Zjazd. To słowo najlepiej obrazuje negocjacje Jakuba Koseckiego z Lechią Gdańsk. I nie chodzi nam tylko o zjazd legionisty, bo mamy też na myśli gościa, na którego miejsce Kuba byłby szykowany, czyli Bartłomieja Pawłowskiego. Abstrahując od tego, jak zaawansowane są rozmowy pomiędzy Legią i Lechią oraz czy transfer w ogóle dojdzie do skutku, sugestywna jest reakcja całego piłkarskiego środowiska. Nikogo dziś nie dziwi, że Kosecki rozważa kontynuowanie kariery w 13. drużynie Ekstraklasy, a Pawłowski jest w tejże właśnie drużynie odstawiany na boczny tor. Ot, naturalna kolej rzeczy.
Lato 2013. Jakub Kosecki właśnie zakończył genialny sezon, w którym pociągnął Legię do mistrzostwa Polski, pierwszego od siedmiu lat. W 25 meczach zaliczył po dziewięć goli i asyst, co jak na skrzydłowego było świetnym wynikiem. Legionista został przez nas wybrany najlepszym piłkarzem całej ligi. Z kolei Pawłowski był na potężnej fali wznoszącej, a na jego grę patrzyło się z przyjemnością. Prezes Legii, Bogusław Leśnodorski nazywał go megautalentowanym, podkreślając duże zainteresowanie ze strony stołecznego klubu. Zapewne wielu kibiców „Wojskowych” oczami wyobraźni widziało duet przebojowych skrzydłowych Kosecki-Pawłowski, który prowadzi ich drużynę do upragnionej Ligi Mistrzów.
Wtedy jeszcze ich drogi się nie zeszły, ale wydawało się, że każdy zrobi kolejny krok do przodu. Kosecki w Legii, a Pawłowski w Maladze. Rzeczywistość okazała się jednak dla obu brutalna. Kosecki niejako zamknąłby koło, bo to w Gdańsku stawiał pierwsze kroki w dorosłej piłce. Niby dzisiejsza Lechia to zupełnie inna drużyna, inny projekt i inne ambicje, ale… kiedy Kuba opuszczał „Biało-zielonych” w 2012 roku, ci zajmowali 13. miejsce w tabeli i dzisiaj jest tak samo.
Natomiast Pawłowski nawet bez dodatkowych konkurentów miewał ostatnio kłopoty z regularną grą. Nie potrafił wygrać walki o pierwszy skład z Nazario i Grzelczakiem, więc dlaczego po dojściu Kazlauskasa i ewentualnym transferze Koseckiego miałoby być lepiej? Nie zapowiada się też, by z miejsca w ataku i na prawej pomocy łatwo zrezygnowali Colak/Friesenbichler i Makuszewski. Odstawienie Pawłowskiego na boczny tor wydaje się jedyną logiczną konsekwencją polityki kadrowej Lechii. I raczej nikt nie będzie przy tym rozpaczał.
Oczywiście nie zamierzamy skreślać ani Koseckiego, ani Pawłowskiego. Nie da się jednak zaprzeczyć, że obaj zaliczyli w ostatnim czasie spektakularny zjazd. Sami jesteśmy ciekawi, jaka byłaby ich reakcja, gdyby półtora roku temu powiedzieć im, że wkrótce mogą się bić o miejsce w Lechii Gdańsk. Dziś taki scenariusz jest całkiem prawdopodobny, chociaż – podkreślamy – niczego jeszcze nie przesądzamy. To póki co tylko negocjacje.
Dla Koseckiego wystarczającym wstrząsem powinien być jednak sam fakt, że taki transfer w ogóle wchodzi w grę.
Fot. FotoPyK