Korona Kielce w pierwszym sezonie po spadku do I ligi odegrała rolę średniaka, który dość szybko pogodził się z faktem, że nie powalczy nawet o baraże. Teraz ambicje klubu są zupełnie inne, o czym świadczy pozyskanie wielu doświadczonych ekstraklasowców. Trener Dominik Nowak w rozmowie z nami tłumaczy, w jaki sposób poświęcił końcówkę poprzednich rozgrywek pod nowy sezon, dlaczego szatnia została spolszczona, jakie założenia udało się zrealizować w stu procentach i gdzie jeszcze widzi największe rezerwy. Przyznaje także, że jego spojrzenie na futbol nieco się zmieniło w porównaniu do tego, czym kierował się kilka lat temu. Zapraszamy.
Patrząc na letnie transfery, sprawa wydaje się prosta: Korona Kielce obrała kurs na Ekstraklasę.
Deklaracja przed sezonem była jasna. Chcemy się włączyć do walki o Ekstraklasę, natomiast teraz już o tym w szatni nie rozmawiamy. Przed nami pierwszy mecz i na nim się koncentrujemy. Staramy się wyciszać i budować formę sportową. Zespół się rozwijał, z tygodnia na tydzień grał lepiej. Sparingi potwierdzały, że powoli idziemy w dobrym kierunku.
Krótko mówiąc: cel został jasno określony, ale nie musicie o nim mówić co tydzień.
Dokładnie, nie chcemy tak działać. Uważam, że to byłoby niepotrzebne. Cel został jednoznacznie przedstawiony, każdy o nim wie i nie ma potrzeby, żeby sobie to powtarzać. Piłkarze, którzy do nas przyszli mają swoje ambicje, ich motywacji nawet nie trzeba było zbyt mocno budować. Tacy zawodnicy jak Adam Frączczak, Michał Koj, Piotrek Malarczyk, Konrad Forenc czy Łukasz Sierpina to już piątka dobrze znająca smak Ekstraklasy. Nie trafili do Korony, żeby pozwiedzać Kielce, tylko żeby wykazać się na boisku przed kibicami i wrócić na najwyższy szczebel.
Gołym okiem widać, że Korona poszła w doświadczenie. Taki był cel od początku okienka?
Rozłożyłbym to dwuetapowo. Gdy przychodziłem do Korony, był to zespół bardzo młody i mało doświadczony. Wspólnie z prezesami i dyrektorem sportowym Pawłem Golańskim rozkładałem naszą kadrę na czynniki pierwsze. Wyniki pod koniec sezonu nie były budujące, ale zawsze będę powtarzał, że chcieliśmy przede wszystkim określić potencjał zespołu, żebyśmy przed nowym sezonem byli mądrzejsi i dokładnie wiedzieli, gdzie i jakich wzmocnień potrzebujemy. Nie chodzi tylko o umiejętności piłkarzy, ale także o ich charakterystykę i mentalność.
W tym okienku poszliśmy i w jakość, i w doświadczenie. Takich ludzi potrzebujemy w walce o najwyższe cele. Powinni udźwignąć ciężar mentalny zadania i jednocześnie być wsparciem w szatni dla młodszych zawodników, których kilku mamy naprawdę ciekawych. Taki był priorytet jeśli chodzi o wzmocnienia i z satysfakcją mogę stwierdzić, że zrealizowaliśmy te założenia w stu procentach. Praktycznie już na początku przygotowań miałem do dyspozycji całą kadrę.
A to się rzadko zdarza w polskich realiach, choć trenerzy zawsze sobie tego życzą.
Rzadka sytuacja, ale dla trenera bardzo ważna. Jeżeli chcesz budować formę zawodników i wprowadzać swój sposób grania, każdy tydzień wspólnej pracy robi różnicę. Jeśli w trakcie dochodzą nowi piłkarze, trzeba albo zaczynać niemalże od początku, albo przynajmniej trochę modyfikować okres przygotowawczy. Tutaj takich problemów nie miałem. Co nie znaczy, że ktoś jeszcze nie może do nas dołączyć, ale jednego zawodnika łatwiej wkomponować niż siedmiu.
Łatwo też zauważyć, że szatnia Korony została spolszczona. Tak wyszło czy to zamierzone działanie?
Zamierzone, to był jeden z aspektów, na który zwróciliśmy uwagę. Analizując wcześniej charakterystykę mentalną poszczególnych piłkarzy, doszliśmy do wniosku, że trzeba będzie drużynę trochę spolszczyć. To ułatwia budowanie dobrej atmosfery i tworzenie poczucia odpowiedzialności za wynik.
Kilku obcokrajowców jednak się uchowało, na przykład Portugalczyk Filipe Oliveira.
To zawodnik z dużym potencjałem, pasuje do tej “polskości” zespołu, a to bardzo ważne. Są Marko Pervan, Marko Zebić i młody Zvonimir Petrović, który odkąd tu jestem, poczynił duży postęp. To zawodnicy z Bałkanów, zdecydowanie łatwiej asymilować im się z zespołem, chociażby ze względów kulturowych i językowych. Na Filipe jednak także mocno liczę, jest pozytywną, otwartą postacią. Przemawia za nim nie tylko potencjał czysto piłkarski, ale także sportowa ambicja i chęć walki. Jeżeli mamy zostawiać jakiegoś obcokrajowca, musi posiadać takie cechy.
Korona Kielce wygra I ligę w sezonie 2021/22? Kurs 4.00 na Fuksiarz.pl
Wymieniliście między innymi bramkarzy. Marek Kozioł to chyba jedyna odchodząca postać, której kibice mogą żałować. Z przekazów w mediach wynikało, że to klub podjął decyzję o zakończeniu współpracy. Nie do końca pana przekonywał?
O szczegóły w tej sprawie trzeba byłoby pytać dyrektora sportowego, on zna wszystkie kulisy. Taka zapadła decyzja, podjęliśmy ją wspólnie, na spokojnie. Wzięliśmy doświadczonego Konrada Forenca, którego bardzo cenimy i uważam, że to dobry wybór.
Z pana słów po ostatnim sparingu wynika, że na starcie sezonu więcej zmartwień dotyczy ofensywy niż defensywy.
Dostrzegam dużo plusów jeśli chodzi o naszą ofensywę. W każdym sparingu potrafiliśmy strzelać gole. Uważam jednak, że nadal tkwią tu duże rezerwy. Trzeba wymagać więcej. Takie aspekty jak poruszanie się między strefami i zajmowanie dobrych pozycji wyglądają dobrze, natomiast musimy poprawić szybkość gry, szybkość podejmowania decyzji, więcej grać na jeden lub dwa kontakty w ataku pozycyjnym. Tak najłatwiej znaleźć wolne przestrzenie przed bramką rywala. Nad obroną też ciągle pracujemy, sumiennie łączymy wszystkie czynniki. Nie da się od razu wdrożyć całości, trzeba stopniować.
Mówi pan o optymizmie po sparingach, żadnego nie przegraliście, ale często mówi się, że one są niewymierne i mogą być mylące.
Nie miałem podczas pracy trenerskiej sytuacji, żeby sparingi mnie zmyliły. Zawsze patrzyłem szerzej. Chcę być dobrze zrozumiany: wyniki w sparingach oczywiście też budują, aczkolwiek my nie graliśmy w nich na wynik. On dochodził przy okazji. Bardziej skupialiśmy się na wcielanie w życie założeń, nad którymi pracowaliśmy w kolejnych mikrocyklach: obrona niska, obrona wysoka, etapy przejścia, odbiór po stracie, gra w ofensywie. Liczyło się to, że sama gra dobrze wyglądała. Teraz musimy potwierdzić tę jakość w spotkaniach o stawkę. Moje hasło przewodnie tutaj to “ciągły rozwój”, mamy z tygodnia na tydzień być coraz lepsi w poszczególnych elementach. Wydaje mi się, że krok po kroku idziemy w tym kierunku.
Korona Kielce skończy w top2 sezon 2021/22 w I lidze? Fuksiarz płaci po kursie 2.00
Wspomniał pan, że przychodząc do Korony skupił się na rozkładaniu zespołu na czynniki pierwsze. Brzmi to jak selekcja negatywna. Rozumiem, że w tamtym momencie klub już nie stawiał poważniejszych celów na resztę sezonu – Korona traciła sześć punktów do strefy barażowej – tylko na przygotowywaniu gruntu pod nowe rozgrywki?
Dokładnie tak to wyglądało, kosztem wyników. To było trudne, bo wchodzisz do klubu i nagle zaczynasz przegrywać. Kibice mogli zacząć wątpić i pytać, co się dzieje, skoro nowy trener tak słabo punktuje i jak to wróży na przyszłość. Z premedytacją jednak chciałem przede wszystkim dokonać selekcji, określić, na których zawodników będę mógł liczyć w oparciu o swoją filozofię, a na których nie. Stąd tyle zmian kadrowych. Odeszli obcokrajowcy, co do których nie miałem wątpliwości, że to zbyt słabe ogniwa, ale także Polacy. Niektóre decyzje zapadały praktycznie po tygodniu mojej pracy. Opierałem je na wcześniejszych obserwacjach i potem już na podstawie bezpośredniej współpracy. Czasami po paru treningach wiedziałem, że dani zawodnicy to pod każdym względem nie ten level, o który mi chodzi. Z tego względu szybko wypadali ze składu i nie występowali w ostatnich kolejkach. Być może chwilowo cierpiały na tym gra i wyniki, bo niewykluczone, że jeden czy drugi w pojedynczych meczach nawet by się przydał, ale to byłoby mylące w kontekście budowy drużyny na przyszłość.
Odbywało się to w porozumieniu z zarządem?
Oczywiście. W piłce nie da się działać w pojedynkę. Sukces to zawsze praca zespołowa. Dyrektor sportowy Paweł Golański przychodził do klubu niemal w tym samym momencie i wiele na ten temat z prezesami rozmawialiśmy. Jak już podkreślałem, wszystko na spokojnie, bez emocji. W grę wchodziła wyłącznie merytoryka i trzeźwa ocena rzeczywistości.
Upływ lat często zmienia człowieka, również zawodowo. Nadal jest pan wierny swoim ideałom dotyczącym dominowania na boisku, posiadania piłki, widowiskowej gry? W Miedzi dawało to różne efekty – najpierw awans do Ekstraklasy, ale potem spadek do I ligi i niezadowalające wyniki w tejże.
Zbierałem różne doświadczenia, także te bolesne. Takim był spadek z Miedzią, nigdy od tego nie uciekałem. Dokonywałem wiele wewnętrznych analiz dotyczących swojej pracy i doboru zawodników, w którym nie zawsze musi decydować tylko jakość sportowa. Niekiedy ważniejsze są cechy charakterologiczne, trzeba umieć to wypośrodkować. Tak teraz staramy się budować skład Korony, ale przeniosłem też cechy romantyczne futbolu, które nadal są mi bliskie, czyli posiadanie piłki, kreowanie sytuacji, kontrolowanie meczu. Chcę to jednak połączyć z pewną dozą pragmatyzmu, żeby pogodzić dobre wrażenie z wynikiem.
Czyli jest u pana trochę więcej pragmatyzmu w podejściu do piłki niż wcześniej?
Mimo wszystko, tak. Fajnie się mówi, że chcemy grać ofensywnie, ale to sport zawodowy. W tle są duże pieniądze i oczekiwania, każdy chce konkretów, czyli wyniku, który na koniec jest najważniejszy. Pewne ideały są niezmienne, ale pragmatyzm musi być.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Newspix