Korona Kielce na dużym zakręcie. Tak dużym, że przyszłość klubu stanęła pod znakiem zapytania. – W najbliższym czasie będę musiał ogłosić upadłość Korony – poinformował prezes Marek Paprocki.
Chodzi rzecz jasna o pieniądze. I chociaż to zawsze wielka szkoda, gdy klub idzie na dno, to jednak trzeba przyznać sobie wprost: nic dziwnego, że władze miasta nie zgodziły się w 2015 roku przekazać blisko 8 milionów złotych na funkcjonowanie Korony. Co to w ogóle za pomysł, by miasto w tak ogromnym stopniu dotowało grę w piłkę? Dokładnie chodziło o 7 800 000 złotych. Troszkę to jednak przesada. W Kielcach od lat wiedzieli, na czym stoją, wiedzieli, że trzeba ciąć koszty i naprawdę mieli dość czasu, by skroić budżet na miarę. Choćby skroić go tak, by wydawać jedynie pieniądze gwarantowane z praw telewizyjnych.
Nie są to może wielkie sumy – za zeszły sezon Koronie przypadło niespełna 6 milionów złotych – ale z niższymi budżetami kluby w pierwszej lidze potrafią zbudować przyzwoite zespoły. Nikt nie każe kielczanom zatrudniać Oliviera Kapo czy utrzymywać Pawła Golańskiego. Można żyć skromniej, ale solidniej. Zwiększając jednocześnie ryzyko spadku z ligi, ale tak to już bywa.
Więc jeśli Korona miałaby ogłosić upadłość – wielka szkoda. Oby znalazło się wyjście z sytuacji. Jednak to, że miasto nie wpompuje 8 milionów na konta utrzymywanych w Kielcach zawodników – bardzo dobrze.
Problem w tym, że aby robić piłkę w miarę tanio, to się trzeba na niej odrobinę znać. A w Koronie przez tyle lat nie pomyśleli, by przekazać stery komuś, kto ma w środowisku jakiekolwiek rozeznanie.
Fot.FotoPyK