Dużo w ostatnich dniach było dyskusji wokół Roberta Lewandowskiego. Większość z nich była w najlepszym razie pozbawiona smaku, ale najczęściej – pozbawiona sensu. O ile jednak wypowiedzi o tym, że napastnik zarabia za dużo, nosi za drogie zegarki, przyjmuje ordery od niewłaściwych ludzi mogły co najwyżej bawić, o tyle Wojciech Orliński każdego zdrowo myślącego człowieka zwyczajnie wkurwił. Były dziennikarz m.in. Gazety Wyborczej zarzucił bowiem na Facebooku, że Lewandowskiemu karierę… ustawił ojciec.
To sformułowanie jest tak bzdurne i niestosowne na tylu różnych poziomach, że sami nie wiemy od czego zacząć. Właściwie jedynym uzasadnieniem tak kuriozalnej opinii byłaby głęboka katolicka wiara – m.in. w to, że zmarli po cichu pomagają żyjącym wstawiennictwem “na górze”.
Ale Orlińskiemu wcale nie chodzi o wiarę, jemu chodzi o jakiś mityczny układ, w którym Lewandowski senior pociągał za odpowiednie sznurki.
Kurwa mać.
Wybaczcie wulgaryzm, ale w głowie się nie mieści, jak można stawiać tak podłe zarzuty człowiekowi, który z dnia na dzień, jako 17-latek, musiał zmierzyć się z rzeczywistością życia bez ojca. Krzysztof Lewandowski miał oczywiście ogromny wpływ na syna jako judoka i absolwent AWF-u, fachowiec w kwestiach sportu i pasjonat wielu dyscyplin. Ale nie widział nawet na żywo żadnej z setek seniorskich bramek Roberta. Zmarł jeszcze przed osiemnastką Roberta, w czasach, gdy ten marzył o szansie w profesjonalnych klubach, która zresztą bardzo długo nie nadchodziła.
Domyślamy się, że Orliński instynktownie doszukiwał się jakiegoś spisku, bo przecież ordery dostają tylko masoni i członkowie Zakonu Templariuszy, ale strzelił – świadomie lub nie – we własne kolano. Utrata ojca w wieku 17 lat, która w dodatku niemal zbiegła się z kontuzją i pierwszymi nieudanymi próbami przedostania się do świata wielkiego futbolu, to wielki dramat. Bez wątpienia pozostawił ślad, sam Robert wielokrotnie dedykował gole ojcu, podkreślał, jak wielką rolę w jego życiu odegrała ojcowska miłość, cierpliwość, wożenie na treningi, gdy czas mijał na długich rozmowach.
Ale to jest “ustawienie” kariery? Pomijając, że na drodze w tej karierze często stawały mu szklane sufity, jak choćby w Legii Warszawa, od której się dwukrotnie odbił? Jak Krzysztof Lewandowski, nieżyjący od 2006 roku, miał cokolwiek ustawiać!? Już pomijając fakt możliwości ustawienia czegokolwiek w futbolu. Najpotężniejsi próbowali promować w tej dyscyplinie swoich synów i jeśli ci ostatni nie obronili się talentem – kończyli np. w Cracovii, by daleko nie szukać.
Mamy nadzieję, że Orliński po prostu przeprosi, bo o ile mieliśmy w ostatnich dniach mnóstwo wypowiedzi głupich, to ta jest w dodatku nieprawdopodobnie przykra.
***
Zacytujmy zresztą genialny fragment z osobistego, bardzo mocnego tekstu Roberta Lewandowskiego dla Player’s Tribune.
Chciałbym myśleć, że teraz ogląda wszystkie moje mecze z tego najwyższego, najlepszego miejsca. To on położył mi piłkę u stóp i nigdy nie pozwolił zapomnieć, dlaczego w nią gram. Nie dla tytułów. Nie za pieniędzy. Nie dla chwały. Nie. Gram, bo to kocham. Dziękuję tato.
Finałowa scena filmu, wyświetlanego w mojej głowie… To był właśnie on.
Wspomnienie, zanim cokolwiek osiągnąłem. Zanim ktokolwiek spoza mojej wsi znał moje imie. Zanim wygrałem jakiekolwiek tytuły. Być może to wspomnienie nie będzie miało dla was znaczenia. Ale może będzie odwrotnie.
Jest wcześnie rano i mój tata wiezie mnie na mecz gdzieś na drugim końcu Polski. Po prostu gadamy o piłce nożnej. Albo o szkole. Albo w ogóle nie rozmawiamy. Siedzimy po prostu razem w aucie. Wyglądam przez okno, patrzę jak przesuwają się drzewa, zaczynam być podekscytowany nadchodzącym meczem. Tym co podczas meczu zrobię. Jak strzelę. Jak to wszystko będzie wyglądało. Piłka nożna. To wszystko. To całe wspomnienie. Najlepsze wspomnienie.
Fot.FotoPyK