To fajna historia, że Duńczycy zdołali wyjść z grupy rzutem na taśmę. Układ tabeli pozwolił im na to, żeby po dwóch porażkach wyszarpać awans w ostatniej kolejce. Awans, który – powiedzmy sobie szczerze – należał się tej ekipie jak psu buda. Bo to nie jest tak, że Duńczycy polegali na szczęściu. Nie, oni od samego początku turnieju robili wszystko, żeby do tego szczęścia się uśmiechnąć. Mieli na siebie plan, który przyniósł efekty. Późno, ale lepiej tak niż wcale.
Bylibyśmy srogo zawiedzeni, gdyby kosztem duńskiego zespołu do dalszego etapu Euro 2020 przedostały się Finlandia czy Rosja. Przepraszamy sympatyków obu tych reprezentacji, ale to dwie różne galaktyki. No, przynajmniej jeśli chodzi ofensywę, która robi naprawdę ogromne wrażenie. Rozniosła Rosjan, pokazała swoją siłę. I może nawet pobiła rekord celnych strzałów na Euro 2020 – 10 takowych wylądowało w świetle bramki Safonowa.
Strzelajcie tak, żeby was zapamiętali
Nie wiemy, co mówi przed każdym meczem Kasper Hjulmand swoim zawodnikom, ale jednym z haseł może być wariant słowa „zapier*alać”. To też Duńczycy zresztą robią, lecz na pierwszy plan wychodzi coś innego. Oni, nie używając wulgaryzmu, nawalają i to bez opamiętania. Dość powiedzieć, że w trzech spotkaniach oddali ponad 60 strzałów. SZEŚĆDZIESIĄT. Obok takiej liczby nie przechodzi się obojętnie. Okej, wiele tych strzałów zostało zablokowanych lub przyjętych przez krzesełko na trybunach. Tylko co z tego, skoro przy odrobinie szczęścia i ciut lepszej skuteczności to zdaje egzamin. Nawałnica ataków przy kunszcie taktycznym, jaki widzieliśmy w meczu z Rosjanami, może być problematyczna nawet dla lepszych rywali. Belgia się temu oparła, ale wcale nie dlatego, że miała sposób na skuteczne wyłączenie Duńczyków w ofensywie.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Słowem: jeśli ktoś śledził poczynania Danii przez dotychczasowe 270 minut, doskonale wie, że tę ekipę stać na coś więcej niż trzy punkty zdobyte w fazie grupowej i szybki powrót do domu. Co to, to nie. Duńczycy są regularni i grają z polotem. Dobrze radzą sobie w kontrataku i ataku pozycyjnym. Mają groźne stałe fragmenty i lubią stosować różne tempa rozgrywania akcji. Potrafią operować wolnymi przestrzeniami na skrzydłach, mądrze przenoszą ciężar gry i znajdują słabe punkty przeciwnika. Mają piłkarzy o zróżnicowanej charakterystyce i ogółem są po prostu nieprzewidywalni.
Posiadają wyrazisty styl i przyciągają oko chyba każdego widza delektującego się futbolem.
Czego chcieć więcej od reprezentacji z drugiego szeregu? Niczego, chyba że wymagamy… jeszcze więcej. Wtedy, jak najbardziej, trzeba dodać łyżkę dziegciu do beczki miodu.
Duńczycy muszą dokręcić śrubki w defensywie…
Jeśli myślą o sprawieniu wielkiej niespodzianki po ewentualnym pokonaniu Walijczyków w 1/8 finału. Na Bale’a i spółkę jakość prezentowana do tej pory mogłaby w zupełności wystarczyć, Dania będzie w tym starciu faworytem. Im dalej jednak w bitwę, tym bardziej dotkliwy może okazać się brak porządnej tarczy na plecach. Dania jest do tknięcia, ma niepewnych Veestergarda i Kjaera na tyłach. Nawet Rosja, która skiepściła sobie Euro i grała poniżej oczekiwań, potrafiła momentami skruszyć blok duńskich defensorów na tyle, żeby w naszych głowach powstała myśl „oj, ci panowie mają gorąco”.
Dania jako zespół funkcjonuje dobrze i na swoim paliwie może zajechać daleko. Zapewne nie tak jak przed laty, kiedy udało jej się zostać mistrzem Europy, ale na tle takiej Holandii czy ponownie Belgii nie byłaby na pozycji straconej. Szczególnie, że kilku piłkarzy urosło w koszulce narodowej. Weźmy pod lupę choćby Pierre Hojbjerga, który wygląda zdecydowanie lepiej w reprezentacji, co potwierdzają statystyki. Trzy asysty, siedem kluczowych podań, 17 podań progresywnych (5. miejsce na Euro), 22 w ostatnią tercję boiska (4. miejsce). Do tego groźny przed polem karnym z młotkiem w nodze i skuteczny w odbiorze. Od jego formy w duńskiej układance zależy wiele, ale też nie jest to na tyle duża dysproporcja, żeby obawiać się o grę Duńczyków w przypadku absencji gracza Tottenhamu.
Nie zapominajmy, że ich siłą jest brak gwiazd większego formatu, mamy tutaj zachowany pewien balans. Widzimy to na boisku, kiedy rywale nie za bardzo wiedzą, na kim należy skupić większą uwagę. Poulsen, Maehle, Damsgaard, a może Delaney? Trudna sprawa. To sytuacja podobna do Szwedów, choć z tą różnicą, że ekipa trenera Hjulmanda gra futbol na tak. To nam się podoba i chcemy tego widzieć więcej. Grę Duńczyków ogląda się tak przyjemnie jak pierwsze sezony serialu „Wikingowie”. Mamy ciekawie nakreślonych bohaterów, wydarzenia na ekranie przyspawają do kanapy.
Fot. Newspix