Nie ukrywamy: mieliśmy już zestaw usprawiedliwień, zresztą jak każdy w Polsce. Nasz futbol spsiał tak bardzo, zleciał na tak niskie poziomy, że losowanie pierwszej rundy eliminacji Ligi Mistrzów urosło do rangi wydarzenia. I gdy z kulek wyleciało norweskie Bodo/Glimt – niektórzy już zaczęli śledzić ścieżkę mistrza Polski w rozgrywkach Ligi Konferencji.
To było uzasadnione. Rywal najtrudniejszy z możliwych na tym etapie, z ligi wcale nie takiej kartoflanej, bo Norwegia przecież od paru lat wypuszcza w świat całkiem rozsądne nazwiska, które radzą sobie w silnych klubach. Do tego mecz na sztucznej murawie. Do tego w Norwegii trwa już sezon. Legia Warszawa przecież jest na innym etapie przygotowań. Niektórzy piłkarze dopiero skończyli Euro, nowe nabytki jeszcze nie do końca zdążyły rozpakować swoje walizki.
Tak można było ciągnąć naprawdę długo, lista usprawiedliwień poszerzała się z każdym nowym warszawskim świtem. Prawdziwym ukoronowaniem tego okresu wielkiej niepewności przed meczem z Bodo/Glimt były wypowiedzi wokół Kacpra Skibickiego. Chłopak naprawdę utalentowany i fajny, co zresztą potwierdził w Norwegii, ale jeśli pół stolicy dygota o zdrowie 19-latka z sześcioma występami w Ekstraklasie – cóż, to znak, że mamy wszyscy spory problem.
Dlatego nikt pewnie by nie zapłakał po remisie czy nieznacznej porażce na norweskiej ziemi. Ot, taki jest stan naszego futbolu, taki jest stan Legii Warszawa na start sezonu 2021/22. Ale wtedy stało się coś nieoczekiwanego.
LEGIA WARSZAWA NIE ZAWIODŁA
Specjalnie wyłuszczyliśmy to w nagłówku, bo przecież pucharowe przygody Legii Warszawa ostatnich lat to materiał na powieść. I to raczej brudną i upaćkaną prozę Żulczyka, niż wesołe przygody rodem z gimnazjalnych lektur. Szukaliśmy zresztą wspólnie w pamięci ostatniego tak ważnego meczu w Europie, w którym Legia by się nie skompromitowała. Wyszło nam, że oczekiwanie na sukces trwało mniej więcej od pokonania Sportingu w Lidze Mistrzów.
3:2 w Norwegii to jeszcze w ubiegłym sezonie byłby wynik doskonały. Zmuszający rywala do frontalnych ataków podczas wyjazdowego meczu, gwarantujący spory spokój nawet przy utracie jednego gola. Przez obecne zmiany przepisów waga tego wyjazdowego łupu trochę zmalała, ale wciąż – to jest pokonanie mistrza Norwegii w Norwegii. To jest zwycięstwo na sztucznej murawie z rywalem na innym etapie ligi, bo już w trakcie sezonu. To jest rozprawienie się z kilkoma mocnymi teoriami, które przez lata sprawdzały się bez pudła: że Legia nie jest w stanie wygrać w meczu pucharowym, że polski klub w Europie potyka się na pierwszej przeszkodzie, że puchary dla nas kończą się na długo, nim dla tej lepszej Europy w ogóle się zaczynają.
Załóż konto w Fuksiarz.pl i postaw na siebie!
Wynik, ale też momenty gry dały powody do dużego optymizmu. Piszemy „momenty”, bo Legia miewała też chwile dużej niepewności, miała problemy z powstrzymywaniem dośrodkowań, miewała zaciągnięty hamulec, brakowało jej trochę zimnej krwi i wykończenia. Ale z drugiej strony, gdy zdobywała bramki po naprawdę przemyślanych akcjach czy doskonale zgranym pressingu – można było się poczuć trochę dziwnie. Jak to? Legia? W eliminacjach Ligi Mistrzów? Nie przegrywa meczu, ma dobry wynik przed rewanżem na Łazienkowskiej?
TERAZ TEGO NIE SPARTOLIĆ
Dlatego tak ważne jest dzisiejsze rewanżowe spotkanie. Czas wydaje się grać na korzyść Legii Warszawa. Piłkarze, którzy jeszcze dwa tygodnie temu byli na Euro, albo zaliczali pierwsze sesje treningowe z Czesławem Michniewiczem, z każdym tygodniem powinni lepiej odnajdywać się w systemie gry stołecznego klubu. Ba, w II rundzie czeka już Flora Tallinn, czyli też rywal spokojnie w zasięgu mistrza Polski. Wynik jest zrobiony, dzisiaj trzeba tylko nie przerżnąć u siebie.
Wydaje nam się, że to może pyknąć. Nie chcemy oczywiście jeszcze rozpisywać tutaj drabinki fazy pucharowej Ligi Mistrzów, po tym jak Legia zdobędzie drugie miejsce w grupie D, kończąc za plecami Realu Madryt, ale za to przed Atalantą Bergamo. Natomiast trzeba pamiętać – każde zwycięstwo, każdy punkt, każda kolejna runda, to też ogromne ułatwienia na ścieżkach do fazy grupowej Ligi Europy lub Ligi Konferencji. O tych oczywistych korzyściach rankingowych czy też związanych z przychodem z dnia meczowego nawet nie wspominamy.
Sprawdź ofertę zakładów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!
Na Legii jest spora presja, ale też Legia powinna zachować duży spokój. Fuksiarz wycenia awans legionistów po kursie 1,17, czyli na dobrą sprawę zakłada, że Michniewicz powinien powolutku rozpracowywać Florę. Ba, kurs na zwycięstwo Legii wieczorem – 1,78. Czyli jak z ligowym średniakiem, może trochę wyżej. Wszystko, co trzeba dzisiaj zrobić, to nie wyłożyć się na skórce od banana, która jest obrysowana kredą, a przy niej stoi znak – uwaga, nie wdepnąć w skórkę od banana.
Drodzy panowie legioniści. Tego się nie powinno spartolić.
Fot.FotoPyK