Piąte domowe zwycięstwo w sezonie, oczywiście na pięć meczów. Trzy strzelone bramki, z czego jedna z kandydaturą do gola kolejki. Przekonująca gra, z niektórymi akcjami pełnymi rozmachu. Rezerwowi, dopiero wdrażający się do drużyny, a już pokazujący drzemiący w nich potencjał.
Widzewska strona Łodzi dzisiaj prędko nie zaśnie. Wiadomo, że to wciąż początek sezonu, ale po takim koncercie po prostu jest co świętować. Widzew kolejny raz potwierdził, że to może być jego sezon, GKS Katowice dziś stanowił tylko tło.
WIDZEW ŁÓDŹ – GKS KATOWICE: PIERWSZA POŁOWA NA STYKU
Pierwsza połowa była jeszcze mocno wyrównana. GKS odgryzał się dość regularnie, mógł też spokojnie wyjść na prowadzenie – może nawet powinien. Dwukrotnie po rzutach rożnych mógł trafić Jaroszek. Szymczak miał sytuację w polu karnym w zasadzie wymarzoną, raz, że dostał dobrą piłkę, potem dobrze się z nią zabrał – jedenasty metr, sporo miejsca, piłka na lewej nodze. Ale skiksował tak, jakby grał na podwórku szkolnym i akurat w tym miejscu pod piłką leżał kamień. Problem Szymczaka w tym, że kamień na Widzewie nie leżał. Szymczak próbował niedługo potem drugi raz, ale znakomicie akcję obronił Konrad Reszka. Była też ciekawa akcja Figiela od połowy, gdzie widzewiacy się od niego odbijali, ostatecznie oddał kąśliwy strzał z dystansu.
Ale no właśnie, Reszka. Docierały z widzewskiego obozu sygnały, że ten golkiper wygląda dobrze na treningach. Z drugiej jednak strony, Wrąbel to jeden z lepszych bramkarzy w lidze, a Reszka… no cóż, w 1. lidze przed tym meczem miał 44 minuty. Więcej doświadczenia w takich potęgach jak Ner Poddębice czy KS Kutno. Ale Reszka udźwignął w pełni to, że musiał wskoczyć tuż przed meczem do klatki w obliczu urazu Wrąbla. Grał naprawdę pewnie – dobry refleks, niezłe wyjście w powietrze, nawet jak trzeba było, przecinał akcję wyjściem za szesnastkę. To taki kolejny sygnał – Widzew naprawdę ma głębię składu, nawet tam, gdzie pozornie jej nie widać.
Ale nawet dobra forma Reszki mogła nie uratować Widzewa, gdyby Pawłas zachował się jak piłkarz. Kontra GKS-u była wymarzona, zobaczcie co miał Pawłas. Wyobraźcie sobie, że z tego nawet nie padnie strzał. Przewrócił się o własne nogi, koniec akcji.
Widzew też dochodził do głosu, aktywny był młodziutki Guzdek, były strzały Zielińskiego Letniowskiego. Natomiast trochę brakowało tej grze lekkości, płynności, która przyszła dopiero w drugiej polowie. Niemniej być może wpłynał na taki stan rzeczy właśnie gol do szatni – świetna akcja na lewej stronie niezwykle pożytecnzego Kuna, uderza Letniowski, strzelając gola Guzdkiem, który stał gdzie trzeba. Kudła bez szans, rzucił się na drugi słupek, tego nie odbiłby Wakashimazu. 1:0.
WIDZEW ŁÓDŹ – GKS KATOWICE: ZŁOMOWANIE GOŚCI
GKS jeszcze wyszedł z szatni. Nawet spróbował odważnie ataku pozycyjnego. Był w tym jakiś pomysł na odrobienie straty. Zanim Widzew stłamsił GKS, trzeba pamiętać, że obejrzeliśmy choćby próbę Błąda nożycami. To się wydarzyło.
Ale odkąd Letniowski ukłuł na 2:0… GKS-u nie było. Widzew sprytnie wykonał na krótko korner, do piłki dopadł Letniowski i w zasadzie nikt nie jest pewien: uderzał? Chciał to na kogoś wstrzelić? A nawet jeśli w Widzewie wiedzieli o co chodzi, to nie wiedział Kudła, bo nie zareagował.
Kolejne minuty Widzewa to koncert, niewykluczone, że najlepsza gra łodzian w tym sezonie. Słaby do przerwy Hanousek wskakuje na wyższe obroty, dołączając do nieźle grających kolegów. Dwie minuty po golu Letniowskiego pada niezwykła bramka Danielaka, który z bardzo ostrego kąta uderza tak mocno, że Kudła nie ma szans – analiza VAR trwa piekielnie długo, jest minimalny spalony.
Nic to dla Widzewa jednak nie zmienia. To sobie Kun wpada w pole karne ze strzałem, kolejny raz wbijając się w szesnastkę bez trudu. To zakręcił rywalami tuż przed bramką Hanousek i też fajnie uderzył. Wreszcie przychodzi ukoronowanie, kandydatura Widzewa do gola kolejki: fantastyczna, zbudowana od obrony akcja, gdzie piłka przeszła prawie wszystkich widzewiaków, wędrując jak po sznurku. W końcu trafiając do Michalskiego, który kończy to pięknym uderzeniem z dystansu. I jakkolwiek strzał świetny, tak jednak budowa tej akcji, dojrzałość jej tworzenia, spokój, płynność… Czegoś takiego nie obserwuje się często na boiskach pierwszej ligi.
A potem patrzysz, że w tej dobrze funkcjonującej ferajnie wchodzi Montini, który ma naprawdę fajne papiery na te rozgrywki, i od razu pokazuje, że może dać coś ciekawego. Oddaje świetny strzał, rozgrywa sobie z innym wprowadzonym, Villanuevą, pełną błyskotliwości akcję, która też mogła skończyć się golem. Tacy goście z ławki każą się zastanawiać nad głębią składu Widzewa.
GKS strzelił bramkę honorową w końcówce, trafił Repka głową – fajne uderzenie, bramka w sumie zasłużona, choć głównie przez pryzmat pierwszej połowy. Ale nic dla Widzewa nie zmienia – to był pod każdym względem mecz, po którym kibice łodzian będą chcieli więcej. Po którym będą ciekawi rozwoju poszczególnych zawodników. Potencjału tych, którzy do tej pory grali mniej. I rozwoju samej drużyny, bo przecież ona w tym zestawieniu gra ze sobą od niedawna. To jak będzie wyglądać, gdy na dobre się zgra?
Cóż, znając pierwszoligowe realia, ale też widzewskie – może wtedy wpaść w kryzys. Ale na ten moment widzewiacy mają po prostu prawo do nadziei.
WIDZEW ŁÓDŹ – GKS KATOWICE 3:1 (1:0)
Guzdek 45, Letniowski 57, Michalski 67 – Repka 90
Fot. NewsPix