Jeśli ktoś miał zamiar zepsuć sobie smak reprezentacyjnej piłki w polskim wydaniu, nie mógł wybrać lepszego meczu. Ot, stracone popołudnie. Już od dawna mówimy, że mecze towarzyskie tracą sens, ale o ile jeszcze w dorosłej kadrze jako tako trzymają poziom, o tyle na poziomie U-21 bywa z nimi zdecydowanie gorzej. Dzisiaj przegraliśmy z Austrią, ale nie wynik jest tutaj najważniejszy. Bardziej istotne kwestie to styl, tempo i pomysł na grę naszych reprezentantów. Mówiąc wprost, czasami nie dało się na to patrzeć.
Przeciętny kibic bez najmniejszych wyrzutów sumienia mógł w trakcie spotkania wyjść na spacer czy zrobić obiad. Słowem: wiele do stracenia nie było.
Już w 8. minucie ekipa trenera Stolarczyka mogła objąć prowadzenie. Wrzutka z prawej z strony, taka na wzór dorosłej reprezentacji z meczu z Andorą, zgranie piłki przez Adriana Benedyczaka i strzał Bartosza Białka. Strzał koncertowo chybiony. Napastnik Wolfsburga mógł zapytać bramkarza Austrii, który róg woli, a mimo to nawet nie trafił w bramkę. Z kolei o Austriakach nie dało się powiedzieć nic specjalnie dobrego, bo też mecz ogółem toczył się w ślimaczym tempie. Ani nasi reprezentanci nie sprawiali wrażenia, jakby bardzo im zależało na atakowaniu przeciwników, ani też gospodarze nie kwapili się do strzelania na bramkę debiutującego Jakuba Stolarczyka.
Niestety nasze braki dały się we znaki przy stałych fragmentach gry. Najpierw pasmo błędów obrońcy popełnili przy pierwszej groźnej akcji Austrii po wrzutce z rzutu wolnego, a kilka minut później to samo wydarzyło się po rzucie różnym. W obu przypadkach nie popisała się cała defensywa z debiutującym Stolarczykiem na czele. Nikt nie potrafił wybić nadchodzącej piłki. Zostaliśmy ukarani za bierność, mimo że nic wcześniej nie wskazywało na dwa tak szybkie ciosy. Ale, cóż, słabego krycia w polu karnym i nienajlepszej komunikacji wśród zawodników nie wybacza się nawet na poziomie młodzieżowym.
Nasi rywale bardzo szybko ustawili sobie mecz.
Austriacy kontrolowali przebieg spotkania do samego końca, zaś my graliśmy po prostu nijako. Akcje były rwane, trudno było chwalić ekipę byłego szkoleniowca Wisły Kraków za kulturę gry. Ba, mówimy o spotkaniu, w którym polski zespół miał problem z wymienieniem 4-5 podań bez straty piłki. To wszystko oczywiście w ustawieniu z trójką obrońców i wahadłowymi, których parę tworzyli Karbownik z Kamińskim. Patrząc na papier, ekipa trenera Stolarczyka prezentowała się naprawdę obiecująco. Tym bardziej, że w defensywie grali Walukiewicz czy Kiwior. Było z czego rzeźbić, linia pomocy z Biegańskim, Boguszem czy Żurawskim też była niczego sobie, ale na boisku tej jakości już nie widzieliśmy.
Zawodzili ci, po których spodziewamy się najwięcej. Taki Kamiński, Białek czy Karbownik – występy poniżej oczekiwań. Jasne, że to tylko mecz towarzyski, którego wynik nie ma większego znaczenia. Trzeba jednak pamiętać, że kilku z tych piłkarzy już teraz ma ambicje do wskoczenia na wyższy pułap. Drużyna młodzieżowa jako całość powinna natomiast pokazać, jaki ma pomysł na grę. Szczerze mówiąc, po dzisiejszym spotkaniu nie wiemy, jaki to pomysł. Z Arabią Saudyjską Maciej Stolarczyk zrobił sobie fajny trening w warunkach meczowych, ale gdy przyszło do starcia z poważniejszym rywalem, przed Polakami pojawiła się ściana nie do przejścia. Jedyne wnioski, jakie można wyciągnąć, będą negatywne. My po prostu nie graliśmy w piłkę.
Tak naprawdę nie da się wyróżnić żadnego polskiego piłkarza. Cała drużyna zagrała przeciętnie. Dość powiedzieć, że najlepszą akcją Polaków od okazji Białka był mocny strzał Kacpra Smolińskiego w 87. minucie, przy którym austriacki golkiper musiał się trochę napocić. Poza tym – bida z nędzą. To pierwsza porażka trenera Stolarczyka w kadrze U-21. Oczywiście mieliśmy trochę debiutów, był to mały plac testów bojowych, ale nawet to nie zmienia faktu, że wypadliśmy gorzej od Austriaków dosłownie pod każdym względem.
Austria – Polska 2:0 (2:0)
Adamu 19′ 22′
Fot. FotoPyk