Legia w rezerwowym składzie ograła Wisłę Płock i cóż, to też jest sztuka. Początek sezonu, najważniejsze mecze masz gdzie indziej, ale jednocześnie nie powinieneś gubić punktów na swoim podwórku, mimo że chcesz oszczędzać siły. No i Legia to zrobiła. Podstawowy skład nieco odpoczął, zmiennicy zrobili swoje. I generalnie sobie myślimy, że Legia zaczyna wyglądać tak, jak wskazują na to jej możliwości. Mianowicie – polskie zespoły mają kłopot, by zrobić jej krzywdę.
Ostatnio nie potrafią Legii nawet strzelić gola. Żeby znaleźć takie wydarzenie, trzeba się cofnąć do kwietnia i spotkania z Pogonią Szczecin. Wtedy było 4:2. Potem nikt nie ma pomysłu, jak ekipę Michniewicza ugryźć. Nie wpadły na to ekipy (kolejno):
- Lecha
- Cracovii
- Piasta
- Lechii
- Wisły Kraków
- Stali Mielec
- Podbeskidzia
- Wisły Płock
Naturalnie druga strona medalu jest taka, że Legia część z tych spotkań zremisowała 0:0, a choćby ze Stalą nie wypadało, natomiast tak czy inaczej mówimy o imponującej serii. Trudno przecież powiedzieć, że jeśli chodzi o personalia, to Legia ma zdecydowanie najlepszych defensorów w Polsce. No nie. Zarówno do Jędrzejczyka, Hołowni czy Wieteski wielu kibiców czy ekspertów ma uwagi, ale okazuje się, że systemowo Legia wygląda po prostu dobrze. Wystarcza to na polską ekstraklasę. W Europie już tak różowo nie jest, bo bramkę potrafili strzelić nawet Estończycy, natomiast u nas nie ma na defensywę Legii mocnych.
Jeszcze dwa takie spotkania i Legia, jak wyliczył Wojciech Frączek, wyrówna rekord ligi. Należy on do GKS-u Katowice sprzed 51 lat.
EARLY PAYOUT W FUKSIARZ.PL – WYGRYWAJ PRZED KOŃCEM MECZU!
Z kolei ostatnia porażka Legii przypada na 31 stycznia 2021 roku i pamiętną wpadkę z Podbeskidziem. Mówimy więc o serii 16 meczów bez porażki. Przy układzie poprzedniego sezonu – więcej niż jedna runda. A to, chyba nawet bardziej niż czyste konta, może wywołać efekt „wow”. Wiemy bowiem, jak grają polskie zespoły. Wieczna sinusoida. Raz zremisują, raz przegrają, raz wygrają i tak to się kręci. Tymczasem Legia w zeszłym sezonie rzeczywiście zanotowała większą średnią punktową niż dwa na mecz. Ostatni raz udało się to jej w sezonie 13/14. Przerwa – jak na ambicje i możliwości – była zbyt duża.
Jednak fajnie, gdy mistrz Polski zaznacza swoją przewagę, a nie wygrywa trochę psim swędem.
Naturalnie nie będziemy tutaj rzucać dużych słów, do dominacji Wisły Kraków w najlepszych latach Legia ma jeszcze cholernie daleko, ale po prostu jest na dobrej drodze, by po takie wyniki gdzieś zahaczyć. Czy zboczy, czy nie, zobaczymy, natomiast 16 meczów bez porażki trzeba odnotować.
Ach, gdyby prezes Mioduski szybciej wpadł na to, że drużyna piłkarska potrzebuje trenera. Może miałby na koncie jedno mistrzostwo więcej i jakikolwiek awans do fazy grupowej europejskich pucharów.
Fot. FotoPyk