Trzy razy Spartak Moskwa w latach 90. otarł się o awans do finału europejskich rozgrywek. Dzisiejsi rywale Legii Warszawa potrafili wówczas pozostawić w pokonanym polu takie ekipy jak Liverpool, Real Madryt, Napoli czy Ajax Amsterdam, a przez ich skład przewijali się gwiazdorzy pokroju Walerija Karpina, Wiktora Onopki, Ramiza Mamiedowa, Aleksandra Mostowoja czy Dmitrija Aleniczewa. Powspominajmy więc najsłynniejsze pucharowe boje Spartaka, który wciąż nie potrafi nawiązać do czasów swej największej świetności.
O ówczesnej sile Spartaka przekonał się najpierw Lech Poznań (2:7 w eliminacjach do Ligi Mistrzów w 1993 roku), a potem Legia Warszawa (1:3 w dwumeczu w fazie grupowej w 1995 roku). Nie bez kozery wspomniany Onopko na widok ekipy “Kolejorza” pozwalał sobie na kpiące komentarze. – Rosjanie zmietli nas z boiska już w pierwszym meczu. W Poznaniu przegraliśmy 1:5. Rację miał Onopko. Kiedy zobaczył nas przed rewanżem wychodzących z autokaru powiedział do kolegi głośno, tak żebyśmy słyszeli: “Wot i ogórcy prijechali…” – opowiadał z goryczą Jacek Bąk w “Przeglądzie Sportowym”.
I faktycznie – mimo że w latach 90. dysproporcja między poziomem finansowym polskiej a rosyjskiej ligi była znacznie mniejsza niż teraz, to dla graczy Spartaka mistrzowie Polski byli wyłącznie ogórkami do łatwego opędzlowania.
Spartak Moskwa – największe sukcesy w europejskich pucharach
1997/98 – półfinał Pucharu UEFA
W latach 90. Spartak stał się absolutnym dominatorem na krajowym podwórku. Zresztą już w drugiej połowie poprzedniej dekady drużyna dowodzona przez Olega Romancewa spisywała się znakomicie. Jednak dopiero po upadku Związku Radzieckiego odsadziła konkurencję na kilka długości. Z prostej przyczyny – narodnaya komanda, jak zwykło się Spartak nazywać, nie była nigdy przyssana do żadnego przemysłowego molocha ani nie cieszyła się protekcją bezpieki, milicji bądź wojska. Dlatego transformację ustrojową zniosła stosunkowo łagodnie, w przeciwieństwie do wielu innych futbolowych potęg z czasów sowieckich, które potrzebowały naprawdę wielu lat, by jako-tako stanąć na nogi i powrócić do gry o najwyższe cele przy wsparciu nowych sponsorów. Można powiedzieć, że Spartak niejako ratował w tamtym czasie honor rosyjskiej piłki. Krach ekonomiczny w kraju doprowadził bowiem do exodusu najlepszych zawodników z ligi.
W konsekwencji poziom rozgrywek poleciał na pysk.
Futbol przestał wzbudzać powszechne zainteresowanie obywateli, którzy – w obliczu rozpadu sowieckiego imperium – mieli inne sprawy na głowie, niż wizyty na piłkarskich stadionach. Frekwencja na niektórych obiektach spadła niemal do zera. – Ludzie całe dnie spędzali w kolejkach po żywność. To miało dla nich pierwszorzędne znaczenie, a nie futbol – zauważył Robert Edelman, znawca rosyjskiego futbolu. – Prestiż rozgrywek dramatycznie podupadł. Piłkarze zaczęli wtedy wręcz uciekać z ligi. Większość z nich chwytała się pierwszej z brzegu oferty zagranicznego transferu.
Tym większym sukcesem był awans Spartaka do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów w 1998 roku. Szczególnie imponować mogło zwycięstwo moskiewskiej ekipy w ćwierćfinałowej konfrontacji z Ajaksem Amsterdam, który nie tak dawno triumfował przecież w Lidze Mistrzów. Rosjanie wygrali 3:1 na wyjeździe i 1:0 przed własną publicznością. Bohaterem dwumeczu został wychowanek Aleksandr Szyrko, autor trzech trafień. Ale w składzie Spartaka generalnie nie brakowało znaczących postaci rosyjskiego futbolu, żeby wymienić takich graczy jak choćby Dmitrij Aleniczew, Jegor Titow czy Maksim Buznikin.
– Obawialiśmy się Ajaksu – przyznał po latach Szyrko. – Wiedzieliśmy, że stać ich na bardzo wysokie zwycięstwa, pokazali to we wcześniejszych rundach. Nie chcieliśmy skończyć upokorzeni, a oni mieli w składzie wciąż wiele gwiazd. Przed pierwszym meczem zadzwonił do mnie ojciec. Zbliżały się jego urodziny, więc zapytałem, co mu przywieźć z Holandii. Odpowiedział: “przywieź mi gola”. Jak się okazało dostał ode mnie aż dwa prezenty – dodał Rosjanin, który w sumie w tamtej edycji zdobył aż sześć bramek i był motorem napędowym ofensywy swojego zespołu.
W półfinale Spartak poległ w rywalizacji z Interem Mediolan. Oba spotkania zakończyły się zwycięstwami Nerazzurrich 2:1. Wprawdzie w rewanżu podopieczni Romancewa prowadzili 1:0 już po dwunastu minutach, lecz koniec końców załatwił ich dubletem niezrównany w tamtym czasie Ronaldo. – Przegraliśmy z jednym zawodnikiem – powiedział Aleniczew. – Gdyby wyjąć Ronaldo, Inter byłby dość przeciętnym zespołem.
Niesamowity był wtedy Brazylijczyk. Nawet na takim zmrożonym kartoflisku wymijał rywali jak tyczki.
– Chcieliśmy urządzić piłkarskie święto, tymczasem spotkała nas prawdziwa klęska żywiołowa – przyznał Oleg Tochelowicz, kierownik stadionu, w rozmowie z “Championatem”. – Trawnik osuszaliśmy wielkimi grzejnikami, udało się skończyć dopiero po 15. Śnieg z trybun usuwali żołnierze. Do końca nie wiedzieliśmy, czy UEFA nie zdecyduje się na przełożenie spotkania. A zainteresowanie było olbrzymie. Otrzymaliśmy 170 tysięcy zapytań o bilety.
PIŁKARZ TOTALNY. PIERWSZY SEZON RONALDO W INTERZE
Spartak Moskwa w Pucharze UEFA 1997/98:
- FC Sion (Szwajcaria) – 1:0 na wyjeździe, 5:1 u siebie
- Real Valladolid (Hiszpania) – 2:0 u siebie, 2:1 na wyjeździe
- Karlsruher SC (Niemcy) – 0:0 na wyjeździe, 1:0 u siebie
- Ajax Amsterdam (Holandia) – 3:1 na wyjeździe, 1:0 na wyjeździe
- Inter Mediolan (Włochy) – 1:2 na wyjeździe, 1:2 u siebie
1992/93 – półfinał Pucharu Zdobywców Pucharów
Wcześniej, bo w 1993 roku, Romancew poprowadził też Spartak do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. 10 maja 1992 roku narodnaya komanda wygrała ostatnią edycję Pucharu Związku Radzieckiego, w finale pokonujący 2:1 swoich lokalnych oponentów – ekipę CSKA Moskwa. Było to o tyle nietypowe spotkanie, że ZSRR (oficjalnie rozwiązany w grudniu 1991) już w tamtym czasie nie istniał, więc rozgrywkami spod wciąż radzieckiego szyldu formalnie zawiadywał Rosyjski Związek Piłki Nożnej. No ale turniej udało się doprowadzić do końca, co zapewniło Spartakowi przepustkę do występu na europejskiej arenie.
Występu bardzo udanego, choć nieidealnego.
W drugiej rundzie PZP piłkarze Spartaka odnieśli historyczne zwycięstwo – rozbili w dwumeczu Liverpool aż 6:2, co było doświadczeniem podwójnie bolesnym dla The Reds, gdyż dopiero całkiem niedawno wrócili oni do gry w pucharach po wieloletniej banicji będącej konsekwencją tragedii na Heysel. Po potędze Liverpoolu z pierwszej połowy lat 80. naturalnie nie pozostał nawet ślad i moskiewska drużyna nader dobitnie tego dowiodła.
Jak się okazało – triumf 4:2 w Moskwie właściwie rozstrzygnął sprawę
Liverpoolowi nie pomogła marna postawa Stanisława Czerczesowa, który strzegł wówczas dostępu do bramki Spartaka, a nawet zakładał na ramię opaskę kapitańską. Inna sprawa, że Bruce Grobbelaar zagrał jeszcze gorzej – nie dość, że skompromitował się przy trafieniu na 1:2, to wyleciał z boiska z czerwoną kartką i między słupki w drużynie The Reds musiał wskoczyć zawodnik z pola.
W rewanżu Spartak potwierdził klasę i pokonał Liverpool 2:0. – Dzisiaj w telewizji pokazuje się bardzo dużo zagranicznego futbolu, wtedy to wyglądało trochę inaczej – wspominał Władimir Biesczastnych dla “Championatu”. – Atmosfera na Anfield mnie zaskoczyła. Nigdy wcześniej nie widziałem stadionu, na którym kibice siedzą aż tak blisko murawy. Kiedy piłka opuszczała boisko, lądowała bezpośrednio w rękach fanów. To było dla mnie dziwne. Generalnie jednak całe przeżycie wspominam pozytywnie, tym bardziej że udało mi się zaliczyć asystę. Graliśmy wtedy świetny, kombinacyjny futbol.
Z kolei Walerij Karpin opowiadał: – Presja ze strony kibiców Liverpoolu była duża, ale tylko do momentu, gdy pozostawaliśmy w tunelu. Wtedy hałas rzeczywiście był nieznośny, wypełniał nasze głowy. Ale kiedy rozpoczęło się spotkanie, przestaliśmy zwracać na to uwagę. Robiliśmy swoje.
W ćwierćfinale Pucharu Zdobywców Pucharów rozpędzony Spartak pokonał Feyenoord Rotterdam. Przeszkodą nie do przejścia okazała się jednak inna ekipa z Beneluksu – belgijskie Royal Antwerp. Rosjanie wygrali u siebie 1:0, lecz na wyjeździe polegli 1:3.
Trener Romancew dalej nie może się z tym pogodzić. Ekipa z Antwerpii nie była groźniejsza od Liverpoolu. Jego zdaniem Spartak w rewanżu został skręcony przez portugalskiego arbitra, niejakiego Jorge Monteiro Coroado, który w 78. minucie podyktował kontrowersyjny rzut karny dla Belgów. Czerwoną kartką został też ukarany Onopko. – Z moją kartką było tak – wspominał ten ostatni. – Przejęliśmy piłkę po rzucie rożnym i ruszyliśmy do ataku. Wtedy sędzia boczny zaczął machać chorągiewką, a główny przerwał naszą kontrę i pobiegł w stronę asystenta. Ja też pobiegłem. Sędziowie się krótko naradzili i pokazali mi czerwoną kartkę. Kompletnie tego nie rozumiałem, nie zrobiłem nic specjalnego. Po meczu obejrzeliśmy wideo z tego zajścia. Jedyne zajście, jakie można było zakwalifikować jako nieczyste, miało miejsce z udziałem Andrieja Iwanowa, który lekko odepchnął rywala.
– Karnego nie widziałem. Byłem już w szatni. Po hałasie zrobionym przez kibiców domyśliłem się jednak, że piłka wpadła do siatki – dodał rosyjski defensor. – Na duchu podniósł mnie prezydent Starostin. Przyszedł do mnie i powiedział: “nie martw się, będziemy o ciebie walczyć”.
Sam trener Romancew pisał w swojej autobiografii: – Mecz z Antwerpią to szczyt niesprawiedliwości. Wciąż boli mnie to wspomnienie. Sędzia nas wykończył. Usunął Onopkę, który nikogo nie dotknął. Dał Belgom karnego z kapelusza. W pierwszym odruchu chciałem zebrać zespół i opuścić boisko. To była hańba. W tym meczu wszystko było jasne: sędzia tylko czekał na moment, w którym mógłby nas skrzywdzić. Rosyjskie gazety też nie miały litości dla sędziego: “Sport-Express” pisał, że “sędzia pogrzebał Spartak”. “Sowiecki Sport” grzmiał, że “Bóg osądzi Portugalczyka”.
Tak czy owak, szansa na finał PZP przepadła.
Spartak Moskwa w Pucharze Zdobywców Pucharów 1992/93:
- Avenir Beggen (Luksemburg) – 0:0 u siebie, 5:1 na wyjeździe
- Liverpool FC (Anglia) – 4:2 u siebie, 2:0 na wyjeździe
- Feyenoord Rotterdam (Holandia) – 1:0 na wyjeździe, 3:1 u siebie
- Royal Antwerp (Belgia) – 1:0 u siebie, 1:3 na wyjeździe
1990/91 – półfinał Pucharu Europy
Najpiękniejszą pucharową przygodę Spartak zaliczył jednak w sezonie 1990/91, a zatem jeszcze jako reprezentant Związku Radzieckiego. Moskiewska ekipa dotarła wówczas do półfinału Pucharu Europy, choć w Rosji przyjęło się sądzić, że ten zespół miał potencjał nawet na końcowy triumf w rozgrywkach.
Umówmy się – Realu Madryt i Napoli nie eliminuje się z pucharów przez przypadek.
Spartak zaczął od gładkiego pokonania Sparty Praga. Potem przyszła pora na dwumecz z neapolitańczykami. W obu starciach nie padła ani jedna bramka, lecz w rzutach karnych mistrzowie Włoch musieli uznać wyższość lekceważonych oponentów ze wschodu. Nie pomógł nawet schyłkowy Diego Maradona, który wystąpił w obu spotkaniach. Nie pomogli Gianfranco Zola, Ciro Ferrara, Alemao czy Fernando De Napoli.
– Kiedy Maradona przyjechał na Łużniki, pojawiło się 300 tysięcy zapytań o bilety – w rozmowie z portugalskimi mediami opowiadał Aleksandr Mostowoj, gwiazda Spartaka na przełomie lat 80. i 90. – Diego nie dotarł zresztą do ZSRR z resztą zespołu, tylko przyleciał prywatnym samolotem. Nie potrafiliśmy zrozumieć, jak to możliwe. Jakiś człowiek może mieć swój własny samolot?! Nie mieściło nam się to w głowie. (…) Nie wiem, czy obecnie w ogóle dopuszczono by nas do gry w takich warunkach, jakie wtedy panowały w Moskwie. Właściwie zero trawy na boisku, graliśmy na piachu. Nikt się tym jednak nie przejmował. Interesował nas wyłącznie futbol. Zagrałeś dobrze, kochano cię. Spisałeś się słabo – lepiej, żebyś nie szukał wymówek.
– Zadanie było proste: wyjść i grać – dodał Mostowoj. – Nikt z nas nie trząsł przed meczem kolanami, nawet przed Maradoną.
Triumf nad Realem Madryt w kolejnej rundzie zrobił jeszcze większe wrażenie.
“Królewscy” z Moskwy wywieźli bezbramkowy rezultat i spodziewali się zapewne, że na Estadio Santiago Bernabeu wyrzucą Spartak za burtą. Tymczasem polegli 1:3 na oczach 65 tysięcy zdumionych kibiców. Dziennik “El Mundo Deportivo” pisał potem ” spartakiadzie na Bernabeu”. – Przed meczem Oleg Romancew był lakoniczny – przyznał Dmitrij Radczenko w rozmowie ze “Sport-Expressem”. – Wiedział, że nie potrzebujemy dodatkowej motywacji. Wyczytał to z naszych twarzy. Mogliśmy przejść do historii i zrobiliśmy to. Choć początek spotkania w Madrycie był bardzo trudny. Przegrywaliśmy i graliśmy źle. Ale potem zdobyłem wyrównującego gola, który dodał nam otuchy.
Prasa na bohatera rewanżowego spotkania wytypowała fenomenalnie dysponowanego Czerczesowa.
– Nie zdobyliśmy ani jednego gola w meczach z Napoli, pierwsze spotkanie z Realem też zakończyło się bezbramkowym rezultatem. W Madrycie uważali, że nie potrafimy grać w piłkę i będziemy im tylko przeszkadzać. Że jak stracimy gola, to się załamiemy. Nie znali nas – rzekł Walerij Szmarow. – Potrafiliśmy grać szybko i kombinacyjnie. Real pozostawił nam bardzo dużo miejsca i wiedzieliśmy, jak to wykorzystać.
MECZ, W KTÓRYM ZGASŁO ŚWIATŁO I MARSZ MARSYLII W PUCHARZE EUROPY
W półfinale Pucharu Europy moskiewska maszyna została jednak wyhamowana przez naszpikowany gwiazdami Olympique Marsylia. – W 1991 roku mieliśmy naprawdę wielkie szanse na zdobycie Pucharu Europy – opowiadał Mostowoj. – Myślę, że działacze klubu trochę za bardzo się zadowolili zwycięstwami z Realem i Napoli, a zlekceważyli Olympique Marsylia, z którym odpadliśmy w półfinale rozgrywek. U siebie przegraliśmy aż 1:3, bo zmagaliśmy się… z jet-lagiem. Tuż przed meczem wzięliśmy udział w towarzyskim turnieju w Japonii. Dla pieniędzy. Kompletnie nas to wybiło z rytmu. Ale sami też się nie popisaliśmy. Wydawało nam się, że możemy wygrać z każdym, poczuliśmy się zbyt pewni siebie. To nas ostatecznie zgubiło.
– Nie mogliśmy odmówić podróży do Japonii – żalił się Romancew. – Po pierwsze ze względów politycznych – Japonię odwiedzał wtedy Michaił Gorbaczow. Po drugie ze względów finansowych. Spartaka nie było stać na odrzucanie tak intratnych propozycji niezależnie od okoliczności. Cóż, może i tak, ale kolejna okazja na awans do finału najbardziej europjskich prestiżowych rozgrywek może się szybko Spartakowi nie przytrafić.
Spartak Moskwa w Pucharze Europy 1990/91:
- Sparta Praga (Czechy) – 2:0 na wyjeździe, 2:0 u siebie
- Napoli (Włochy) – 0:0 na wyjeździe, 0:0 (5:3 k.) u siebie
- Real Madryt (Hiszpania) – 0:0 u siebie, 3:1 na wyjeździe
- Olympique Marsylia (Francja) – 1:3 u siebie, 1:2 na wyjeździe
fot. Getty Images