Reklama

Zagłębie? Dziadostwo. I brawo dla Lechii

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

05 kwietnia 2021, 22:47 • 3 min czytania 19 komentarzy

4:2, 3:0, 0:2, 0:4, 1:3. Popatrzcie uważnie na te wyniki. Dajmy na to, że w ostatnich kolejkach osiągał je nieokreślony zespół X z Ekstraklasy. Mamy dla was prostą zagadkę. Jaki może być to klub? Coś nam się wydaje, że nie zastanawialiście się nad odpowiedzią dłużej niż trwa mrugnięcie oka. Tak, tak, to oczywiście Zagłębie Lubin. Miedziowi już chyba na dobre wpisali w swój kod genetyczny obsesyjną nieregularność. Na dwa fajne zwycięstwa przypadają trzy niefajne porażki i to tak się na Dolnym Śląsku toczy. I chwała dla takich drużyn jak Lechia, że potrafią bezlitośnie to dziadostwo wykorzystywać. 

Zagłębie? Dziadostwo. I brawo dla Lechii

Pudło Szysza

Nie wygrasz meczu, jeśli marnujesz takie sytuacje.

Sasa Balić wystawił Patrykowi Szyszowi setkę. Kuciak robił, co mógł, ale nie miał prawa skutecznie interweniować. Szysz musiał tylko dołożyć nogę. Trafił w poprzeczkę. Aż nam mignęła jego przepiękna przewrotka z meczu z Cracovią i zastanowiliśmy się poważnie, czy to może być ten sam zawodnik. Może obecność Samuela Mraza przeniknęła na niego jakąś negatywną aurą. Może. A może nie. I serio to już jakaś jego chroniczna przypadłość. W jednej akcji potrafi wyglądać jak grajek z potencjałem na europejskie granie, a w innej jak ostatni ligowy ogórek.

Cóż, jest po prostu – no naprawdę wcale nie wiemy, jakiego by tu słowa użyć – nieregularny. Tak jak całe Zagłębie.

Reklama

Słabiutkie Zagłębie, mocna Lechia

I nie broni go nawet trafienie z pierwszej połowy. Zresztą nie broniło się całe Zagłębie. Niemiłosiernie irytował Miroslav Stoch. Co gość oddaje strzały z nieprzygotowanych pozycji, to aż głowa mała. Może gdzieś mu się kocą flashbacki z dawnych czasów, migawki pięknych goli z przeszłości, ale nie przeniesie tego na boisko szczurowatymi uderzeniami omijającymi bramkę rywali o dobre dziesięć metrów. Oko był cholernie elektryczny. Simić podobnie. Chodyna spóźniony. Baszkirow opóźniający. Żubrowski. Tak samo. Podliński większość meczu spędził tyłem do bramki Kuciaka z Malocą albo Tobersem na plecach, a umówmy się: napastnik tak gola nie strzeli. Drazić parę razy się zamachnął, parę razy podryblował, ale nic z tego nie wyniknęło.

A Starzyński, choć mocno bił stałe fragmenty gry i padł z tego gol Szysza, przypominał siebie z większości tego sezonu. Czytaj: był cieniem samego siebie ze swoich złotych ekstraklasowych czasów.

Wykorzystała to Lechia. Lechia pełna energii i przebojowości. Defensywa działała. Makowski i Biegański, wyglądający w środku pola jak bracia, czyścili jak chcieli. Udovicić i Conrado napędzali się skrzydełkiem. Paixao i Zwoliński sprawiali ciągłe zagrożenie. Drużynie Piotra Stokowca, co było bardzo przyjemne do oglądania, zwyczajnie chciało się grać. Widać to było przy każdej z trzech bramek.

  • pierwsza bramka: Zwoliński pograł sobie kombinacyjnie z Biegańskim, po czym cudownie przymierzył zza pola karnego tak, że Dominik Hładun nie miał żadnych szans na skuteczną interwencję.
  • druga bramka: Maloca i Tobers mało nie pozabijali się o to, kto głową wciśnie piłkę do bramki po dobrym dośrodkowaniu Gajosa i nieco przypadkowym przedłużeniu Paixao.
  • trzecia bramka: na dużej fantazji poleciał Kopacz, a Kubicki obsłużył ładnym dośrodkowaniem Udovicicia, który huknął – jeszcze po rykoszecie – wprost do bramki Zagłębia.

W drugiej połowie taki Zwoliński spokojnie mógł mieć hat-tricka, bo co jakiś czas elektryczna defensywa Miedziowych serwowała mu dobrą okazję do strzału w polu karnym, a już na pewno powinien mieć dublet, bo jego pudło po doskonałym podaniu Udovicicia, to wyszła szkoła snajperskiego partactwa. Tak czy inaczej, dominacja Lechii była niepodważalna, swoje szanse mieli też Paixao i Udovicić, kolejne bramki nie padły, ale Piotr Stokowiec i tak mógł być zadowolony.

Lechia znów jest jakaś. Nie jest przeciętna, nie wpisuje się w ligową szarzyznę. Aktualnie awansowała na czwarte miejsce w tabeli i znajduje się na fali, która pozwala jej marzyć o podium. A Zagłębie, staczające się coraz głębiej w ligową marność, może tylko patrzeć na to z zazdrością.

Reklama

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Kamil Warzocha
0
Casado o porównaniach do legendy Barcy: Zawsze był dla mnie punktem odniesienia

Komentarze

19 komentarzy

Loading...