Zadanie? Zastąpienie sprzedanego do Chelsea najlepszego strzelca, Nicolasa Anelki. Rywale w walce o pierwszy skład? Kevin Davies, El-Hadj Diouf, Ricardo Vaz Te, Heidar Helguson… Na ogół spore nazwiska, których właściciele mieli jednak poważne problemy z trafianiem do bramki. Bolton Wanderers zajmował dopiero 15. miejsce w tabeli. Trzeba było szukać rozsądnego wyjścia. Wtedy z Southampton wyciągnięto Grzegorza Rasiaka. Było to równo siedem lat temu.
Pomysłodawcą tego ruchu był menedżer Boltonu, Gary Megson. Polak miał zwiększyć siłę ognia i rozszerzyć paletę możliwości atakowania. Było to tylko wypożyczenie, ale Rasiak miał nadzieję na przekonanie do swoich umiejętności i pozostanie w Premier League na dłużej. Problem polegał na tym, że w Championship wyróżniał się zdecydowanie. Strzelał, odnajdywał się w polu karnym, budził postrach. W najlepszej angielskiej lidze zawsze albo miał pecha, albo zjadała go trema. Tak wcześniej, w Tottenhamie w 2005 roku, jak i w Boltonie, kompletnie się nie odnalazł. Nie zdobył choćby jednej bramki. To znaczy zdobył w debiucie, w meczu Tottenhamu z Liverpoolem, ale sędzia nieuczciwie go nie uznał. Deficyt szczęścia.
Przechodząc do Boltonu, Rasiak podjął spore ryzyko. W głowie cały czas kołatała mu myśl wyjazdu na Euro 2008, a w klubie Premier League nie miał nawet w 20 procentach pozycji ugruntowanej tak, jak było to w Southampton. Gdyby jednak udało się przebić, zdobyć kilka bramek, to Leo Beenhakker nie miałby wyboru. Rasiak postawił wszystko na jedną kartę. I przegrał. Powołanie na turniej nie dotarło. To była jego druga i ostatnia próba zaistnienia w najlepszej lidze świata.
Zagrał w siedmiu meczach, nie zdobywając bramki. – Nie rozumiem jak to możliwe, że Rasiak gra w drużynie Boltonu. Nie ma nic do zaoferowania. Nie ma szybkości, nie potrafi się ustawić, piłka się od niego tylko odbija i trafia pod nogi piłkarzy drużyn przeciwnych. Nawet do notesu z napastnikami Championship nie zamierzam go wpisywać – tak Rasiaka podsumował Mark Bright, były piłkarz, później ekspert BBC.
Musiał wrócić tam, gdzie jego miejsce, czyli do drugiej ligi. Jeszcze trochę postrzelał i przez Cypr trafił do Jagiellonii Białystok. Potem Lechii Gdańsk, Warty Poznań i po poprzednim sezonie ostatecznie zakończył karierę.
Wniosek? Jedynym miejscem, gdzie Rasialdo rzeczywiście zasłużył na swój nieeskluzywny przydomek, była najlepsza liga świata. Nie najgorzej, prawda?