To nawet nie jest trzeci kolejny mecz bez straty gola, ale trzeci kolejny, w którym Portowcy nie dali rywalowi w ogóle uprawiać piłki nożnej. Wisła Płock nie oddała celnego strzału na bramkę Stipicy, Podbeskidzie pierwsza groźną akcję stworzyło w doliczonym czasie gry przy 0:2. Dziś Górnikowi można przez 90 minut policzyć może strzał Ściślaka i to by było na tyle. Stylem bez fajerwerków, ale konsekwentnym, skutecznym, Pogoń pojawiła się trzy punkty za plecami Legii.
GÓRNIK CHCIAŁ COŚ GRAĆ, ALE NIE WYSZŁO
Górnik wszedł w ten mecz tak, jakby to był Górnik z pierwszych kolejek tego sezonu. Tak, ten Górnik, po którym dawno nie ma śladu, jest tylko mgliste wspomnienie, prawie jak po finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchesterem City. No i niestety pierwsza połowa pokazała dlaczego:
- – Bo Górnik przeważał, wyglądał nieźle, zakładał wysoki pressing całkiem sprawnie, sporo wymieniał podań na połowie Pogoni
- – Przełożyło się to na szalone dwa strzały z dystansu, jeden Nowaka, drugi Prochazki
- – Z czego tylko strzału Nowaka nie wstyd puścić na powtórkach
- – Ten okres przewagi Górnik ostatecznie udokumentował stratą bramki
- – W dodatku wywołanym stratą na własne życzenie.
Na własne życzenie, bo sami zobaczcie. Paluszek zagrywa do Ściślaka. To Ściślak nie opanował piłki, stracił, popełnił błąd, po którym poszedł z piłką Kucharczyk i stało się. Ale jaki był sens tego zagrania Paluszka? Ściślak był naciskany przez dwóch. Gdyby przechwycił, i tak musiałby odgrywać piłkę w tył.
Pierwszy gol Rafała Kurzawy w barwach @PogonSzczecin – i to od razu na wagę wygranej z jego byłą ekipą, @GornikZabrzeSSA!#POGGÓR 1:0 pic.twitter.com/gp0ucv7mOb
— PKO BP Ekstraklasa 😷 (@_Ekstraklasa_) April 20, 2021
A tak Kuchy poszedł skrzydłem, dograł do Kurzawy i padła bramka. Kurzawa uderzył z pierwszej piłki, mocno, celnie – widać, że techniki nie zapomniał. Były zawodnik zabrzan nie świętował gola. Powinien natomiast świętować Prochazka, bo w tej akcji koncertowo krył Kurzawę na radar.
TYPOWY KUCHARCZYK
Zatrzymajmy się na chwilę przy Kuchym, bo to była dla niego symboliczna połówka.
- – Zaczął od zmarnowania stuprocentowej sytuacji po wrzutce Kurzawy
- – Potem zaliczył asystę przy golu Kurzawy, jeszcze asystę z przytomnym przechwytem
- – Wywrócił się przy próbie dośrodkowania, zagrywając za linię i na wysokość trzeciego piętra
- – Miał sam na sam po kapitalnym dograniu Kurzawy, ale zatrzymał go Chudy.
A przecież z drugiej połowy można mu doliczyć jeszcze sytuację, w której nagle, przy wysokim pressingu, podjął decyzje o wślizgu. I udało się, w ten sposób zdobył piłkę w zasadzie na wysokości pola karnego Górnika. Dograł do Smolińskiego, ale ten przepuścił piłkę pod butem.
Bywa z Kuchym różnie, ale nudzić się nie można.
WIELKIE NIC GÓRNIKA W OFENSYWE
Po golu Górnik wyraźnie się podłamał, tylko Nowak szarpał – jego świetną akcję mógł skończyć Ściślak, ale cóż, nie skończył i tyle. To nie była sytuacja z gatunku: Stal Mielec, Matras na drugim metrze. Ot, ta z gatunku bardzo dobrych. Mogło wpaść, nie wpadło.
Problem zabrzan polegał na tym, że ta sytuacja Ściślaka była w zasadzie ostatnim realnym zagrożeniem na bramkę Stipicy. W drugiej połowie – nic, nic i jeszcze długo nic. Nie można traktować jako zagrożenia serio strzału Nowaka zza szesnastki, choć to był bodaj i tak jedyny celny strzał zabrzan, więc wyzłośliwiać się nie można.
Oblicze żenady ofensywy Górnika to na pewno Boakye. Gość miał dać impuls ofensywie Gónika, gość miał dać klasę godną boisk z lepszego piłkarskiego świata. A tymczasem jest klasycznie, ale z gatunku: machanie łapami, snucie się po boisku, kipiąca frustracja. Podobało nam się dzisiaj, jak Boakye się przewrócił i tylko śledził sędziego wzrokiem. Pogoń gra sobie akcję, jeszcze tuż obok Boakye, a ten patrzy na sędziego, jakby chciał wzrokiem wymusić reakcję. Spoiler:
Nie wymusił.
Pogoń też nie grała nic wielkiego, rzecz w tym, że nie musiała. Ta połowa wielkiej chluby im nie przynosi, jest raczej ciekawostkowa: ot, symulka Kowalczyka w polu karnym, za którą dostał żółtą kartkę. Rzut wolny Kurzawy, który został tak rozegrany, że aż lagę posyłał Stipica. Jakieś wrzutki, jakieś coś tam – generalnie, do przemilczenia. Ale Pogoń miała wynik i go dowiozła, na tym etapie sezonu nie liczyło się nic innego.
CO DALEJ Z POGONIĄ?
Trzecie zwycięstwo z kolei Portowców, trzecie w kontrolowanym stylu, w którym Pogoń prawie całkowicie wyłączyła atuty ofensywne rywala. To musi robić wrażenie, to jest konsekwencja i powtarzalność. A jak jeszcze doliczymy fakt, że po Kurzawie widać ewidentnie, że potrzebuje tylko trochę czasu, by znowu być ligowym kozakiem – Pogoń to naprawdę przemyślany zespół.
Górnik? No cóż, po prostu na ten moment takim nie jest. Patrząc po reakcjach takiego Jimeneza czy Janży, zawodników mających coś do powiedzenia w szatni – oni tam wszyscy są wkurzeni, że ta gra wygląda tak, jak wygląda. Ale co z tego, skoro potem wychodzą na boisko i znowu jest tak, jak było.
Fot. FotoPyK