Przed tą kolejką pisaliśmy, że czarne chmury zbierają się nad głową Mariusza Lewandowskiego. W Niecieczy wciąż czekają na pierwsze zwycięstwo w Ekstraklasie, tyle że tam, w przeciwieństwie do Łęcznej, sufit jest jednak trochę wyższy. Oczekiwania też, dlatego zestawianie nazwiska “Kiereś” ze słowami “gorąca posada” chyba jeszcze mija się z celem. Górnik nie wpadał do ligi jako zespół, który będzie robił wrażenie. Z miejsca skazywaliśmy go na straty, dla wielu z nas to wciąż murowany spadkowicz. Nie można zatem powiedzieć, że jesteśmy zaskoczeni, ale z czasem należałoby się spodziewać jakichś pozytywów. Tych na horyzoncie jak nie było, tak nie ma.
Tu nawet nie chodzi o to, że Górnikowi brakuje szczęścia czy skuteczności tak jak czasami Termalice, która prędzej czy później powinna przełożyć ofensywny styl gry na ciut większą liczbę punktów. Patrząc na piłkarzy z Łęcznej, ani nie powiemy, że maszyna od strzelania bramek ruszy, ani że defensywa będzie przeżywała lepsze dni. No dobra, to drugie jest bardziej prawdopodobne. Zresztą sam trener Kiereś mówił przed sezonem, że jeśli coś ten klub ma wprowadzić do Ekstraklasy, będzie to skuteczna walka na tyłach. Niestety dla 47-latka rzeczywistość jest brutalna, bo nawet teorię o takim atucie póki co musimy wyrzucić do kosza.
Górnik Łęczna – Wisła Płock. Smutny powrót do Ekstraklasy
Górnik ma najgorszą obronę w lidze, o linii ataku nie mówiąc. Zremisował do tej pory tylko dwa mecze i to w takich okolicznościach, że równie dobrze po siedmiu kolejkach mógłby mieć zero punktów. Nikt nie miałby pretensji, że jedyne czyste konto ze Śląskiem Wrocław zamieniłoby się w porażkę 0:1. Przypominamy, że błąd sędziów w wozie VAR zabrał ekipie Jacka Magiery właściwie strzeloną bramkę. Natomiast mecz ze słabiutką Cracovią też mógł przyjąć inny obrót, lecz wtedy kluczową robotę na wagę podziału punktów zrobił Maciej Gostomski.
Może się powtarzamy, ale Górnik Łęczna jest od samego początku po prostu bezbarwny, nijaki w swej postaci. O pozostałych beniaminkach jesteśmy w stanie powiedzieć coś innego, powiedzieć cokolwiek, a tutaj nawet największy fan tej ekipy miałby problem, żeby znaleźć coś pozytywnego. To już sześć spotkań, które dają nam taki, a nie inny obraz statystyczny:
- Górnik miał tylko jeden mecz, w którym prowadził (remis 1:1 z Cracovią)
- Średnia bramek na mecz – 0,5, straconych – 2,17 (tylko Zagłębie gorsze)
- Średnia punktów na mecz – 0,33 (dla porównania Termalica 0,40)
Mówiąc dosadnie, jest tragicznie. W takim tempie Górnik na finiszu sezonu uzbiera kilkanaście punktów, a przypominamy, że nawet ubiegłoroczne Podbeskidzie miało 25 punktów na koncie. Wcześniej ŁKS Łódź – 21, Zagłębie Sosnowiec – 24, Sandecja – 25. Gdy patrzy się dalej na dokonania najgorszych drużyn, w końcu trafiamy na sezon 2016/2017 i Górnika Łęczna w roli głównej. Wtedy jeszcze mieliśmy ten pokręcony podział punktów, ale w fazie głównej (30 kolejek) ta ekipa uzbierała 30 oczek.
Czy dzisiaj z pełnym przekonaniem możemy powiedzieć, że piłkarze pod wodzą Kamila Kieresia potrafiliby powtórzyć ten wynik? W futbolu wszystko jest możliwe, ale nie, zdecydowanie nie. To 28 punktów do zdobycia na przestrzeni 28 meczów.
Na tę chwilę widzimy dość smutny scenariusz dla Górnika. Scenariusz pt. “nie skompromitować się jak ŁKS”. Gdyby na zaplecze spadał tylko jeden klub, nie bylibyśmy tak zdecydowani w swoich wyrokach. A tak najzwyczajniej w świecie trzeba przyznać, że zawodnicy z Łęcznej trochę odstają od Ekstraklasy. Tego można było się spodziewać, bo przecież jeszcze w 1. lidze wskazalibyśmy kilka innych zespołów, o których można było powiedzieć, że są lepiej przygotowane na awans. Ale dopiero zderzenie czołowe, fakt właściwy, a nie dywagacje, pokazuje, jak daleko Górnikowi do nawiązywania równej walki nawet z dolną częścią stawki. To taki przypadek, że nawet efekt nowej miotły, ekspert od gaszenia pożarów może nie pomóc. Jeśli nie masz jakości, rzadko kiedy wyczarujesz coś ponad stan. W poprzednim sezonie na tej zasadzie upiekło się Stali Mielec, lecz teraz pójście w jej ślady pozostaje w sferze zadań arcytrudnych.
Górnik Łęczna – Wisła Płock. Kursy Fuksiarz.pl, typy Weszło
Kamil Warzocha: Po słabym początku sezonu Wisła Płock w każdym meczu strzela gola. To już seria czterech spotkań, a przecież nie ma lepszej okazji niż mecz z Górnikiem, żeby taką tendencję podtrzymać. Co ważne, podopieczni trenera Bartoszka zawsze meldują się na tablicy wyników w pierwszej połowie. Stąd zakładam, że po kursie 2,05 goście wpakują coś do siatki przed zejściem do szatni.
Szymon Janczyk: Widzę tutaj zwycięstwo Wisły Płock. Trener Bartoszek dobrze ułożył zespół pod piłkarzy lubiących grać kombinacyjnie, ale nie tylko. Czynnik walki i jakości czysto piłkarskiej każe myśleć, że to nie jest rywal, z którym Górnik może wygrać swój pierwszy mecz po powrocie do Ekstraklasy. Stawiam na trzy punkty “Nafciarzy” po kursie 2,28.
Fot. Newspix