Wojtek Kowalczyk ma teorię, według której nikt nie chce czwartego miejsca, bo co to za radość nie dostać medalu, ale za to dostać w Kazachstanie czy na innej Słowacji. Oczywiście trzeba na to zdanie spojrzeć pod kątem hiperboli, natomiast ostatnie kolejki potwierdzają przynajmniej słabość drużyn walczących o lokatę tuż za podium. Piast przestał wygrywać, Lechia wyłapała wysoko od Lecha, wcześniej szczęśliwie zremisowała z gliwiczanami, Śląsk nie potrafi przyspieszyć, Warta zawaliła starcie z Rakowem. Pomyśleliśmy – to co, może jednak Zagłębie, na fali sensacyjnych trzech zwycięstw z rzędu? Jednak też nie. Dzisiaj lubinianie w dość głupi sposób podzielili się punktami ze wspomnianym Piastem.
Dziwny to był mecz, przyznajmy. Z jednej strony całkiem niezły, nie nudziliśmy się jakoś skrajnie, z drugiej – rozgrywany w przeciętnym tempie. Ponadto, gdy wydawało się, że jedna drużyna zaznacza swoją przewagę, to strzelała akurat druga. Mało się tu zgadzało pod względem logiki, ale jak mawiają tęgie głowy – to jest futbol, to jest sport.
ZAGŁĘBIE – PIAST. GOŚCIE ZACZĘLI LEPIEJ
No, ale spójrzcie na sam początek tego spotkania. Piast siadł na Zagłębie, jakby wściekły, że mógł się pokusić o cztery punkty z Legią i Lechią, ale zrobił tylko jedno oczko. Gliwiczanie byli lepsi i dochodzili do konkretnych sytuacji. Jeszcze w sytuacji sam na sam w bramkę nie trafił Alves, jeszcze Czerwiński po główce uderzył prosto w Hładuna, ale w końcu musiało wpaść i wpadło. Świerczok zaatakował z rogu pola karnego, Crnomarković zastosował pressing oldboya i po prostu puścił napastnika przed sobą. Brakowało tylko czerwonego dywanu. Natomiast Świerczok na to faux pas nie zwrócił już uwagi, tylko sieknął rogalika, który wpadł przy słupku Hładuna.
Zagłębie stało jak zaczarowane w tamtym momencie, ale i przez całe pierwsze pół godziny. Nie potrafiło doskoczyć do rywala, nie potrafiło wykreować sobie sytuacji. Już przy 1:0 musiał ratować Miedziowych bramkarz, kiedy odbił uderzenie idące pod poprzeczkę. Można było obstawiać – no, Piast zaraz strzeli drugą, potem może trzecią i będzie po emocjach.
Ale wtedy nadeszły trzy minuty, który wstrząsnęły Piastem.
BASZKIROW WZIĄŁ MECZ W SWOJE RĘCE
Najpierw Balić wrzucił w pole karne, tam Czerwińskiego uprzedził Baszkirow i wpakował piłkę głową do siatki. Niedługo później ten sam Baszkirow przytomnie wycofał piłkę do Kruka, a ten idealnym strzałem – tuż przy słupku – pokonał Placha. Piast się tego kompletnie nie spodziewał. Ekipa Fornalika na pewno czuła, że ma rywala pod butem i on nie może pierdnąć bez pozwolenia, więc te dwa ciosy kompletnie ją zamroczyły. Gliwiczanie długo nie mieli pomysłu na to, jak odpowiedzieć.
Nie radzili sobie choćby ze wspomnianym Baszkirowem, bo trzeba podkreślić – dzisiejszy występ Rosjanina, to nie tylko gol i asysta. To też mrówcza praca w środku pola, sporo odbiorów, ważnych przechwytów. Gdyby nie on, gliwiczanie mieliby dużo łatwiej, by się przedzierać w okolice pola karnego, ale gdy Baszkirow napędzony konkretami wskoczył na taki poziom, postawił wysoki mur.
No i Piast po przerwie był bardzo słaby. Fornalik starał się reagować zmianami, wpuścił Pyrkę, Żyrę czy Vidę, ale długo nie przynosiło to żadnych efektów. Goście po prostu nie mieli pomysłu, jak ugryźć dobrze ustawiające się Zagłębie. Celne strzały, groźne kombinacje, pożary w polu karnym Miedziowych – zapomnijcie. Zresztą to Zagłębie powinno wyjść na 3:1, natomiast Drazić z siedmiu metrów przekopał do Wrocławia.
Ale też właśnie wtedy logika tego meczu obudziła się po raz kolejny. Lipski zgrał do Żyry, Żyro wrzucił do Świerczoka, a ten głową z bliskiej odległości nie dał szans Hładunowi. Zaspali Wójcicki z Crnomarkoviciem, co nie jest wielkim zaskoczeniem – Serb kolejny raz pokazał, że jego wypożyczenie do Zagłębia jest kompletnym nieporozumieniem.
Skończyło się więc na podziale punktów, który nic w tabeli nie zmienia. Jeśli Lechia przegra z Legią, a to jest bardzo prawdopodobne, ósmą i czwartą drużynę będą dzieliły ledwie trzy oczka. Czyli co – nikt nie chce do Europy, czy wszyscy tak mocno wierzą w Arkę i sądzą, że to czwarte miejsca żadnych pucharów w ogóle nie da? Jest jeszcze inna opcja: nie mamy czterech drużyn, które potrafiłyby grać równo. I to jest najbardziej realistyczny scenariusz.
Fot. FotoPyk