Czy Wembley jest królem stadionów piłkarskich tak, jak szczupak jest królem wód – można się spierać. Toczyć wielogodzinne dyskusje pod ogórki kiszone i coś jeszcze. Ale bezsprzecznie jest legendą. Legendy mają to do siebie, że można ugiąć się pod ich ciężarem, ale tak nie jest z reprezentacją Anglii. Wembley, faktycznie, to miejsce, w którym ostatnio czują się najlepiej. Dom, w którym zaproszeni goście nie słyszą „co będziecie jechać do domu, u nas wyśpita się jak króle”, tylko faktycznie są wypraszani z bagażem bramek. Ale choć Anglicy wygrali piętnaście z ostatnich siedemnastu meczów na Wembley, choć na tej przestrzeni strzelili 46 bramek, a stracili tylko 5, tak Wembley na pewno nie jest porażkoodporne. Było areną wielkich angielskich chwil, było też sceną klęsk tak dotkliwych, że na stałe wpisywały się w angielskie DNA.
1928 ANGLIA – SZKOCJA 1:5 (MECZ TOWARZYSKI)
Rzadko zdarza się, aby mecz towarzyski był szczególnie bolesny. Bo, cóż, mecz towarzyski o niczym nie decyduje. Nie zamyka ci szans, nie zatrzaskuje drzwi. Ale dwie kwestie dotyczącego tego spotkania:
Przed wojną mecz towarzyski ważył więcej. Futbol nie był tak zorganizowany, tu mówimy przecież o meczu, który miał miejsce zanim odbył się jakikolwiek mundial. Jakiekolwiek spotkania międzypaństwowe miały niebotycznie większą rangę. No i druga sprawa – pomiędzy Anglią i Szkocją nie ma meczów towarzyskich. Ktoś może chcieć je tak nazwać. Ale one zawsze będą naładowane kontekstami, emocjami, sprawami daleko wykraczającymi poza sport.
Szkocka drużyna, która wygrała tego dnia na Wembley aż 5:1, ma kultowy status, podkreślony przez przydomek „Wembley Wizards”. Szkoci po meczu otrzymali aplauz ze strony również angielskich kibiców, a Alex James, gwiazdor Szkotów, mówił, że równie dobrze mogli strzelić tego dnia dziesięć bramek. To nie było tylko zwycięstwo – to była deklasacja, w dodatku poprzez piękne granie. Szkotom zdarzało się w późniejszych latach utrzeć Anglikom nosa, ale nigdy w taki sposób, gdzie podobnej efektowności można by się spodziewać po Santosie czasów Pele, wysłanego na nauczanie futbolu do piłkarskiego kraju drugiej kategorii.
1953 ANGLIA – WĘGRY 3:6 (MECZ TOWARZYSKI)
Mecz nazywany „Meczem Stulecia”. Tak reklamowali to spotkanie Anglicy, zapowiadając mecz najlepszej drużyny świata z tymi, którzy dali światu ten sport. Na igrzyskach w 1952 roku Węgrzy zaprezentowali światu futbol totalny i zdobyli złoto. Rok później na Wembley mierzyli się z Anglikami. Anglikami, którzy wciąż do pewnego stopnia lekceważyli światowy futbol, uważając, że to ich gra i są w nią najlepsi, nawet jeśli na mundialu w 1950 zawiedli z kretesem, przegrywając nawet z amatorami z USA. Cóż, przejściowe problemy i tyle, prawda?
Otóż nie.

Węgrzy podchodzili do meczu niepokonani od trzech lat. A jednak Ferenc Puskas mówił: – Byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że się nie stresowaliśmy. Robiliśmy wszystko, by rozluźnić atmosferę. Żartowaliśmy, wygłupialiśmy się. Wszystko po to, aby zapomnieć o wadze tego spotkania. Pamiętam, że przed meczem minąłem jednego z Anglików na korytarzu. Zobaczył mnie, wszedł do szatni i powiedział do reszty: panowie, spokojnie, mają kogoś jeszcze niższego ode mnie.
Węgry wyszły na prowadzenie już w pierwszej minucie. Odpowiedział Sewell, ale do przerwy było 4:2 dla Węgier. Ich siła była niepodważalna. Górowali wyszkoleniem technicznym, ale też taktycznie zjedli Anglików, nowatorską taktyką 2-3-3-2 wymyśloną przez Sebesa. Anglicy na jej tle wyglądali jak z innej epoki. Ale bramki to też maestria czysto piłkarska – ostatni gol, wolej Hidegkutiego, to piękne uderzenie kończące sekwencję dziesięciu podań.
Wynik nie oddaje wszystkiego. Węgrzy oddali w tym meczu 35 strzałów na bramkę Anglii, przy zaledwie 5 strzałach Anglików.
Rok później Anglicy pojechali do Budapesztu na rewanż. Tym razem dostali 1:7. Nie mogli uwierzyć, że w grze, którą wymyślili, ktoś odstawił ich o kilka klas. Niemniej ten szok był korzyścią dla angielskiego futbolu – skończyło się lekceważenie kontynentalnej piłki, zaczęli szukać w niej inspiracji. To podczas tych porażek z Węgrami zasiane zostało ziarno, które w 1966 dało mistrzostwo świata.
Wiecie co, jak będziecie mieli ochotę zobaczyć skrót, to go znajdziecie. A my zaznaczymy, że jest też na Youtube CAŁY MECZ. Chyba warto któregoś dnia nadrobić sobie tak historyczne widowisko. To jest angielski odpowiednik tego, co Brazylia przeżyła w 1:7 z Niemcami. Zobaczcie chociaż tego gola z pierwszej minuty jak nie macie czasu. Co za kiwka Hidegkutiego. Lekkie zawieszenie się, zmylenie rywala – potem bajeczny strzał. Kosmiczne granie.
1972 ANGLIA – RFN 1:3 (ELIMINACJE EURO)
Raptem sześć lat po mistrzostwie świata, po ograniu Niemiec w finale, a Hugh McIlvanney pisał w The Observer „Żaden Anglik nie może nigdy więcej pocieszać się myślą, że wszystko wszystkim, ale na boisku piłkarskim Niemcy są słabsi od nas”.

W ostatniej turze przed finałami Euro – choć pamiętajmy, że wtedy finały były dla czterech drużyn, więc to jak ćwierćfinał – Niemcy przyjechali na Wembley i dokonali ostatecznego odwetu za 1966 rok. Była to pierwsza wygrana Niemiec na angielskiej ziemi i całkowicie zasłużona, bo Niemcy grali nie tylko skutecznie, ale też efektownie. Lekcję nowoczesnego, pięknego futbolu dał tego dnia Netzer. L’Equipe napisał, że była to piłka jak ze snów, z przyszłości, z 2000 roku”. Barwne porównanie, choć zabawne z punktu widzenia tego, co Niemcy pokazali w 2000 roku…
Pamiętajmy, że ta wygrana przychodziła też po tym, jak Niemcy pokonali Anglię podczas meksykańskiego mundialu w 1970, a potem sięgnęli po złoto, odbierając więc trofeum Anglikom. Anglicy byli brutalnie strącani z piedestału. Wciąż jednak mieli się za potęgę w kryzysie – kolejne lata, również za sprawą Polaków, pokażą im skalę własnego marazmu.
1983 ANGLIA – DANIA 0:1 (ELIMINACJE EURO)
Rzecz o arogancji. Bowiem gdy wylosowano grupę eliminacyjną Euro 1984, angielskie dzienniki pisały, że to autostrada. Jeden z komentatorów, Steve Curry, napisał, ze Anglia nie mogłaby sobie wymarzyć łatwiejszego zestawu, niż Węgry, Grecja, Dania i Luksemburg.
Warto podkreślić, że Dania była wtedy losowana z czwartego koszyka. Zlekceważono ich całkowicie, choć w eliminacjach o mundial 1982 potrafili ograć przyszłego mistrza świata, Włochów. Ten zespół rósł, dojrzewał – Anglicy tego nie dostrzegli.
Anglia zgubiła punkty na otwarcie eliminacji w Danii, zremisowała też z Grecją u siebie. Ale najdotkliwsza była porażka z Danią na Wembley po golu Allana Simonsena z karnego. Duńczycy po tej wygranej mogli sobie pozwolić nawet na porażkę z Węgrami – i tak wyszli pewnie z pierwszego miejsca. To ta drużyna Danii, jadąca na Euro 1984, została nazwana „duńskim dynamitem”, po piosence wybranej hymnem drużyny na turniej. Duńczycy grali piękny futbol, ograli Jugosławię 5:0, stoczyli batalię z Belgią 3:2, polegli dopiero w półfinale po karnych z Hiszpanią.
Tamte lata, które w Polsce były złotymi, w Anglii są latami hańby. Synowie Albionu między 1972 a 1984 pojechali tylko na dwa wielkie turnieje – w 1980 i 1982. Nie odegrali w nich istotnej roli.
1996 ANGLIA – NIEMCY NA EURO 1996. 1:1, karne 5:6
Pewnie nie słyszeliście o tym podczas trwającego Euro, ale wtedy przyszło strzelać karne, podszedł Gareth Southgate…
No nie, nie możemy. Nie damy rady nawet udawać celem nieśmiesznego żartu.
Sześć lat wcześniej Anglicy przegrali z Niemcami po karnych półfinał mistrzostw świata na Stadio delle Alpi. To po tym meczu Gary Lineker sformułował swoją najsłynniejszą myśl „Futbol to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu wygrywają Niemcy”. Sześć lat później cytat zyskał mocne potwierdzenie.
Miało być inaczej, bo – właśnie – dom. Wembley. Turniej u siebie. Gdy poprzednio Anglicy organizowali finały, zdobyli mistrzostwo świata.
I zaczęło się bajecznie, od bramki Shearera w trzeciej minucie. Zaczęło się, można powiedzieć, aż za dobrze: po kwadransie gry odpowiedział Kuntz, któremu akurat trafił się mecz życia. Kuntz, poza tym meczem, w grze o stawkę strzelił jeszcze trzy gole dla Niemiec – jeden Armenii, dwa Lietchtensteinowi. Nie był pewniakiem do gry. A w tym meczu zagrał 120 minut, trafił też piątego karnego w serii jedenastek.
Zmarnowany karny prześladował Southgate’a latami. Mimo słów wsparcia, które płynęły z brytyjskiej prasy od pierwszych dni po meczu, nie mógł sobie z nim poradzić. Już zaleczył tę ranę, już jest bohaterem, już wpisuje się do historii angielskiej piłki. Ale aby zrobić to do końca, musi wygrać finał.
Wtedy to byłaby jedna z najlepszych historii odkupienia w dziejach futbolu.
Swoją drogą, może ktoś uzna reklamę Pizza Hut za niesmaczną, ale jest kreatywna. Waddle, Pearce i Southgate – trzech autorów zmarnowanych karnych z Niemcami w roli głównej.
2007 ANGLIA – CHORWACJA 2:3 (ELIMINACJE EURO 2008)
Anglicy swoją porażkę z Islandią w 2016 uznają za jedną z największych klęsk w historii. Ale trzeba pamiętać o jednym:
Przynajmniej wtedy pojechali na finały.
Euro 2008 to jedyny wielki turniej w XXI wieku bez Anglii. Tak: pojechał wtedy na turniej Adam Kokoszka, nie pojechali John Terry, Steven Gerrard, Frank Lampard.
To zdarzyło się naprawdę: Terry siedział sobie w domu i mógł tylko w TV zobaczyć jak gra Mariusz Jop.
Anglicy mieli w grupie Chorwację, Rosję, Macedonię, Izrael, Estonię, Andorę. Wychodziły wtedy dwie drużyny z grupy. Pierwsza poważna wpadka to 0:0 u siebie z Macedonią, wynik szokujący również dla nas, od lat siedemdziesiątych szukających bezskutecznie punktów w Anglii. A tu proszę, pojechali Macedończycy i to zrobili. Anglia przegrała w Chorwacji, przegrała w Rosji, zremisowała w Izraelu.
Wszystko jednak wciąż mogła wyciągnąć w ostatniej kolejce. Podejmowała Chorwację na Wembley. Urządzał ją remis – wtedy zajęliby miejsce Rosji na turnieju. Chorwaci nie grali już o nic, byli pewni awansu.
A jednak po kwadransie Chorwacja prowadziła 2:0. Anglicy podnieśli się po zmianie stron, gole Lamparda i Croucha sprawiły, że po godzinie z okładem było 2:2, Anglia miała swój rezultat. Ale ostatecznie trafił jeszcze Olić, 2:3, synowie Albionu mogli Euro obejrzeć tylko w telewizji. Jakby się zastanawiać nad takim scenariuszem tego meczu, żeby wycisnąć z niego jak najwięcej bólu dla kibiców Anglii, to chyba trzeba byłoby się zdecydować właśnie na ten, który został wprowadzony w życie.
***
Tak naprawdę, musimy też oddać, że być może najbardziej dotkliwe było 1:1 z Polską w 1973. To co prawda remis, ale przecież w istocie porażka na całej linii, pozbawiająca niedawnych mistrzów świata mundialu. To się nie mieściło Anglikom w głowie – Euro 1972 przegrali, ale z RFN. Polska u siebie? No gdzie, jak. A jednak. I mundial w 1974 pokazał, że przypadku nie było. Wydaje nam się, że Anglikom całkiem nieźle mogło się oglądać biało-czerwonych – mogli mieć tę satysfakcję, że nie przegrali z ogórkami, tylko mieli nieszczęście trafić na pokolenie tak utalentowane, że mogło zdobyć mistrzostwo świata.
Fot. NewsPix
