Łukasz Trałka kontra Filip Starzyński w środku pola. Rachunki do wyrównania między trenerami, bowiem przecież to Piotr Tworek niespodziewanie sprawił, że Dariusz Żuraw jako szkoleniowiec Lecha Poznań nie wygrał nawet mistrzostwa Wielkopolski. Jedni polują na solidną serię, której dawno nie widzieli, drudzy szukać będą przełamania, niewykluczone, że desperacko. Czy można sobie wyobrazić lepszy sposób na spędzenie sobotniego popołudnia niż mecz Warty Poznań z Zagłębiem Lubin?
Oczywiście, że można – oj, wiele pomysłów chodzi nam po głowie – ale i tak zasiądziemy przed telewizorami, żeby sprawdzić tę kopaninkę w Grodzisku Wielkopolskim. A przed nią postanowiliśmy zadać kilka ważnych pytań, żeby wprowadzić się w klimat tego spotkania.
Czy Zagłębie wygra po raz czwarty z rzędu?
Brak regularności, łapania solidnych serii to coś, przez co do Zagłębia na dobre przylgnęła łatka ligowego średniaka. Zespół nie potrafił się rozpędzić. Gdy kibice już robili sobie nadzieję, że to jest ten moment, zazwyczaj przychodziła mniej lub bardziej niespodziewana porażka. Teraz pojawiła się szansa na pewne przełamanie, bowiem zespół Dariusza Żurawia:
- wygrał z Piastem Gliwice,
- wygrał z Bruk-Bet Termaliką,
- wygrał z rezerwami Śląska w Pucharze Polski.
Cztery zwycięstwa z rzędu to byłoby coś, nawet biorąc pod uwagę klasę rywala, którego trzeba było ogolić w środku tygodnia (z czym w niedalekiej przeszłości Miedziowi też mieli przecież problemy). W ciągu ostatnich pięciu lat zespół z Lubina tylko dwa razy zaliczał okresy, które w przypadku wygranej w Grodzisku można by postawić gdzieś obok. Za kadencji Piotra Stokowca w końcówce sezonu 16/17 udało się ograć kolejno: Piasta, Śląsk, Wisłę Płock i Górnika Łęczna. Gdy szefem był Martin Sevela, udało się wygrać nawet pięć kolejnych meczów (z Wisłą Kraków, Górnikiem Zabrze, Świtem Nowy Dwór Mazowiecki, Lechem Poznań i Wartą Poznań), ale ta seria robiła mniejsze wrażenie, gdyż po dwóch wiktoriach nastąpiło zakończenie sezonu i przerwa w rozgrywkach.
Swego rodzaju odczarowanie byłoby pozytywnym impulsem.
Czy Filip Starzyński zapomniał o liczbach?
Przez lata sprawa była jasna – chcesz pewniaka do składu w “Ustaw Ligę”, bierz Starzyńskiego. Jego liczby w barwach Zagłębia zawsze się broniły.
- sezon 15/16 (tylko wiosna!): 3 gole, 9 asyst
- sezon 16/17: 7 goli, 7 asyst
- sezon 17/18: 6 goli i 3 asysty
- sezon 18/19: 13 goli i 5 asyst
- sezon 19/20: 8 goli i 11 asyst
- sezon 20/21: 7 goli i 7 asyst
GOL FILIPA STARZYŃSKIEGO? KURS 3,50 W FUKSIARZU!
Teraz za Zagłębiem już 1/5 meczów, a “Figo” może pochwalić się tylko jedną asystą. Oczywiście na jego dorobek zawsze wpływały też rzuty karne, więc jest on trochę uzależniony od tego, ile jedenastek dla Zagłębia będzie dyktowanych, no ale i tutaj warto wspomnieć o tym, że jednego karnego Starzyński w tym sezonie już nie wykorzystał – w meczu pierwszej kolejki z Wisłą Kraków. Rozgrywający Miedziowych ma też trzy kluczowe podania (najlepszy wynik w lidze obok Patryka Sokołowskiego z Piasta), więc nie jest tak, że znajduje się kompletnie poza grą, gdy zespół z Dolnego Śląska kreuje, ale też do czegoś innego przyzwyczaił. Pora na pobudkę.
Czy Zagłębie wreszcie trafiło z zagranicznym napastnikiem?
Tym bardziej przydałoby się więcej dobrych dograń od “Figo”, że Zagłębie chyba w końcu znalazło za granicą przyzwoitego napastnika. Tomas Zajic ma naprawdę niezłe wejście do drużyny. O ile w meczu z Piastem Gliwice był nieco poza grą (cztery podania przez 90 minut!), o tyle Bruk-Betowi strzelił ładnego gola, a w środku tygodnia zrobił swoje przeciwko rezerwom Śląska i zapakował kolejną bramkę.
2 trafienia w 3 spotkaniach? Samuel Mraz miał 3 w 29 starciach, a Rok Sirk 4 w 34 spotkaniach (dwa ze Stilonem Gorzów Wielkopolski). Wydaje się, że Zajic może ich przebić. W poprzednim sezonie wykręcił dwucyfrówkę, więc miał z niego pociechę Banik Ostrawa, wcześniej przez trzy lata z rzędu mieścił się w przedziale 7-8 goli, więc też bez dramatu. Obie opcje to dla Zagłębia będzie jakościowy skok.
Czy doczekamy się jakości od Szymona Czyża?
Chłopak kojarzony głównie z tego, że w poprzednim sezonie zagrał w Lidze Mistrzów w barwach Lazio, a także kilka razy usiadł na ławce tego klubu. Oczywiście zdarzyło się to dlatego, że sytuacja zdrowotna w rzymskim zespole wymusiła na trenerze Simone Inzaghim takie a nie inne decyzje. Gdyby było inaczej, gdyby Czyż miał realną szansę na to, że zaistnieć w Serie A, 11 miesięcy po debiucie w Champions League nie czekałby na mecz z Zagłębiem Lubin.
No ale czeka i w dodatku nie może być pewny wyjściowego składu. Piotr Tworek ściągnął go z boiska w meczu z Radomiakiem po godzinie gry. Z Jagiellonią całe spotkanie przesiedział na ławce. Z Bruk-Betem zagrał 85 minut, ale nie przekonał, więc w Zabrzu w tej minucie dopiero wchodził na plac.
Na dziś za kolejną szansą dla Czyża przemawiają głównie dwie rzeczy. Pierwsza – udany mecz ze Śląskiem na starcie sezonu. Druga – pozostali młodzieżowcy Warty też nie przekonują. Obok byłego gracza Lazio gra głównie Konrad Matuszewski, ale na razie nie jest to poziom Jakuba Kiełba, do tego dwa razy z ławki wszedł napastnik Jakub Sangowski. Zapewne tęskni Piotr Tworek za poprzednim sezonem, a szczególnie za wiosną, gdy młodzieżowcem był jeszcze Aleks Ławniczak, a dodatkowo w środku pola dawał radę Maciej Żurawski, który wrócił do Pogoni Szczecin. Niemniej jednak liczymy na to, że Czyż ostatniego słowa jeszcze nie powiedział.
Czy Bartosz Frankowski coś odwali?
Dziś nie, bo… A dobra, mniejsza z tym!
Fot. newspix.pl