Ciekawą, chociaż niezbyt sensacyjną wieść przynosi dziś “Przegląd Sportowy”, wedle którego informacji kandydatem do zastąpienia Sebastiana Mili w Śląsku jest Michał Janota. „Niezbyt sensacyjną” piszemy co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – w czerwcu kończy mu się kontrakt w Kielcach i niewykluczone, że Korona, nie będąc zachwyconą z poziomu jaki prezentuje, nie zaoferuje jego przedłużenia. Po drugie – bo choć Janota do tej pory grywał przeciętnie, a w tym sezonie to wręcz bardzo słabo, przywykliśmy, że w mediach i tak jest nieustannie pompowany, jako ktoś o niebywałych wręcz umiejętnościach.
Jest to nawet jakiś ewenement. W Polsce bardzo łatwo przypiąć piłkarzowi łatkę nieudacznika, jak raz i drugi okaże się pierdołą, jako pierdoła będzie się kojarzył nieustannie. Tymczasem z Janotą, nie wiedzieć czemu, jest dokładnie na odwrót. Utarło się, że wielki z niego technik, umiejętności absolutnie nieprzeciętne – chociaż powtarzają to głównie ci, którzy słabo oglądają ligę.
Kiedyś ciekawą rzecz powiedział o nim Łukasz Trałka. – Technika użytkowa – super. Przyjęcie, prowadzenie piłki. Ale z jakiegoś powodu na boisku nigdy nie miałem z nim problemu…
Ten sam Przegląd Sportowy, a nawet ten sam autor co dzisiaj, nie tak dawno pisał:
“Jeżeli chcesz popatrzeć w naszej lidze na polskiego piłkarza, przy którym piłka nie wygląda jak ciężka kula u nogi, spójrz na Michała Janotę. Jeżeli chcesz zobaczyć zawodnika, wyglądającego na boisku zwykle tak, jakby rozgrywał swój osobny mecz, rzuć okiem na tego samego człowieka”.
Teraz znowu:
„To jeden z najlepiej wyszkolonych technicznie piłkarzy w polskiej lidze, a jego głównym atutem jest świetne posługiwanie się lewą nogą. Pod tym względem, a także pozycją na boisku przypomina właśnie Milę. Nie zawsze jednak ma miejsce w podstawowym składzie Korony”.
No właśnie, czyli coś tu jednak nie gra? Niestety, pomocnikowi Korony, stricte ofensywnemu, gdyby ktoś miał wątpliwości, z tego posługiwania lewą nogą wychodzi w tym sezonie tyle, że w 15 meczach nie strzelił ani jednego gola i nie zanotował żadnej asysty. Słownie: zero.
W PS czytamy, że Janota wpisuje się w nową filozofię budowania Śląska, bo pochodzi z południowo – zachodniej Polski. Urodził się w Gubinie (230 kilometrów od Wrocławia), kopał piłkę w Zielonej Górze (160 km), a więc rzekomo jest człowiekiem z regionu. To trochę tak jakby Wiśle Kraków zależało na zatrudnianiu chłopaków z Przemyśla. Albo lepiej – jakby we Wrocławiu chętnie przygarniali rodowitych łodzian, szczycąc się, że biorą swoich – ta sama odległość, jedna droga.
Teoria jest więc wybitnie karkołomna, choć już mniejsza o to, jak absurdalnie umotywujemy ten ewentualny transfer. Największa kwestia to piłkarski poziom Janoty, który nijak do awansu sportowego nie przystaje. A transfer z Korony do Śląska to – jak rozumiemy – chyba jednak awans.
Non stop słychać, że powinien zmienić klub. Śmiało, może i powinien, ale na lepszy to raczej wtedy, gdy na to zapracuje dobrą grą, golami, asystami. Na razie nie bądźmy śmieszni – gra w Koronie trzeci sezon, współpracował już z trzema różnymi trenerami, grał z różnymi piłkarzami…
Mili, który też miewał przecież w Śląsku momenty całkiem słabe – a i tak średnio asystuje częściej niż w co trzecim meczu, strzela mniej więcej w co piątym – Janota na razie może czyścić buty. Niech kiedyś się wybije, nawet tego mu życzymy, ale na razie jest tylko nachalnie pompowany na podstawie tego, co gdzieś, kiedyś się utarło.
Fot. FotoPyK