– Ja w życiu nie widziałem takich umów. No, ale co – słowo się rzekło. Teraz możemy poprzedniemu zarządowi pogrozić palcem i powiedzieć „słuchajcie, nie dbaliście o interesy Stali”, ale to nie zmienia faktu, że musimy te zobowiązania kontynuować. Chcemy z nimi trochę powalczyć. Niektórzy uznali, że byli z tą drużyną i utrzymali ją, a my twierdzimy, że nie do końca. Jak ktoś uważa, że siedział siedem ostatnich kolejek przed telewizorem i to on utrzymał tę drużynę, no to fajnie, ale ja chciałbym się zmierzyć i trochę porozmawiać na argumenty – mówi Jacek Klimek, prezes Stali Mielec, o automatycznym przedłużeniu umowy Leszka Ojrzyńskiego. W Weszłopolskich porozmawialiśmy ponadto o sytuacji finansowej klubu, transferach i odpuszczeniu Pucharu Polski.
Generalnie duży szacun, że pan od nas odebrał, bo poróżniliśmy się na antenie w kwestii zwolnienia Leszka Ojrzyńskiego. Albo powiedzmy inaczej – zawsze dzwoniliśmy, jak było źle, a teraz w końcu zadzwoniliśmy, jak jest dobrze i możemy trochę pochwalić.
Bardzo dziękuję.
Dobrze jest sportowo, ale organizacyjnie – można dyskutować. Pan wystosował list do radnych Mielca o wsparcie klubu pięcioma milionami złotych pożyczki. Z jakim odbiorem spotkał się ten list? Gdy się go czytało, miało się wrażenie, że naprawdę nie jest dobrze i dość gęsto wychodzą na wierzch grzechy z lat ubiegłych.
Nie jest to nic sensacyjnego, bo jedna z ekstraklasowych drużyn w ubiegłym miesiącu też zwróciła się do swojego miasta o pożyczkę w wysokości dwóch milionów i ją otrzymała. My aplikujemy do miasta o pięć milionów i to nie jest pięć milionów, które chcemy otrzymać, żeby się fajnie bawić w piłkę nożną. Mamy plan, żeby ją spłacić. Ciągną się zaszłości, mamy pewne zobowiązania, które przejęliśmy i nie chcę tutaj wchodzić w szczegóły, czy to było dobre zarządzanie, czy niedobre. Ja to przejąłem i dostałem zadanie utrzymania klubu w Ekstraklasie. Szukamy inwestora, który miałby ochotę nas wspomóc i czerpać z kontentu reklamowego naszego klubu. Nie widzę tu żadnej nadzwyczajnej sytuacji. Jeśli się ma klub na dorobku, który jest dopiero drugi sezon w Ekstraklasie, tak się czasami dzieje. Nie ma łatwo.
JASKOT CHCE 40 TYS. PREMII OD STALI. “ZASŁUŻYŁEM NA TO”
Czy bez tej pożyczki Stal może nie dokończyć tego sezonu?
Nie biorę tego pod uwagę. Dzisiaj miałem spotkanie z kolejnymi ludźmi z dużego biznesu, którzy są zainteresowani ten klub wspierać. Przypominam wszystkim, że w tym kraju są 944 miasta, a tylko 18 gra w Ekstraklasie. To wielki majątek dla tego miasta i Podkarpacia. Myślę, że jest sporo osób, które dysponują wielkimi środkami i nie pozwolą, żeby temu klubowi stała się krzywda. Wyjście naprzeciwko, jeśli chodzi o finanse, to jeden z zabiegów, który ma pokryć lukę budżetową, którą na dzisiaj mamy. Walczymy.
Ten list był też trochę wołaniem o pomoc, żeby zmobilizować lokalny biznes?
Oczywiście, trochę tak, bo wszyscy kibicują, bardzo się cieszą, identyfikują się z tym klubem i chwalą się tym sukcesem, ale przychodzi moment, że wiele osób musi odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy robić tę piłkę. Wszyscy się deklarują, że chcemy, więc dzisiaj prezes mówi “sprawdzam”. Zobaczymy, kto tak naprawdę chce. Jestem przekonany i wierzę, że absolutnie chcemy tej piłki i zrobimy wszystko, żebyśmy zostali w Ekstraklasie, bo naprawdę jest to wielkie wydarzenie dla regionu.
Chciałbym zapytać się o sprawę z automatycznym przedłużeniem się kontraktów trenerów, którzy już w Stali nie pracowali, a mieli taki zapis w przypadku utrzymania. Można wyciągnąć konsekwencje wobec ludzi, którzy takie umowy zawarli? Tak szczerze mówiąc, nawet w skali Ekstraklasy, gdzie przerabialiśmy różne rzeczy, wydaje się to skandaliczne.
Nie chcę oceniać, choć słowo “skandaliczne” jest absolutnie adekwatne do tej sytuacji. Niestety, musimy udźwignąć te zapisy. Ktoś był w zarządzie, miał pieczątkę, podpisywał. Były sytuacje, że trenerzy czy zawodnicy wykorzystali ten moment, że ktoś się zawahał albo nie założył okularów. Niestety, musimy to dźwigać. Taka jest sytuacja. Jeśli mnie pan pyta, czy to jest skandaliczne, ja po audycie wszystkich dokumentów… Ja w życiu nie widziałem takich umów. No, ale co – słowo się rzekło. Teraz możemy poprzedniemu zarządowi pogrozić palcem i powiedzieć „słuchajcie, nie dbaliście o interesy Stali”, ale to nie zmienia faktu, że musimy te zobowiązania kontynuować. Chcemy z nimi trochę powalczyć. Niektórzy uznali, że byli z tą drużyną i utrzymali ją, a my twierdzimy, że nie do końca. Jak ktoś uważa, że siedział siedem ostatnich kolejek przed telewizorem i to on utrzymał tę drużynę, no to fajnie, ale ja chciałbym się zmierzyć i trochę porozmawiać na argumenty. Ale oczywiście prawne aspekty zaakceptujemy i będziemy to dźwigać dalej. Taki los prowadzenia klubu.
Czyli Leszek Ojrzyński nie jest chętny, żeby to rozwiązać polubownie.
Nie chcę operować nazwiskami.
Wszyscy wiemy, o kogo chodzi.
Takich przypadków w tym klubie jest co najmniej cztery. Nie chciałbym wchodzić w szczegóły, bo nie tylko pan Leszek twierdzi, że utrzymał tę drużynę.
A czy na liście osób, z którymi chcecie się pożegnać, jest Mateusz Wyjadłowski?
Sytuacja jest następująca – Wyjadłowski przyszedł, bo nasz nowy trener miał wizję, że będzie grał. Dzisiaj jest u nas, funkcjonuje, nie można nikogo przekreślać. Jest w drugiej drużynie, walczy, zagra 3-4 dobre mecze, to zostanie przesunięty do pierwszej drużyny i będzie grał. Jestem daleki oceniać kogoś po jednym meczu. Na Górniku grał bardzo słabo, ale to już bardziej pytanie do trenera, a nie do mnie.
Pytam dlatego, że dotarliśmy do informacji, że to trener chciał Wyjadłowskiego, a zanim skończyło się okno transferowe, już go przekreślił.
Każdy zawodnik, który ma kontrakt do czerwca, ma opcję poszukania sobie nowego rozwiązania w grudniu, jeśli nie wywalczy szansy na granie w Ekstraklasie i ma honor, ambicję, chce grać w piłkę. Jeśli będzie chciał tu kontynuować – co się często zdarza, niektórzy zawodnicy są bardzo wygodni, a Mielec im się bardzo podoba i chętnie spędzają tu mile czas do końca kontraktu – no to będzie spędzał. Ten chłopak w kilku meczach sparingowych wyglądał pozytywnie, więc dajmy mu szansę, nie skreślajmy go od razu. Nasz trener ma taką zasadę, że rotuje chłopakami, przesuwa, wraca do nich. Nie chciałbym wchodzić w taką kompetencję i skreślać jednego zawodnika, który gdzieś udzielił wywiadu i jest trochę pokrzywdzony. Futbol jest taki, że potrafi szybko skrzywdzić, ale potrafi też szybko nagrodzić. Głowy do góry i trzeba walczyć.
PUCHAR POLSKI W FUKSIARZ.PL. SPRAWDŹ OFERTĘ!
Ciężko dzisiaj przekonać piłkarza do gry w Stali Mielec? Trochę w końcówce okienka z jednej strony piłkarze, którzy byli na musiku i ciężko było im znaleźć zatrudnienie typu Kort czy Wrzesiński, z drugiej fajny ruch z Fabianem Piaseckim. Zastanawiamy się, jaka jest dzisiaj pozycja rynkowa Stali Mielec.
Jest dokładnie taka sama, jak każdego innego klubu.
Piłkarze jednak woleliby grać w Legii niż Stali Mielec.
Moje zdanie jest zupełnie inne. Mogę się od was bardzo różnić, ale uważam, że jeżeli kontrakt jest na odpowiednią kwotę, to może 25% piłkarzy kalkuluje, gdzie chce grać i analizuje to. Większość wybiera kluby, gdzie po prostu dobrze płacą. Jeśli Stal Mielec będzie dysponowała dużym budżetem, to każdy do nas przyjdzie i ani nazwa, ani miasto nie będą mu w tym przeszkadzały. Takie są realia futbolu i absolutnie to rozumiem, bo każdy w tym biznesie ma kilka lat kariery. Nikt nie chce czekać, każdy chce podpisać świetny kontrakt i przez najbliższe osiem-dziewięć lat zapewnić sobie przyszłość. Jak mnie pan pyta, czy ktoś przyjdzie do Stali Mielec, to mogę powiedzieć, że jak będę dysponował odpowiednią kwotą – każdy przyjdzie.
Tak podejrzewaliśmy. Nawiązując do transferów – dlaczego tak późno? Czy to było tak, że przeprowadziliście skromne ruchy transferowe licząc, że jakoś to będzie wyglądało, ale jednak średnio wyglądało i stąd ofensywa w końcówce okienka?
Nie, to było absolutnie przemyślane. Trener obserwował sytuację na rynku, my też nie mogliśmy się porwać. Mieliśmy kilka fajnych ofert, ale nie było nas na nie stać. Wiedzieliśmy dobrze, że gra w Stali Mielec jest atrakcyjna, bo to jest Ekstraklasa, okno na świat. Szukaliśmy takich piłkarzy, którzy chcą tu przyjść, powalczyć, odbudować się i nie chcą gigantycznych kontraktów. Ten ruch był bardzo przemyślany. Tak, czekaliśmy do ostatniego dnia, bo chcieliśmy to zrobić. Wiedzieliśmy doskonale, że ostatnie trzy-cztery dni przed końcem okna transferowego rynek bardzo hamuje, jeśli chodzi o stawki finansowe. A że my każdą złotówkę bardzo mocno liczymy, czekaliśmy do końca.
U trenera Gąsiora wszystko w porządku? Komunikat wybrzmiał tak, że to kwestie prywatne zadecydowały o tym, że już nie będzie dalej pracował.
Nie chcę się wypowiadać na temat prywatnych spraw trenera Gąsiora, byłoby to szaleństwem, to nie moja działka. Chcę państwu tylko powiedzieć, że na ostatnim meczu gościł na naszym stadionie, siedziałem z nim na trybunach, jest w bardzo dobrej formie i wcale nie jest powiedziane, że wkrótce nie wróci do nas. Jestem pewny, że nie podejmie się już takiego wyzwania jak ostatnio, ale zawsze w naszym klubie jest mile widziany, jeśli tylko będzie chciał spędzić parę godzin dziennie z młodymi chłopakami.
URATOWAŁ STAL I ZREZYGNOWAŁ. KIM JEST WŁODZIMIERZ GĄSIOR?
Mieliście wcześniej trenera Majewskiego na oku? Jak wyglądał w tym wypadku ten błyskawiczny proces decyzyjny?
Jeśli się prowadzi klub sportowy, to na każde miejsce trzeba mieć ławkę rezerwowych. My też mieliśmy kilka nazwisk. Już było pewne, że następnym trenerem na pewno nie będzie topowe nazwisko, bo na takie po prostu nas nie stać. Mieliśmy określone budżety i w nich penetrowaliśmy rynek. Były cztery osoby, w tym trener Majewski – młody, ambitny, chcący zrobić sukces, niekoniecznie marzący o tym, że przyjdzie wynegocjować sobie kosmiczny kontrakt i zażyczy sobie pięciu świetnych piłkarzy. Rozmowa była bardzo rozsądna, na jakim poziomie mają być wzmocnienia i kto to ma być. Najważniejsze są dla mnie też charakter, spokój, i nie stawianie Stali Mielec pod ścianą, że albo zrobicie A, B, C, D, albo nie przyjdę. Ważne było dla mnie też to, że widział wielkie szatnie – Legii, Lecha – gdy chłopaki naprawdę dobrze grali w piłkę i to było dla mnie cenne. Ryzyko oczywiście bardzo duże, ale znacie Stal Mielec – słyniemy z tego, że mocno ryzykujemy, więc tu też zaryzykowaliśmy. Na dzisiaj nie żałujemy.
Puchar Polski był waszym świadomym sabotażem? Proszę nas dobrze zrozumieć – wiadomo było, że Stal nie była żadnym faworytem tych rozgrywek. Jeżdżenie w tygodniu po różnych miejscach to coś, co zaburza mikrocykl i oddala od celu, który jest w Ekstraklasie. Czy z pełną premedytacją odpuściliście te rozgrywki, wystawiając rezerwowy skład na Wisłę Kraków, która wyszła wyjściową jedenastką?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że chcieliśmy w tym roku wygrać Puchar Polski. Przy naszym składzie personalnym i budżecie, byłoby to szaleństwo. Chcieliśmy się postawić Wiśle. Chłopcy, którzy dostali szansę, mieli jasno powiedziane, że to jest ich pięć minut, które może decydować o ich przydatności w klubie. Czy wyszliśmy, żeby sobie pokopać i odpaść z pucharu? Nie. Do 20. minuty mogliśmy prowadzić 3:0. Szczutowski, nasz młody napastnik, miał dwie sytuacje sam na sam. Gdyby było 2:0, to byśmy nie rozmawiali dzisiaj na ten temat. Przypominam, że w drugiej połowie graliśmy w dziesiątkę po fatalnym błędzie Kamila Kościelnego. Ale to się zdarza. W drugiej połowie przy stanie 2:1 ryzykowaliśmy na tyle, że gdyby nie fatalny błąd młodzieżowca i rzut karny byłem przekonany, że doprowadzilibyśmy do 2:2 i mogłoby się zrobić bardzo ciekawie. Ale stało się tak, jak się stało. Jeżeli pan mnie pyta, czy wyszyliśmy, by sobie pograć, to nie, bo do 20. minuty mogło być 3:0.
Nie były to jakieś super stuprocentowe sytuacje, a później Kościelny dał się zrobić jak junior, ten karny też podpada pod teorię o świadomym sabotażu. Tak się ułożył ten mecz, może niefortunnie.
OK, podsumujmy to: zabrzmi to paradoksalnie, nie biliśmy się w tym roku o Puchar Polski.
CAŁY ODCINEK WESZŁOPOLSKICH: