Mały książę z Włoch powrócił i ma się doskonale. Marco Verratti to klasa sama w sobie

Jan Piekutowski

25 czerwca 2021, 16:48 • 6 min czytania

Wiele osób twierdziło, że obecna reprezentacja Włoch to już nie jest to samo, co kiedyś. Generację, którą dowodzi Roberto Mancini postrzegano jako nieciekawą, pozbawioną wyróżniających się jednostek. Tymczasem 56-letni selekcjoner przed jutrzejszym meczem z Austrią stoi przed bardzo trudnym wyborem, który stawiają mu personalia właśnie.

Mancini przemodelował wszystko. Włosi, do których łatka zespołu nudnego przylepiona jest niczym stara guma do szkolnej ławki, zaczęli grać z pasją urzekającą niemal całą Europę. Rozbicie Turcji w meczu otwarcia, pewne pokonanie Szwajcarii, a na koniec 1:0 z Walią, mimo tego, że trener dokonał licznych korekt względem wyjściowego składu.

W trzech meczach fazy grupowej Roberto Mancini skorzystał z usług 25 piłkarzy. Na turniej powołanych zostało 26. Szansę otrzymał nawet Salvatore Sirigu, który w ostatnim meczu wszedł na dwie minuty. Pod względem zarządzania grupą, Włoch już teraz może koronować się mistrzem Starego Kontynentu. Reprezentacja pozbawiona jest głębszych wewnętrznych sporów, a co więcej gra tak, że nie sposób przynajmniej raz na kilka minut nie pokiwać głową z pełnym uznaniem.

Jednocześnie Włosi wciąż muszą coś komuś udowadniać. Mieli spuścić ciśnienie po Turcji. Później po Szwajcarii. Patrząc na wyjściowy skład z Walią spodziewano się jakiegoś bezpiecznego remisu. Tymczasem Squadra Azzura atakowała niemal przez 270 minut. Pierwszą fazę rozgrywek zakończyła z kompletem punktów, siedmioma strzelonymi golami i trzema czystymi kontami – wcześniej podobne osiągnięcie miała w 1980 roku, gdy Dino Zoff został pokonany dopiero w meczu o trzecie miejsce z Czechosłowacją.

Wówczas jednak podopieczni Enzo Bearzota wypalali widzom oczy. Bezbramkowo zremisowali z Hiszpanią i Belgią. Jedynie Anglików udało im się pokonać i to całe 1:0 po golu Marco Tardellego. Patrząc na stosunek stylu do możliwości, byli polską ekranizacją Wiedźmina. Wobec tego nijak nie można porównać ich do maszynki, która póki co demoluje Euro 2020. Włosi niespodziewanie stali się jednym z faworytów, a selekcjoner, która miał być pozbawiony wyraźnych liderów ma rozkoszny kłopot bogactwa.

Włosi wygrają Euro 2020? Sprawdź kursy na Fuksiarz.pl!

Nie tylko Bonucci, nie tylko Chiellini. Do gry w wielkim stylu wrócił Marco Verratti. Występ tego pomocnika z Walią stał na takim poziomie, że nikt nie ma złudzeń w kwestii podstawowej jedenastki na spotkanie przeciwko Austrii. 29-letni piłkarz PSG przez 90 minut zdołał zdetronizować kolegę z drużyny – Manuela Locatellego – czyli jedną z gwiazd fazy grupowej mistrzostw Europy.

Jego własna gra

Na Walię Mancini wymienił ośmiu (!) piłkarzy. Czy to cokolwiek zmieniło w ich grze? Niezbyt. Najlepiej widać to na przykładzie środka pola, który z konfiguracji Locatelli-Jorginho-Barella przeszedł na Verratti-Jorginho-Pessina. Przypadku nie ma, wszak zdobywca Ligi Mistrzów jest jedynym kadrowiczem, który nie ma podobnego sobie zastępcy. Brian Cristante, który wszedł za niego w 75. minucie, stara się jak może, lecz jego obecność wprowadza inne warianty niż to, co oferuje Jorginho.

Włochom udało się jednak zachować tę samą intensywność. Kluczem do zwycięstwa w obu wcześniejszych meczach był środek pola doskonale połączony z bokami obrony. W tej kwestii imponował przede wszystkim Spinazzola, wywierający największe wrażenie spośród wszystkich lewych defensorów na Euro 2020. Dzięki elastyczności oraz dobremu przygotowaniu taktycznemu, ekipa z Półwyspu Apenińskiego była w stanie swobodnie przechodzić z widniejącego na papierze 4-3-3 w 3-5-2, 3-4-1-2 lub 3-4-3. Systemy te zdawały się nie robić im żadnej różnicy, czego nie mogli powiedzieć rywale. Jak jednak miało być, skoro Mancini mógł pozwolić sobie na to, by gracz pokroju Marco Verrattiego spokojnie siedział na ławce i dochodził do pełni sprawności.

Gdy to w końcu nastąpiło, selekcjoner podniósł kraty klatki i wpuścił na boisko kolejnego lwa.

Liczby często są zakłamaniem rzeczywistości, ale nie w wypadku zawodnika PSG. Tutaj dobrze odzwierciedlają grę gościa, którego ciężko scharakteryzować pojedynczymi ujęciami. Verratti to mrówka, niemal bezustannie w ruchu. Ma w sobie coś ze skrytobójcy, który nagle wyskakuje i wykonuje swoją robotę. Czasami brudną, czasami piękną w swej formie. Przez 90 minut gry z Walią – pierwsze 90 minut na wielkim turnieju w karierze Marco – miał:

  • 136 kontaktów z piłką (najwięcej)
  • 103 podania (najwięcej)
  • 94% celności podań (3. wynik)
  • 5 odbiorów
  • asystę
  • środek pola we władaniu

Absurdalna wręcz dyspozycja, którą do tej pory rezerwowano dla N’golo Kante. A przecież Verrattiego chwali się nie za spektakularny występ z Madagaskarem, lecz z Walią, która – jakby nie patrzeć – drugi raz z rzędu wyszła z grupy na Euro.

Zacznij obstawiać zakłady w Fuksiarz.pl!

Wszedł w swoje własne buty. Nie był jak Andrea Pirlo albo Xavi. Był sobą, 29-letnim dziwnym dzieckiem włoskiego futbolu, które nigdy nie zagrało w Serie A, a w PSG dorobiło się już statusu legendy. Był przede wszystkim wspaniałym piłkarzem, dobitnym przykładem na to, że zawodowy piłkarz może jarać jak smok. Istnieją miliony dowodów na szkodliwość tytoniu. Istnieje też Marco Verratti, który zdaje się mieć wydolność podobną Cristiano Ronaldo.

Mecz Włochy – Walia nie był szalenie porywający. Miał jednak ten pierwiastek magii, odkryty właśnie przez pomocnika Manciniego.

Wszyscy spodziewali Walijczycy spodziewali się, że piłka zostanie zagrana górą. Widać, że nawet mur unosi się delikatnie nad murawą, by postarać się rozbić dośrodkowanie już na pierwszej przeszkodzie. Tymczasem Verratti musnął tylko piłkę, podrzucił na optymalną wysokość dla wbiegającego Pessiny i sekundę później cieszył się z gola kolegi.

Piłka to kochanka to frazes tyleż dziwaczny, co idealnie do tej sytuacji pasujący. Piłkarz PSG potraktował ją tak, jakby kończył właśnie swoje wieloletnie malarskie dzieło. W wypadku reprezentacji Włoch takie porównania nasuwają się do głowy same, lecz teraz wydają się tak zasadne jak rzadko kiedy.

Siedem lat samotności

Kogoś mogła ta nieustępliwość Verrattiego zaskoczyć. W końcu gość wrócił po kolejnej kontuzji, jego reprezentacja prowadziła, była w zasadzie pewna pierwszego miejsca. Tymczasem on nie zwolnił, cały czas starał się łapać wszystkie głowy hydry w swoje ręce. Powód jest jednak prozaiczny. Verratti za wielkimi imprezami tęsknił najbardziej z całej kadry, którą Mancini zabrał na Euro 2020.

Historia pomocnika nie jest bowiem usłana różami. Często był wrogiem systemu, który skazywał go na absencję kosztem występów Marco Parolo albo Emanuele’a Giaccheriniego. Do tego kontuzje, nieuchronnie zabierające mu dobre lata. To szokujące, że czołowy piłkarz PSG, jeden z najlepszych pomocników na świecie do tej pory zaliczył tylko dwa występy na wielkich turniejach:

  • 2014 – Włochy vs Anglia – 57 minut
  • 2021 – Włochy vs Walia – 90 minut

Malutko, niezależnie od strony, z której będziemy na tę sprawę spoglądać.

Tegoroczne mistrzostwa Europy są zatem dla 29-latka prawdziwą okazją na to, by pokazać swój właściwy poziom. Do tej pory w reprezentacji po prostu grał. Nigdy nie dane mu było poprowadzić Włochów do większego zwycięstwa, bo przecież starcia w eliminacjach i meczach towarzyskich po prostu są. Sztuką futbolu – dla Europejczyków – są mistrzostwa świata i zmagania Starego Kontynentu. To na nich przechodzisz do historii prędzej, niż przez dekadę gry dla hegemona Ligue 1.

Verratti zdaje sobie z tego sprawę. Ma też świadomość, że było cholernie blisko tego, że odpadłby i z tego turnieju, gdyby nie sprzyjający los. Uraz więzadeł mógł – być może powinien – wykluczyć go z Euro. Tak się jednak nie stało i Włosi mają świadomość, że 29-latek nie odpuści nawet na minutę. A na charakterze właśnie w dużej mierze zbudowany jest końcowy sukces. Walijczycy się już o tym przekonali.

 

Fot.Newspix

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama