że wraca do gry po ponad 4 miesiącach przerwy, spowodowanej też kontuzją. Teraz jest zdrowy i skuteczny, bo w sparingach zdobył 3 bramki.

Berg to łysy klaun. Co znów nabroił Orlando Sa?

Po remisie 1:1 ze Śląskiem w ćwierćfinale finału Pucharu Polski piłkarze Legii nie tryskali entuzjazmem, bo wypuścili zwycięstwo z rąk. W najgorszych humorach byli obrońca Łukasz Broź (29 l.), który zawalił bramkę, oraz snajper Orlando Sa (27 l.). Portugalczyk w ogóle nie pojawił się na boisku, a potem zdenerwowany zaliczył komiczną wpadkę w Internecie. (…) Decyzja Berga o pozostawieniu Orlando na ławie była dziwna, na internetowych forach fanów Legii zawrzało. Niektórzy z nich zaczęli na Twitterze na gorąco komentować wybór Norwega i słać słowa otuchy pod adresem Portugalczyka. A Sa (albo osoba prowadząca jego oficjalne konto) wiele z tych tweetów podał dalej. Wyszła z tego zabawna wpadka, bo na koncie gracza Legii pojawił się nagle taki wpis (po angielsku): „Orlando Sa, mam nadzieję, że będziesz cierpliwy i nie odejdziesz. Mam nadzieję, że albo ten łysy klaun pozwoli ci grać, albo sam odejdzie”.

SPORT

Mila, Mila, Mila… Znów na okładce.

Image and video hosting by TinyPic

Zaczynamy rozmową z Jackiem Zielińskim. Niewiele tutaj ciekawego, ale spójrzmy na jeden fragment.

Piast prezentował się równie korzystnie w zimowych sparingach. A więc?
– I tu mógłbym powtórzyć to, co mówiłem przy Ruchu – w grze Piasta widać ślad pracy hiszpańskiego trenera Pereza Garcii. Ten zespół prezentuje się bardzo solidnie i ma w składzie Kamila Wilczka, którego talent eksplodował jesienią. Przed gliwiczanami rysują się ciekawe perspektywy. Jednak w sobotę będzie miał ciężką przeprawę w Chorzowie.

Obok:
– „Multi-kulti” przy Okrzei, czyli wielu obcokrajowców w Piaście
– Stawarczyk stracił miejsce w składzie Ruchu

Image and video hosting by TinyPic

Problemy? Są chyba od zawsze – mówi Mariusz Magiera.

Na koncie coś się w końcu pojawiło. Powinno być łatwiej…
– Jestem w Górniku już bardzo długo i na nasze szczęście – albo raczej nieszczęście – problemy są chyba od zawsze. Jesteśmy do tego przyzwyczajeni i czasami zdarza się nam o tym zapomnieć. Przed meczem te sprawy naprawdę nie mają znaczenia, choć kłamałbym mówiąc, że o nich nie mówimy. Coś się jednak dzieje, wierzę, że pozytywnego. Mamy zapewnienia, że jeszcze w tym roku sprawy klubu wyjdą na prostą. Oby.

Oj, słabo to wygląda. Tym bardziej, że nic więcej już tutaj nie znajdziemy.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Tak wygląda okładka.

Image and video hosting by TinyPic

Furman wraca do świata żywych.

Po prawie dziewięciu miesiącach przesiadywania na trybunach we Francji, zawodnik wraca do gry. W niedzielę ma wystąpić w barwach Legii przeciwko Jagiellonii (godz. 18). – Nie zrobiłem kroku do tyłu, wracając do Warszawy. Niech ludzie gadają, co chcą. Jestem na to przygotowany. Nie będę się przejmował, tylko robił swoje. Przed podjęciem decyzji rozmawiałem z wieloma osobami, ich słowa mnie podbudowały. Słucham opinii ludzi, którym na mnie zależy, a nie tych zamieszczanych na forach internetowych – przekonywał Furman na łamach PS po powrocie do Legii. (…) Furman wyróżniał się aktywnością i dał szkoleniowcowi sygnał, że można na niego liczyć. W korespondencyjnym pojedynku wychowanek Szydłowianki wypadł lepiej od Helio Pinto, który w trakcie obozów przygotowawczych nie błyszczał. To właśnie ta dwójka rywalizuje o miejsce numer trzy w hierarchii Berga na pozycji środkowego pomocnika. – Dominik zna Legię doskonale, ale musi jeszcze pracować nad przystosowaniem się do naszego stylu gry i taktyki. Stale się rozwija, a w trakcie zgrupowań zaliczył progres – podsumował Berg w wywiadzie dla legia.com. Dopóki legioniści będą występować w Lidze Europy, Furman nie musi się martwić o regularne występy, trener Henning Berg zamierza bowiem rotować składem. Problem pojawi się wówczas, gdy mistrzowie Polski zakończą swój udział w europejskich rozgrywkach. Wtedy okazji do gry nie będzie już tak dużo, a przecież zawodnik wrócił do Warszawy po to, żeby się odbudować.

Żadnych relacji nie cytujemy, materiałów, które przytaczaliśmy już z Faktu – również. Przechodzi do felietonu Motyle w brzuchu Stanowskiego.

Image and video hosting by TinyPic

Kiedy miałem czternaście lat, czekałem na dzień startu ligi jak na przyjście Świętego Mikołaja. Dziewczyny wspominają czasami o „motylach w brzuchu” – tak nazywają stan zakochania. No to ja, kiedy liga wracała, „motyle w brzuchu” miałem od rana. To dziwny stan, bo niby przyjemny, ale w sumie gdybym miał go opisać przy użyciu wszystkich znanych mi słów, na koniec okazałoby się, że ów stan nie różnił się jakoś bardzo od zwykłej tremy przed klasówką z matematyki (a klasówki przecież przyjemne nie były). Różnica trudna do wychwycenia, a jednak jakże istotna. Istnieje popularna teoria, wedle której dziennikarzami sportowymi są ci, którzy nie dali rady zostać piłkarzami. To idiotyzm. Nigdy w życiu nie chciałem być piłkarzem. Najpierw marzyłem o programowaniu, a zaraz potem – o pisaniu. I po prostu zacząłem pisać. Z perspektywy czasu była to fantastyczna decyzja, ale nie taka znowu idealna. Wiązała się z utratą największej pasji. Oczywiście, ja tę piłkę wciąż bardzo lubię, wciąż się nią w sposób niezdrowy – czyli za bardzo – interesuję. Ale nie mam już „motyli w brzuchu”.

Sporo tekstów o czołowych ligach Europy znajdziecie w „Magazynie Lig Zagranicznych”. My zaglądamy tutaj po dwa materiały. Pierwszy, o Lidze Mistrzów: Wszyscy chcą przerwać hegemonię Królewskich.

Czy Real Madryt będzie pierwszą drużyną, która zatriumfuje w Champions League dwa razy z rzędu? Jakoś tak już dziwnie z tą Ligą Mistrzów jest, że nikt nie potrafi jej wygrać dwa lata z rzędu. Dopóki jeszcze istniał Puchar Europy, to aż tak trudną sztuką nie było. Klasę potwierdzały Real Madryt (pięć kolejnych zwycięstw w latach 50.!), Benfica Lizbona, Inter Mediolan, Ajax Amsterdam, Bayern Monachium, Liverpool, Nottingham Forest i AC Milan. A od 1993 roku to niespełnione przez nikogo marzenie. Teraz w kolejce po chwałę stoi Real Madryt. To właśnie Królewscy w zeszłym sezonie brutalnie rozprawili się w półfinale z broniącym tytułu Bayernem Monachium (1:0 i 4:0). Teraz to ich wszyscy chcą pobić, zgodnym chórem recytując, że 2015 roku będzie należeć do Atletico/Bayernu/Chelsea etc. (niepotrzebne skreślić). Real w grupie jako jedyny zdobył komplet punktów, ale rywali to nie odstrasza od przechwałek. – Wciąż mamy szansę na trzy trofea. Mamy wielkie, ambitne cele – mówi Jerome Boateng, obrońca monachijskiego zespołu. Bayern trzy lata temu sięgnął po potrójną koronę (triumf w Bundeslidze, Pucharze Niemiec i Lidze Mistrzów), wielu zawodników prowadzonych dziś przez Josepa Guardiolę doskonale to pamięta. – Mam nadzieję, że w kwietniu i maju czekają nas decydujące mecze o trofea. Zimowa przerwa była dobrą okazją do odbudowania siły i zmobilizowania w sobie rezerw – dodaje Boateng.

Image and video hosting by TinyPic

A dziś w Angoli Jacek Magdziński rozpoczyna przygodę.

W sobotę Jacek Magdziński rozpoczyna swoją wielką przygodę na afrykańskich boiskach. Jego Academica Petroleos Clube do Lobito gra z FC Bravos do Maquis. Zaplanowany na godzinę 15.00 mecz odbędzie się w 45-stopniowym upale. – Nie przeraża mnie to. Mecze sparingowe też rozgrywaliśmy w popołudniowym, prażącym słońcu – podkreśla. 28-letni napastnik znalazł się w zespole z Angoli w zadziwiających okolicznościach. Jeden z menedżerów z Niemiec wypatrzył jego umiejętności na… amatorskim filmiku zamieszczonym na youtube! Po tym zaproponował podpisanie 10-miesięcznego kontraktu z beniaminkiem Giraboli, bo tak nazywa się liga w Angoli, Academiką. Magdziński, były zawodnik młodzieżowych zespołów Dyskoboli Grodzisk Wlkp., a także Floty czy Zawiszy, który w swojej karierze grał też w zespołach z niższych klas w Niemczech i Anglii, poleciał do Afryki na początku stycznia. – Jak jest tutaj na jest miejscu? Wspaniale! Z jednej strony góry, wzgórza, rzeki, niesamowite krajobrazy, a z drugiej zapierające dech widoki na ocean. Angola to też kraj obfitujący w surowce. Mają ropę, diamenty, a więc i pieniądze. Z drugiej strony wszędzie walają się śmieci – opowiada PS Magdziński.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...