Reklama

„Dużo fauluję, ale bliżej mi do aniołka niż rzeźnika”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

09 maja 2021, 10:20 • 9 min czytania 5 komentarzy

Czy jest jedną z najmniej medialnych osób w Warcie? Czy przejmuje się krytyką? Dlaczego wolałby grać w bardziej ofensywnym systemie? Dlaczego piłkarze Warty przymykają oko, kiedy Makana Baku spóźnia się w defensywie? Czego można nauczyć się od Łukasza Trałki? Dlaczego statystyki z jego pierwszoligowego sezonu zakrzywiają obraz i jakie liczby najlepiej oddają jego grę? Czy jest rzeźnikiem? Gdzie doszukiwać się wyjątkowości Warty? Na te i na inne pytania w dłuższej rozmowie z nami odpowiedział pomocnik Warty Poznań, Mateusz Kupczak. Zapraszamy. 

„Dużo fauluję, ale bliżej mi do aniołka niż rzeźnika”
Jesteś jedną z najmniej medialnych osób w Warcie. 

Może tak być, ale to na zasadzie kontrastu, nie udzielam się tak jak inni.

Otwartość medialna liderów Warty zbudowała piękną historię dużego sukcesu małego klubu. 

Kiedy jest wynik, pojawia się dobra energia, zewsząd spływają pochwały i łatwiej jest się otworzyć. Rezultaty napędzają i warunkują wszystko dookoła. Cały klimat, całą atmosferę, całą narrację wokół klubu. Opowiadanie o sukcesie jest zwyczajnie satysfakcjonujące. Każdy lubi być komplementowany.

Dużo o sobie czytasz? Często ci się od nas dostawało za czasów twojej gry w Termalice. 

Krytyka na mnie wpływa. Starałem się o niej nie myśleć, wypychać ją z głowy, skupiać się na sobie, ale nie ukrywajmy – zawsze coś się o sobie przeczyta, zawsze coś się o sobie usłyszy, zawsze coś ci ktoś podrzuci i to w człowieku zostaje. Nikt nie lubi czytać o sobie źle. Naturalną reakcją jest dyskomfort. Ale wtedy trzeba zrozumieć, że krytyka nie pojawia się znikąd, nie jest całkowicie przestrzelona i całkowicie przypadkowa. Biorę to na klatę. Żyję z tym. Udowadniam, że może być lepiej. Piłkarz może bronić się jedynie boiskiem.

Defensywnemu pomocnikowi w twoim stylu niełatwo jest dobitnie zaznaczyć się na murawie. Nigdy nie będzie tak, że strzelisz hat-tricka, zaliczysz trzy asysty, kiwniesz pięciu rywali. 

Takie jest życie boiskowych szóstek i ósemek. To ciągłe zawieszenie między defensywą a ofensywą. Trener wymaga od ciebie rzeczy, których często nie zauważy kibic. Doceni to, że wracasz, asekurujesz, podwajasz, pomagasz, przesuwasz, zbierasz drugie piłki, trzymasz środkową strefę, ale reszta raczej nie zwróci na to uwagi i to nic dziwnego. Futbol jest tak skonstruowany, nie będę obrażał się na rzeczywistość. Robię proste rzeczy. To nie są fajerwerki, ale elementy niezbędne do realizowania taktyki zespołu już tak. Tak zawsze wyglądała moja praca. Rzadko mogłem pokazać coś więcej. Wyjątkiem był pierwszoligowy sezon w Warcie, kiedy całkiem sprawnie operowaliśmy piłką i można było częściej podłączać się do ofensywy. Kontrolowaliśmy przebieg gry, więc było więcej miejsca na coś ekstra niż teraz. Nasz ekstraklasowy styl jest ostrożniejszy. Bezpieczniej rozgrywamy, pragmatyczniej punktujemy. Muszę być odpowiedzialny. Jak najrzadziej tracić, jak najczęściej odzyskiwać.

Reklama
W którym stylu gry czułeś się bardziej komfortowo? Tym z Ekstraklasy czy tym z I ligi?

Jasne, że w większości zawodnikom bardziej odpowiada taki styl, jaki prezentowaliśmy w I lidze. I naprawdę chcielibyśmy utrzymywać się przy piłce, dominować i zbierać punkty również w Ekstraklasie, ale takie granie często nie wychodzi nawet najlepszym w tej lidze. Wiedzieliśmy, że to nasz pierwszy sezon w Ekstraklasie, że wielu momentach będzie nam brakować doświadczenia, że będą rezerwy i że trener Tworek poukładał nas tak, a nie inaczej. Musieliśmy grać defensywnie. Szukać swoich szans po kontrach. Momentami być nawet przesadnie ostrożnymi i asekuranckimi. I w I lidze byliśmy skuteczni, i w Ekstraklasie jesteśmy skuteczni. To jest najważniejsze. Teraz tylko to szlifować, dostosowywać się do strategii trenera Tworka i stopniowo poprawiać jakość estetyczną naszej gry, żeby oprócz żelaznej defensywy pojawiało się więcej fajerwerków ofensywnych.

Faktycznie przed sezonem powiedzieliście sobie, że nie możecie popełnić błędów beniaminków, które weszły do ligi z przesadną fantazją? 

Trener Tworek wbijał nam to do głowy na odprawach. Każdy był świadom tego, że przeskakuje szczebel wyżej, że to wyższa półka, że będzie tylko trudniej. Nie mogliśmy podejść do ligi z przesadnym hurraoptymizmem, z wesołością i fantazją. Celem było odpowiedzialne i konsekwentne ciułanie punktów w kolejnych meczach. Szukanie dziur. Jak się nie da wygrać, to chociaż spróbujmy zremisować. Jesteśmy bardzo samoświadomi. Znamy swój kod genetyczny, swoją historię. Nie awansowaliśmy do Ekstraklasy z większym budżetem niż Podbeskidzie czy Stal. Dysponowaliśmy niewielkimi pieniędzmi, nawet jak na warunki I ligi, więc nikt nie mógł oczekiwać, że nagle zaczniemy rozdawać karty w Ekstraklasie. Znamy swoje miejsce w szeregu, ale też swoją wartość i wierzymy, że nie musimy mieć żadnych kompleksów.

Były momenty, że płaciliście frycowe za bycie beniaminkiem? Parę punktów wam umknęło. 

Utarło się to określenie, że beniaminkowie płacą frycowe, ale na to powinno narzucić się szerszą perspektywę. Każdy zespół może głupio stracić punkty. Mistrz, wicemistrz, średniak, spadkowicz, beniaminek. Bez rozróżniania, bez szukania drugiego dna. Jeśli klasowa drużyna straci bramkę w końcówce, to nikt nie mówi, że płaci ona frycowe, tylko po prostu roztrwoniła wynik, bo zabrakło jej koncentracji w kluczowym momencie spotkania. To zwykły element futbolowej codzienności. Zdarzały nam się w tym sezonie takie sytuacje. Że już czuliśmy zdobyte punkty, już byliśmy ich blisko, ale w końcu traciliśmy gole i byliśmy na siebie wściekli. Inna sprawa, że takich meczów było niewiele, a wierzę w to, że suma szczęścia zawsze wynosi zero. Raz się przegra w końcówce, raz się wygra w końcówce. Czasami brakowało nam doświadczenia, ale to rzadko, a nawet bardzo rzadko.

Jaki wpływ na Wartę Poznań ma Makana Baku? To wyróżniający się zawodnik w waszym systemie, bo nie jest ustawowo skupiony na defensywie. 

Przeszedł do nas z chęcią odbudowania się. Strzela, asystuje, robi różnicę, ale wbrew pozorom wcale nie odstaje w defensywie. Stara się, ale wiadomo, że jesteśmy dla niego wyrozumiali, jeśli raz czy dwa spóźni się w obronie, kiedy wcześniej rozkręci nam jedną, drugą czy trzecią akcję. Nie da się aż tak perfekcyjnie łączyć jednego i drugiego. Makana Baku zapewnia nam mnóstwo jakości z przodu, więc naturalnie nie zawsze zdąży idealnie się ustawić z tyłu. Tylko naprawdę nie mówmy, że to zawodnik jednej części boiska, tylko od strzelania i nic nie daje w defensywie, bo to nieprawda. Wyróżnia się w Ekstraklasie.

Fajnie, że trafił do nas i strzela dla nas. Też dobry przykład obcokrajowca z ciekawym piłkarskim CV, który spełnia pokładane w nim nadzieje, bo przecież nie brakuje w naszej lidze takich prawdziwków, którzy mają na koncie więcej zaliczonych dużych klubów w przeszłości niż później faktycznie dobrych występów w Ekstraklasie. Transfer Makany Baku się broni. Był przemyślany. Pomagamy mu w tym, żeby robił liczby, żebyśmy dzięki temu wygrywali. Nie wpisuje się w DNA Warty, ale dodał do niego element ekstra, zazębiło się to. Nic tylko się cieszyć.

Dużo możesz nauczyć się od Łukasza Trałki w środku pola?

Trałka zagrał setki meczów w Ekstraklasie. Widział mnóstwo. Imponuje to, jak się porusza, jak się ustawia, jak podchodzi do treningów, jak do meczów, jak i co mówi. Można od niego czerpać. Mimo wieku nie odstaje od młodszych. Wykręca prawdopodobnie swój najlepszy sezon w Ekstraklasie. Występuje w zespole, który oferuje mniej z przodu niż chociażby taki Lech, a on pokazuje, że można mieć lepsze liczby niż niejeden ofensywny piłkarz Kolejorza. Tworzy świetną historię.

Reklama

A tobie nie brakuje trochę liczb? Nie wiem, czy w ogóle należy wymagać od ciebie jakichś spektakularnych zdobyczy statystycznych, bo miniony sezon, w którym strzeliłeś jedenaście bramek trochę zakrzywia obraz, ale większość trafień to jednak karne. 

Zakrzywia, zakrzywia, strzeliłem dwie czy trzy bramki z gry, resztę z karnych. Jakbym miał porównać ten ekstraklasowy sezon z poprzednimi, które w niej rozegrałem w barwach Termaliki, niewątpliwie się poprawiłem, bo mam trzy bramki, a jeszcze mogłem coś dołożyć, bo przydarzył mi się chociażby niestrzelony karny. Mam jakąś satysfakcję w tym, mimo że nie są to duże liczby, że po powrocie do Ekstraklasy jestem skuteczniejszy niż byłem wcześniej. Inna sprawa, że cyfry wykręcam w innych rubrykach. Patrzy się na gole i asysty, a mnie bardziej interesują przebiegnięte kilometry, liczba i procentowa dokładność podań, czyste konto. Ostatnio jestem też liderem ligowym w statystyce fauli…

Liderem może nie, ale jesteś w ścisłej czołówce. Przy jednej żółtej kartce.

Czysto fauluję. Śmieję się z tego. Fajnie-niefajnie, jak ktoś mówi, że najczęściej w lidze fauluje, że jestem odbierany jak rzeźnik, ale żółte kartki pokazują, że bliżej mi do aniołka. Ale tak jak mówię – mój wpływ na grę Warty widoczny jest w innych rubrykach statystycznych niż te poświęcone golom i asystom. Choć tak, bez dwóch zdań, chciałbym więcej znaczyć w ofensywie.

Dostosowałeś się do warunków Ekstraklasy? Jesteś lepszym zawodnikiem niż byłeś w Termalice?

Nie wiem. Każdy rozegrany sezon mi coś daje, w jakiś sposób mnie rozwija. Na pewno jestem mądrzejszym zawodnikiem niż trzy lata temu. Idzie to w dobrym kierunku. Ale w Termalice, kiedy walczyliśmy o utrzymanie czy kiedy robiliśmy pierwszą ósemkę, było podobnie. Mój styl gry niewiele się różnił. Może zbyt defensywny, może zbyt asekuracyjny, może zbyt bezpieczny, ale też przyczyniłem się do historycznych osiągnięć w historii Termaliki. Dopiero po trzecim sezonie spadliśmy, pojawiało się zwątpienie, ale pozostałem taki sam. Tak mi się wydaje. Tylko doświadczenie większe.

Kiedy nie udało ci się wrócić do Ekstraklasy w pierwszym pierwszoligowym sezonie po spadku z Termaliką i przechodziłeś do Warty Poznań, myślałeś, że na dłużej zostaniesz w I lidze?

Warta nie była faworytem do awansu, nie miała najwyższego budżetu w lidze, ale poczułem się w niej chciany i doceniony. Dostałem satysfakcjonujące warunki. Niczego mi nie brakowało. Wiedziałem, że nie jest kolorowo, ale czułem też, że Warta stoi u progu dużej i mądrej transformacji, że mnóstwo rzeczy zmienia się na plus, po awansie do Ekstraklasy to już szczególnie. Miałem w sobie sportową złość. Ochotę na zdziałanie czegoś większego. Udowodnienia czegoś. Fajnie, że mogłem pokazać swoją wartość na boisku. W bogatej Termalice nie udało nam się zdominować I ligi, a w biednej Warcie już tak. Z mniejszymi pieniędzmi, ze słabszymi na papierze zawodnikami, z mniejszymi możliwościami, ale udało się nam się wywalczyć awans.

Gdzie doszukiwać się wyjątkowości Warty?

Skromność Warty jednoczyła zawodników przez lata. Kiedy słyszałem od chłopaków grających tutaj od lat, historie o czasach drugoligowych i trzecioligowych, niejednokrotnie można było złapać się za głowę. Pół-żartem, pół-serio, ale takie były realia, a chłopaki dawali radę. Przetrwali to. Scaliło ich to, zbudowało team spirit, który unosi się po dziś dzień. Ale tak to bywa, że im człowiek ma trudniej, tym łatwiej wykrzesać mu z siebie niewykorzystane wcześniej pokłady siły, umiejętności, talentu, pracowitości, zaangażowania, pozytywnego cwaniactwa. Tak tworzy się charakter. Często pokazujesz najlepszą wersję samego siebie, kiedy wszyscy wokół cię skreślają. Pod tym kątem jesteśmy wyjątkowi. Nie gramy na własnym stadionie. Mamy niski budżet. Mniejsze możliwości niż reszta ligi. W wielu aspektach daleko nam do ligowej czołówki. Ale to nasz jednoczy. Jeden za drugiego wskoczy w ogień. Każdy zapieprza.

Szatnia Warty jest mocno zgrana. 

Przychodzą nowi zawodnicy – Makana Baku, Robert Ivanov, Adam Zrelak, Mario Rodriguez czy jeszcze inni – i widzą jak to się u nas kręci, łatwiej im wejść w ten zespół, wczuć się w klimat szatni i boiska. Nikt nie ma problemów z adaptacją, z odnalezieniem się, z naturalną aklimatyzacją. Jeśli komuś coś nie odpowiada, to zaraz o tym mówi i problem szybko znika. Fajna, piłkarska szatnia. Oby jak najdłużej ten klimat pozostał, bo przenosi się to na boisko i wyniki.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...