Breel Embolo. Lekkoduch o gołębim sercu

Piotr Stolarczyk

28 czerwca 2021, 15:44 • 9 min czytania

Breelowi Embolo wróżono wielką karierę. Błyskawicznie przebił się do pierwszego zespołu FC Basel i wieku niespełna 18 lat zdobył bramkę w Lidze Mistrzów. Trenerzy i bardziej doświadczeni piłkarze nie mogli wyjść z podziwu dla jego umiejętności. Drzwi do reprezentacji Szwajcarii zostały dla niego szeroko uchylone, a nieopierzony piłkarz bez żadnych kompleksów przeszedł przez próg i rozgościł się w salonie. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Szwajcarski napastnik jednak nie zdołał wykorzystać drzemiących w nim możliwości. Dość powiedzieć, że w ostatnim czasie głośniej o nim było z racji skandalu – ucieczki przed policją – niż występów na boisku. Ale fani Helwetów i tak mają do niego słabość. Wciąż wierzą w to, że zacznie prezentować się na miarę oczekiwań.

Na pewno to nie czas na to, by już skreślać go i wieszczyć, że nic poważnego nie osiągnie. Tylko dawno przestał być cudownym dzieckiem, a obecnie – z bardzo różnym zresztą skutkiem – próbuje przebić się przez szklany sufit przeciętności. Trudno jednak nie darzyć go sympatią. Od kilku lat jest mocno zaangażowany w działalność charytatywną. Zaczął pomagać potrzebującym, zanim jeszcze wybuchły afery z jego udziałem. Z jednej strony – sława, błysk fleszy i ogromne pieniądze. Z drugiej zaś zachował ludzką twarz, nie stał się zadufaną w sobie gwiazdeczką.

Breel Embolo. Emigracja i futbolowe początki

Breel Embolo urodził się w Jaunde – stolicy Kamerunu – ale gdy miał sześć lat, opuścił ojczyznę. Jego rodzice rozstali się, a mama wjechała do Francji. Uczęszczała tam do szkoły, a Breel wraz z rodzeństwem został pod opieką ciotki. Zatem dlaczego ostatecznie wyemigrowali do Szwajcarii? Nie ma to związku z biedą czy ucieczką przed wojną. Rodzina Embolo nie pławiła się w luksusie, ale żyło się jej dostatnio. Spokojna okolica. Typowa klasa średnia. Po prostu  w kraju nad Sekwaną matka piłkarza poznała Szwajcara i ostatecznie podjęła decyzję, że zamieszka z nim w Szwajcarii i sprowadzi tam dzieci.

Dla kilkuletniego Breela był to zupełnie inny świat. Nagle musiał opuścić Kamerun, rozstać się z kolegami z podwórka i szybko zaadaptować się w nowym środowisku. Zamieszkał w niemieckojęzycznej części Szwajcarii, co wymagało od niego szybkiej nauki języka Goethego. Poradził sobie z tym wyzwaniem doskonale. – Szybko zrozumiałem język, bo poszedłem od razu na lekcję niemieckiego w Bazylei. Mój brat, starszy o cztery lata, miał więcej kłopotów. Już zaczął szkołę w Kamerunie i był przyzwyczajony do francuskiego. Najpierw poszedł do szkoły francuskiej.

W nowym miejscu zamieszkania odnalazł wielką pasję. Zaczął uczęszczać na treningi piłkarskie do klubu FC Nordstern. Wyróżniał się na tle rówieśników warunkami fizycznymi, miał smykałkę do futbolu. Talent czystej wody, ale i urwis. Potrafił dać w kość trenerom. Na przykład podczas zajęć, gdy szkoleniowiec zwrócił mu uwagę, zdjął spodnie i pokazał cztery litery. Trenerzy niejednokrotnie chcieli się go pozbyć z grup młodzieżowych. Działał destrukcyjnie na zespół, a boisku był typem pewnego siebie samoluba.

Natomiast zawsze bronił się talentem. Zwyczajnie żal byłoby odpuścić młodego gracza o tak dużym potencjale. Wkrótce został zawodnikiem Old Boys Basel, a dobre występy zaowocowały przejściem do akademii FC Basel. Breel Embolo otrzymał wielką szansę, którą wykorzystał. Zresztą wszystko – przynajmniej w sferze futbolu – przychodziło mu z łatwością. W wieku 17 lat zadebiutował w pierwszym zespole. W rundzie wiosennej sezonu 2013/14 zagrał w siedmiu spotkaniach ligowych i zaliczył premierowe trafienie.

EARLY PAYOUT W FUKSIARZ.PL! WYGRYWAJ JUŻ PRZY DWÓCH BRAMKACH PRZEWAGI!

Co ciekawe – w następnej edycji rozgrywek to Paulo Sousa odważnie postawił na niego. Portugalczyk powiedział w tamtym czasie: Kocham w nim wszystko. Sam piłkarz często potem podkreślał, jak bardzo jest wdzięczny mu za to. Embolo – jak na nastolatka – spisywał się znakomicie. Sezon zakończył z dwucyfrową liczbą bramek. Nic dziwnego, że najsilniejsze europejskie kluby bombardowały ofertami skrzynkę e-mailową działaczy z Bazylei. Choć można było dostrzec, że jeszcze daleka droga do tego, by cudowne dziecko tamtejszej piłki okrzepło, nabrało ogłady.

Embolo to wciąż jest dzieciak i jego głowa czasami nie pracuje tak dobrze jak nogi. Pamiętam taki mecz z Aarau w lecie ubiegłego roku, kiedy Breel wyszedł sam na sam z bramkarzem, ograł go bez problemu przed polem karnym i spokojnie biegł z piłką do „pustaka”. Chciał sobie strzelić „z orkiestrą”, ale nic z tego nie wyszło, bo dopadł go obrońca i wybił mu piłkę spod nóg. Chłopak był potem krytykowany, dostał burę od trenera, wyleciał ze składu na kolejny mecz i śmiało się z niego pół Szwajcarii. Przyznam, że ja też pomyślałem sobie: „Oj, młody, musisz się jeszcze trochę nauczyć – powiedział w 2015 roku dla Interii Ryszard Komornicki, trener pracujący wówczas w Szwajcarii.

Wybór reprezentacji, progres i kontuzja

Nastoletni piłkarz za sprawą udanych występów w lidze był awizowany do gry w kadrze Szwajcarii. Był jednak kłopot. Embolo wprawdzie występował w juniorskich drużynach Helwetów, ale cały czas kusiła go wizja gry dla kraju urodzenia. W końcu jednak klamka zapadła – zadebiutował w meczu towarzyskim z USA, a w ostatnich kolejkach eliminacji na Euro 2016, Vladimir Petković wpuszczał go na końcówki spotkań. I bynajmniej nie były to symboliczne występy. Embolo bowiem zaliczał asysty, a w starciu z San Marino zdobył bramkę.

To wymarzone początki w reprezentacji i jednocześnie fałszywy zwiastun przyszłości. 18-letni wówczas piłkarz z imponującą łatwością pokazywał pełen kunszt, jakby był pozbawiony układu nerwowego. Namaszczono go na przyszłego lidera kadry. Z tym że później nie było już tak sielankowo. Owszem, na Euro 2016 pokazał się z dobrej strony, choć nie odgrywał pierwszoplanowej roli i nie olśnił publiczności. Zaraz po turnieju oficjalnie został zawodnikiem Schalke. Poważne zakusy w jego stronę robił Manchester United, Everton czy Real Madryt. Jednak włodarze z Zagłębia Ruhry byli najbardziej zdeterminowani. A że nie szczędzili grosza i lekką ręką wydawali duże sumy. Na konto FC Basel przelali aż 27 milionów euro.

W teorii Schalke wydawało się bardzo dobrym miejscem do rozwoju dla Embolo. Eksperci wskazywali, że młody Szwajcar nie ma żadnych rażących słabości, ale szwankuje u niego podejmowanie decyzji. Jego przywarą była także skłonność do nadmiernego dryblingu. O ile ten boiskowy egoizm i młodzieńcza fantazja w lidze szwajcarskiej stanowiła ogromny atut, o tyle w Bundeslidze nie mógł sobie już pozwolić na taki sposób gry. W dodatku w październiku 2016 roku doznał poważnej kontuzji – złamał kostkę i zerwał więzadła w stawie skokowym. Wypadł na kilka miesięcy, stracił praktycznie cały sezon.  Potem nie potrafił wrócić do optymalnej dyspozycji.

Generalnie drużyna z Gelsenkirchen, delikatnie rzecz ujmując, nie ubiła na nim dużego interesu. Pierwotnie miała być przedsionkiem, poligonem doświadczalnym przed kolejnym transferem, już do topowego klubu, a po trzech latach bez żalu sprzedano go do Borussii Moenchengladbach (11 mln euro). W Schalke wystąpił w 61 spotkaniach – licząc wszystkie rozgrywki – strzelił 12 goli i zanotował 9 asyst. Do bólu przeciętne statystki. W kadrze Szwajcarii również od święta punktował w klasyfikacji kanadyjskiej. Vladimir Petković powoli tracił do niego zaufanie. Na mundialu w Rosji pełnił funkcję rezerwowego.

Wielki talent wpadł w otchłań przeciętności. Głowa nie nadążała za nogami.

Breel Embolo. Nielegalne imprezy

Pod okiem Marco Rose w zespole Źrebaków zaczął powoli wracać do formy, dojrzewać piłkarsko. Jasne, nie były to spektakularne występy, dalej kulała skuteczność. Ale pokazywał symptomy tego, że jego rozwój zmierza we właściwym kierunku. Gdzie zatem był ukryty haczyk? Otóż coraz częściej lądował na okładkach gazet. Sęk w tym, że nie z powodu świetnej formy. Embolo zaczął pakować się w kłopoty, które miały związek z jego wybrykami pozaboiskowymi. A to stracił prawo jazdy za nadmierną prędkość, a to spóźniał się treningi. Zawsze coś. Z tym że taka jest jego natura. To lekkoduch, wieczny Piotruś Pan. Choć czy może to dziwić, skoro kiedyś przyznał, że jego idolem jest Mario Balotelli?

W każdym razie różne ekscesy uchodziły mu płazem. Do czasu. Na początku tego roku wykręcił już taki numer, że nie można było zamieść tego pod dywan, machnąć ręką i odpuścić. To materiał na kultową scenę w jakiejś amerykańskiej komedii. W sumie, to zachował się strasznie żenująco, aczkolwiek zdecydowanie można uśmiechnąć się pod nosem.

Ale dobra, od początku.

Był styczeń. Ze względu na obostrzenia sanitarne wszystkie lokale w Niemczech zostały zamknięte. Tylko dla chcącego nic trudnego. Embolo wybrał się do Essen na imprezę za zamkniętymi drzwiami. Ze względu na hałas przyjechała policja.

Jak myślicie, co zrobił ów jegomość? Zaczął uciekać przed funkcjonariuszami – wszedł na dach i przeskoczył na dach sąsiedniego budynku, po czym wparował przez okno do cudzego mieszkania. Oczywiście policja wyczaiła, gdzie się schował. Zapukała grzecznie do drzwi, nikt jednak nie chciał otworzyć, więc trzeba było użyć siły. Po tej nocy Embolo miał nieźle przechlapane w klubie. Raz, że nie mógł wystąpić w następnym meczu, na długo stracił miejsce w pierwszym składzie, to jeszcze dostało mu się mocno po kieszeni – klub wlepił mu ogromną karę finansową, 200 tysięcy euro. Nie było zmiłuj.

Zawodnik próbował wybrnąć z tego zamieszania, lecz jeszcze bardziej się pogrążył. Na swoim Instagramie napisał: –W nocy pojechałem z przyjacielem do Essen, aby obejrzeć tam mecz koszykówki. To było głupie z mojej strony, ale to nieprawda, że byłem na przyjęciu. Nie powinno mnie tam w ogóle być. To był błąd. 

Breel Embolo.Działalność dobroczynna

Wiele można zarzucić Szwajcarowi. Że jest skrajnie nieodpowiedzialny, że marnuje potencjał. Natomiast już od dawna stara się pomagać potrzebującym. Czuje silną więź z Kamerunem i zaangażował się w różnego rodzaju akcje na rzecz mieszkańców tego kraju. Gdy pierwszy raz od momentu emigracji do Szwajcarii przyjechał w rodzinne strony, bardzo mocno uderzyło go panujące tam ubóstwo. Jest prezesem specjalnej fundacji, która pomaga dzieciom z Kamerunu i Peru – zbiórki żywności, ubrań i innych niezbędnych rzeczy. Ponadto wspiera również uchodźców w Szwajcarii. W działaniach charytatywnych odciąża go mama. Pełni funkcję członka zarządu fundacji, prowadzi stołówkę, w której najbiedniejsi mogą zjeść ciepły posiłek.

Często podkreśla, że uwielbia spędzać czas w ojczyźnie. – Kiedy tu jestem, zapominam o wszystkim. A ludzie tam szaleją za piłką nożną. Wiedzą wszystko o moich kolegach z drużyny. Na przykład, że Gashi był powołany do kadry Albanii. Ile mamy punktów przed Sionem. To szalone. Mam ze sobą dziesiątki koszulek, dużo ludzi biega w tych koszulkach – powiedział Embolo jeszcze jako zawodnik FC Basel. Udało mu się także przeprowadzić zbiórkę pieniężną na remont szkoły w Kribi i budowę boiska sportowego. Organizuje turnieje piłkarskie dla lokalnej młodzieży, na których stara się zagościć, pograć z dzieciakami. Cały czas jest zaangażowany działalność pro bono publico.

***

Breel Embolo nie jest postacią łatwą do oceny. Wszak jawi się jako entuzjasta życia, hulaka i swawolnik. Wielu kibiców już zapewne postawiło na nim krzyżyk. I mają ku temu powody. Nawet w kontekście Euro 2020 trudno dokonać jednoznacznego stwierdzenia, czy jest to dobry turniej w jego wykonaniu. Spotkanie z Walią okrasił bramką – pierwszą w historii jego występów na dużych turniejach – a gdyby nie indolencja strzelecka Harisa Seferovicia, zakręciłby się koło noty marzeń. Następnie przeszedł obok meczu z Włochami, z Turcją zaś show skradł mu Steven Zuber i Xherdan Shaqiri. Jednak wciąż brakuje mu występu, którym na stałe zapisałby się w historii szwajcarskiej piłki. Być może wtedy, chociaż częściowo, odpiąłby łatkę piłkarza o niewykorzystanym potencjale, zawodnika notorycznie zawodzącego w spotkaniach o dużym ciężarze gatunkowym.

Źródła: blick.ch, budesliga.com, uefa.com, bild.de, interia.pl

***

fot. Newspix, FotoPyK

Najnowsze

Reklama
Reklama