Legia Warszawa osiągnęła świetny wynik w Pradze. Wycisnęła z tego meczu dokładnie tyle, ile można było. Stoi przed realną szansą awansu do Ligi Europy. Kluczową postacią pierwszego meczu był Josip Juranović, który strzelił pięknego gola na 2:1. I co? I Legia stwierdza, że to dobry moment, by tego Juranovicia opylić. Za promocyjne trzy miliony euro.
Legia Warszawa zaprezentowała się właśnie jako klub… śmieszny. Minimalistyczny. Bez ambicji.
Klub, który chętnie awansuje do pucharów, ale jak najmniejszym kosztem.
Klub, który nie chce zwiększyć swoich szans na awans, woli liczyć na to, że jakoś się uda.
No… może jakoś się faktycznie uda. Ale ciężko w to wierzyć, skoro kadra jest lepiona na ślinę i trytytki. Jeszcze wiosną Legia – opierająca swoją grę na wahadłach – była w znakomitej sytuacji. O miejsce na prawej stronie walczyli Wszołek i Juranović. Nie znaleźlibyśmy wówczas w żadnym ligowym klubie pozycji, która byłaby tak dobrze obsadzona. A przecież istniała jeszcze wizja powrotu do zdrowia Marko Vesovicia, który w momencie odnoszenia urazu wraz z Alanem Czerwińskim uchodził za jednego z dwóch najlepszych prawych obrońców w lidze. Mówiło się o tym, że Vesović może dostać więcej szans na lewej stronie jako alternatywa dla Mladenovicia. Jak na ligowe warunki – był to niebywały kłopot bogactwa.
Z Vesoviciem wyszła publiczna drama, po której wiadomo było, że obie strony rozstaną się bez przedłużenia kontraktu. Nikt specjalnie nie płakał. A wręcz przeciwnie, bo kłopot bogactwa to też jakiś kłopot. W międzyczasie przedłużały się rozmowy z Pawłem Wszołkiem, który odwlekał decyzję o podpisaniu nowej umowy. Czekał na lepsze oferty i w końcu wybrał Union Berlin. To wciąż nie była sytuacja, w której należało bić na alarm. Sam Juranović zdawał się być zawodnikiem, który spokojnie weźmie na barki odpowiedzialność za prawą stronę. Wystarczyło znaleźć mu solidnego zmiennika.
Ale i to nie wyszło. Matthias Johansson, sprowadzony na prawą stronę, najpierw musiał nauczyć się gry na wahadle, na którym nigdy nie grał. Później wykryto u niego mononukleozę, która sprawia, że nie wiadomo, kiedy wróci do gry. Na boisku spędził 17 minut. Wciąż nie znamy tego piłkarza. Może w przyszłości wypali, ale na dziś zawiódł. Głównie sportowo, bo Czesław Michniewicz wolał zmienić pozycję Skibickiemu, niż czekać na Szweda.
Zatem przed rewanżem ze Slavią…
- odejdzie Juranović
- niepewny jest występ Skibickiego,
- Johannsson też raczej nie zagra.
I to jest ISTNY DRAMAT. Na ten moment w Legii zwyczajnie nie ma człowieka, który może zagrać w rewanżu na prawym wahadle. Czesław Michniewicz będzie zmuszony prawdopodobnie wystawić tam piłkarza, który nigdy nie grał na tej pozycji. Kostorza? Rosołka? Jędrzejczyka? Ludzie kochani, przecież to jest żenada. ŻE-NA-DA.
Sytuacja finansowa Legii jest tak dramatyczna, że trzeba sprzedawać piłkarzy za każdą złożoną za nich ofertę. Ale nawet jeśli tak jest, to dlaczego Legia nie potrafi wykazać się sprytem i dogadać się z Celtikiem tak, by Juranović wyjechał do Szkocji za tydzień? To naprawdę jakaś nieosiągalna dla polskiego klubu sztuka negocjacji? Dlaczego Viktoria Pilzno może oddać piłkarza do Lecha dopiero po eliminacjach, a Legia nie? Mamy wrażenie, że mówimy o powszechnym warunku stawianym przy negocjacjach, a nie czymś, do czego potrzeba jakiejś wiedzy tajemnej.
Może szybkie odejście Juranovicia jest Legii na rękę? Bo jeszcze Celtic by się rozmyślił albo piłkarz odniósłby kontuzje, przez co transfer by upadł?
To rozpaczliwa walka o jakiekolwiek pieniądze. Naprawdę rozpaczliwa. Tak rozpaczliwa, że aż niewiarygodna, patrząc na to, co można podnieść w Lidze Europy.
W dodatku Juranović odchodzi za naprawdę niewielkie pieniądze w skali tego, ile płaci się za piłkarzy pochodzących z jego kraju. Reprezentant Chorwacji, który dobrze zaprezentował się na Euro, który ma za sobą znakomity sezon, który wciąż jest przed najlepszym okresem w karierze i… tylko trzy miliony euro? Serio? Będąc w tak dramatycznej sytuacji przed tak ważnym meczem, trzeba brać z pocałowaniem ręki to, co dają?
Cenę za piłkarza kształtuje kilka czynników. Jednym z nich jest aktualna sytuacja finansowa klubu. Jeśli klub jest już w pucharach i regularnie zarabia duże kwoty, może rzucić na starcie zaporową kwotę. Albo ktoś rozbije bank, albo nie dostanie piłkarza. Dlaczego Moder odszedł za 11 milionów, a Karbownik za 5,5? Dlatego, że Lech zarobił dużą kasę na pucharach i wcześniejszych transferach. Mógł postawić sprawę na zasadzie „albo wielki transfer, albo żaden”. Dariusz Mioduski oczywiście mówił w wywiadach, że Karbownik pobije rekord transferowy Ekstraklasy, ale wyszło jak zawsze. Potrzebne były pieniądze, więc wzięto jakiekolwiek. Ten sam Lech jest w stanie odrzucać teraz oferty za Kamińskiego, by w przyszłości zarobić na nim jeszcze więcej. Bo może.
Tego samego Juranovicia Dinamo Zagrzeb byłoby w stanie sprzedać za o wiele większe pieniądze. Bo miałoby znacznie lepszą pozycję negocjacyjną. Legia w tej chwili nie ma żadnej pozycji negocjacyjnej. Sypią jej na talerz okruchy, a ona grzecznie to zbiera. A przy tym sama ściąga do klubu szereg niewypałów. Jaszkibojew? Zaginiony w akcji. Rusyn? Coś nie tak z głową. Szabanow? Solidny, ale na chwilę. Muci? Wciąż melodia przyszłości. Abu Hanna? Przegrywa rywalizację z Hołownią. Johansson? Niegotowy. Rose? Póki co pomyłka. Na plus można ocenić dziś tylko Nawrockiego i Emreliego, gdzieś w zawieszeniu jest Josue, który wydaje się być piłkarzem tylko do przerzutów.
Nie ma zmienników. Mladenović nie ma rywalizacji. Dwójka Martins – Slisz nie ma żadnej nominalnej alternatywy. Na prawym wahadle jest zero piłkarzy do gry. Młodzieżowcami także nie obrodziło.
Powiedzieć, że wygląda to słabo, to nic nie powiedzieć.
A teraz jeszcze odchodzi Juranović. Legia woli pewne trzy miliony niż pozostawienie gwiazdy na rewanż ze Slavią. To mniej więcej tak, jakby bezrobotny mógł iść do pracy za 3000, ale wolałby siedzieć na zasiłku za 1500 złotych. I też jakoś będzie. I też się jakoś przeżyje. Po linii najmniejszego oporu.
Legio, wstyd. Szanuj się.
Fot. FotoPyK