Zagłębie Lubin na wyjazdach było w ostatnich meczach cieńsze niż sik węża. Podopieczni Dariusza Żurawia dostali w łeb 0-3 od Wisły Kraków i 0-4 od Wisły Płock, a wcześniej drużyna prowadzona przez Martina Sevelę również wyłapała 0-4 od Nafciarzy, a także bezbramkowo zremisowała ze Śląskiem Wrocław. Ostatniego gola poza Lubinem Miedziowi wbili więc w połowie kwietnia, gdy mierzyli się ze Stalą, co jest wynikiem kompromitującym, nawet biorąc pod uwagę przerwę rozgrywkach. I dziś z jednej strony trzeba im doliczyć kolejne 90 minut bez strzelonej bramki, ale z drugiej – zatrzymać też zegar, za pomocą którego mierzyliśmy tę wstydliwą serię. Zagłębie bowiem rzutem na taśmę zakończyło wyjazdowy dramat.
I to nie byle gdzie, tylko w Gliwicach, przeciwko lepszej drużynie. Choć – tak z innej perspektywy patrząc – Piast u siebie też lubi przyfrajerzyć. Tylko w sierpniu drużyna Waldemara Fornalika straciła domowe zwycięstwo ze Śląskiem Wrocław w ostatniej minucie i dała sobie wbić dwa gole grającej w dziesiątce Wiśle Płock, przez co zaśmierdziało remisem w meczu, którego gospodarze teoretycznie nie mieli prawa zremisować. A przecież wcześniej była też porażka z Rakowem Częstochowa, gdy Piast miał mnóstwo okazji strzeleckich (z karnym włącznie) czy przegrana batalia z Wisłą Kraków na zamknięcie poprzedniego sezonu, przez co gliwiczanie finiszowali o punkt za Śląskiem Wrocław i nie załapali się do pucharów.
W skrócie – witamy w Ekstraklasie.
Piast Gliwice – Zagłębie Lubin. Bez Świerczoka ani rusz
A skoro odwołujemy się od początku tego tekstu też do poprzedniego sezonu, to zrobimy to jeszcze raz – w rozgrywkach 20/21 Piast i Zagłębie dwa razy dzieliły się punktami, ale nie byłoby tego, gdyby nie Jakub Świerczok. W meczach z byłą drużyną napastnik, który odszedł do Japonii, błyszczał zdecydowanym blaskiem, potrafił sieknąć gola z połówki, łącznie zapakował Miedziowym trzy sztuki. Oglądając to, co robiła dzisiaj drużyna Waldemara Fornalika, trudno do tych wspomnień nie nawiązać. No, cholernie brakowało jej kogoś, kto “ma gola” i potrafi dołożyć nogę/głowę/tyłek/cokolwiek tak, żeby udokumentować przewagę drużyny.
Bo Piast tę przewagę miał, szczególnie w pierwszej połowie. Naprawdę – jeśli chodzi o operowanie piłką, tworzenie sytuacji i tzw. wrażenia artystyczne gliwiczanie długo mogli się dziś podobać. Problem pojawiał się wtedy, gdy trzeba było sieknąć na bramkę Hładuna. Najbliżej był Sokołowski, który strzelił w poprzeczkę po wrzutce aktywnego Kądziora, ale i w tej sytuacji wszystko rozbiło się o to, by czysto trafić głową w piłkę. Środkowy pomocnik próbował też na inne sposoby, dwa razy w polu karnym tzw. patelnię miał Huk, gola szukali również choćby Vida czy Alves.
Nie ma w tej wyliczance Torila, który wspomnianego Świerczoka bezpośrednio w składzie gliwiczan zastępuje i niech to posłuży za komentarz do jego gry.
Piast Gliwice – Zagłębie Lubin. Gol z dupy
W przypadku Zagłębia nawet o grze nie można powiedzieć zbyt wiele dobrego, choć w drugiej połowie Miedziowi potrafili przynajmniej sprawić, że mecz się wyrównał. Po stałym fragmencie szansę miał – jeszcze przed przerwą – Wójcicki, później niezłe okazje próbowali wykorzystać Bartolewski, Balić czy debiutujący Zajic, ale generalnie Zagłębie raczej wyglądało na zadowolone, że nie przegrało tego spotkania. No i wtedy Szysz, który z konieczności kończył mecz na lewej obronie, zerwał się, wrzucił do Baszkirowa, a obrońcy i pomocnicy Piasta, którzy myślami chyba byli już w szatni, nie przypilnowali Rosjanina, który pokonał Placha.
Zakończenie z dupy? Prawda, no ale – co warto powtarzać – gra się do gwizdka.
Tym bardziej, że Piast zdążył przeprowadzić jeszcze jedną akcję – po ladze w pole karne Soler kopnął w twarz Sokołowskiego, ale sędzia Myć najwyraźniej uznał, że pomocnik Piasta w ferworze walki o piłkę zbyt nisko schylił głowę. Szczerze mówiąc – nie mamy przekonania, że podjął dobrą decyzję i to nawet nie dlatego, że taki klops byłby zdecydowanie w stylu hiszpańskiego defensora. W związku z tym, że za chwilę arbiter użył gwiazdka po raz ostatni, nie dostaliśmy od realizatorów tyle powtórek, by wykluczyć jedenastkę.
Ale już kij z tym, do sprawy wrócimy w Niewydrukowanej Tabeli. Piast nie przegrał tego meczu przez Mycia, choć ten generalnie sędziował dość słabo. Był problem z napastnikiem, gdy grał Żyro, jest problem, gdy od pierwszej minuty występuje Toril. Nie chcemy sprowadzać całości zmartwień gliwiczan do łatania dziury po Świerczoku, ale lepiej, żeby Nikola Stojiljković okazał się niezłym napastnikiem.
Fot. FotoPyK