Jak co roku o tej porze – Komisja ds. Licencji podejmuje decyzje dotyczące, kto by się spodziewał, licencji. Jak co roku o tej porze – istnieje spore grono klubów, których przedpotopowe obiekty nadają się do ugoszczenia telewizji Polsat z jej przedpotopowymi kamerami, ale nie są już w stanie obsłużyć bardziej nowoczesnych sprzętów Canal+. I wreszcie jak co roku o tej porze – te kluby, takie jak Radomiak chociażby, załatwiają sobie obiekty zastępcze.
Radomiak Radom, oczywiście jeśli awansuje do Ekstraklasy, ale na razie wydaje się jednym z faworytów, będzie grał swoje mecze w Bełchatowie. Tak jak Raków Częstochowa, który akurat z Bełchatowa zdążył uciec na sam finisz sezonu 2020/21. Warta Poznań dalej będzie grała w Grodzisku Wielkopolskim, a gdyby do Ekstraklasy dopchnęła się też Odra Opole – jej mecze będą transmitowane z gościnnego Lubina.
Jak zwykle w takich sytuacjach rozpoczął się rwetes – jak to, dlaczego, przecież to niezgodne z zasadami.
To dla mnie dość ciekawa kwestia z trzech podstawowych powodów. Po pierwsze – dwie największe rewelacje sezonu, czyli Raków Częstochowa oraz Warta Poznań, łączy właśnie “bezdomność”. Zakładam, że kibice Rakowa nie zamieniliby Pucharu Polski i miejsca na podium Ekstraklasy na grę w Częstochowie od pierwszej do ostatniej kolejki. Mam wrażenie, że sympatycy z Poznania nie zamieniliby sukcesów boiskowych i wizerunkowych Warty na komfort gry przy Drodze Dębińskiej. I nie sądzę, by kibicom Radomiaka bardziej odpowiadała wizja gry w Radomiu w pierwszej lidze, niż w Bełchatowie w Ekstraklasie.
To banał i truizm, ale trzeba to podkreślać. Nawet kibicom przyjezdnych lepiej z Bełchatowem niż Częstochową, bo przy obecnych pracach na drodze na Jasną Górę, przedostanie się do częstochowskiego sektora gości graniczyłoby z cudem. Reszta osób na stadionie z pewnością akceptuje i aprobuje decyzje Komisji ds. Licencji – bo liczy się dla nich, by grać jak najwyżej, o jak najlepsze wyniki, a nie w lidze niższej, za to na własnym obiekcie. Pomijam już zupełnie kwestie pandemiczne – jako optymista zakładam, że jednak kolejny sezon odbędzie się już z kibicami.
Druga sprawa – czy na pewno ten Bełchatów jest gorszy niż np. Częstochowa? Ustaliliśmy już – nie chodzi o komfort ludzi na stadionie, chodzi o komfort telewidza. Rozumiem, że tramwaj przejeżdżający przed nosem Marka Papszuna to widok, dla którego ogląda się Ekstraklasę, ale czy na pewno powrót do rodzinnego miasta Rakowa sprawił aż taką różnicę w jakości odbioru relacji telewizyjnej? No nie, tak naprawdę, gdyby ktoś zapytał mnie o ocenę: już lepiej się to oglądało z Bełchatowa, który ma komplet trybun, a i ogólnie jest dysponuje dość estetycznym obiektem. Jedna z trzech najlepszych polskich drużyn staje więc przed dylematem:
- grać u siebie i wysłuchiwać narzekań, że tramwaj wchodzi w kadr
- grać w Bełchatowie i wysłuchiwać narzekań, że powinno grać się wyłącznie u siebie, choćby tramwaj wchodził w kadr
Jest oczywiście też trzecia opcja, nie wpuszczać tego typu klubów do ligi, ale jeśli ktoś chciałby wykluczyć z Ekstraklasy Cebulę, Lopeza, Tijanicia, Papszuna czy Świerczewskiego, bo mu przeszkadza tramwaj w kadrze, to mam wątpliwości, czy wciąż mówimy o sympatyku futbolu, czy jednak miłośniku dobrej architektury stadionowej. Raków to jest właściwie przykład kończący dyskusję – tyle było narzekań na Bełchatów, aż Raków zgodnie z życzeniem wszystkich zagrał w Częstochowie i dopiero wtedy telewidzowie zrozumieli sens powiedzonka “uważaj o czym marzysz”.
Trzecia fascynująca kwestia to kwestia “prestiżu ligi”. Liga, gdy Raków grał w Bełchatowie, była skrajnie nieprestiżowa, ale gdy tylko pierwszy tramwaj zagościł w transmisji na Canal+ Sport, prestiż wręcz wychlusnął mi z ekranu mocząc wszystkie meble. Tu zresztą pojawia się też sprawa “zasad”. Po co wpisywać coś do podręcznika licencyjnego, jeśli potem tego nie dotrzymujemy. Ale tu trzeba zadać pytanie – czy większą szkodą dla futbolu jest naginanie reguł dotyczących obiektów, czy jednak pewnych finansowych ustaleń, notorycznie omijanych w mniej lub bardziej zręczny sposób? Co ma bezpośredni wpływ na poziom ligi, liczba krzesełek pod dachem i luksów w lampie nad stadionem, czy np. rzetelne wywiązywanie się z zawieranych umów transferowych?
Moim zdaniem powinniśmy się wszyscy umówić, że to już ostatni sezon, gdy w ogóle robimy z tego temat. Dwie rewelacje sezonu, przypominam, Warta i Raków. Tych historii w ogóle mogłoby nie być przy restrykcyjnych warunkach infrastrukturalnych. Co z tego, że mają na siebie pomysł, że piszą romantyczną opowieść, chwytającą za serca nawet postronnych kibiców. Co z tego, że są wypłacalne i mądrze zarządzane.
Według gorliwych zwolenników ostrej selekcji przy awansie do Ekstraklasy, jedni i drudzy albo powinni nagle wyczarować luksusowy stadion, albo zgnić w I lidze. Stałe miejsce w Ekstraklasie tego typu miałoby z kolei Podbeskidzie, z bardzo ładnym obiektem w Bielsku-Białej. Musimy iść dalej według tej logiki, musimy uznać, że lepszym pomysłem dla polskiej piłki jest Dmytro Baszłaj, ale otoczony pięknymi trybunami, niż Kamil Piątkowski na tle zdobyczy technologicznej inżynierów z firmy PESA.
Że opakowanie jest ważniejsze od produktu.
Być może dlatego nasza liga wygląda, tak jak wygląda? Pięknych opakowań mamy w Polsce już nie kilkanaście, ale kilkadziesiąt. Pięknych produktów nadal maksymalnie kilka. Gdyby proporcje były odwrotne, nikt nie dyskutowałby o tramwajach w Częstochowie. Nie byłoby czasu oderwać wzroku od boiska.