Reklama

Adam Chrzanowski: „W Pordenone polubiłem lewą obronę i nabrałem pewności siebie”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

27 marca 2021, 13:17 • 11 min czytania 3 komentarze

Adam Chrzanowski to jeden z trzynastu Polaków, którzy w tym sezonie występują w drugiej lidze włoskiej. Z tego grona stanowił największą zagadkę. Do Pordenone odchodził po sezonie, w którym zaliczył dwa mecze ligowe dla Lechii Gdańsk i pięć dla Miedzi Legnica. Delikatnie mówiąc, nie przychodził do Serie B jako zawodnik o ustalonej renomie. Mimo to akcje 21-letniego obrońcy rosną, gra coraz więcej. Rozmawiamy o skomplikowanej sytuacji jego drużyny w ostatnich tygodniach, polubieniu roli lewego obrońcy, wzięciu się za stałe fragmenty gry, pojedynkach z Kevinem-Princem Boatengiem, nabraniu pewności siebie i różnicach między Serie B a Ekstraklasą. Zapraszamy. 

Adam Chrzanowski: „W Pordenone polubiłem lewą obronę i nabrałem pewności siebie”
Z tego, co czytam, wynika, że koronawirus daje wam się teraz we znaki?

Wszyscy, którzy byli w autokarze jadącym na mecz z Empoli, trafili na kwarantannę. Paru kolegów miało pozytywne wyniki testów, więc musieliśmy trochę czasu spędzić w domu. Ale liczę, że już od środy będziemy normalnie trenowali całym zespołem [tak też się stało, wydano pozwolenie, PM]. Ja na szczęście nie mam żadnych objawów, a kolejne testy wychodzą negatywne.

Mecz z AC Pisa wam przełożono, ale już z Empoli zagraliście w niezwykle mocno przetrzebionym składzie. Zabrakło aż trzynastu piłkarzy.

No szczęście nam tu ostatnio nie dopisuje. Mieliśmy sporo kontuzji, potem doszedł covid i w efekcie do Empoli pojechaliśmy w dwunastu plus juniorzy z Primavery. Tym bardziej warto docenić, że do 88. minuty remisowaliśmy na terenie lidera Serie B. Rozegraliśmy naprawdę dobry mecz, ale w końcówce pomyliłem bramki i niestety przegraliśmy 0:1.

Widzę, że podchodzisz do tego z dystansem. Generalnie niewiele mogłeś w tej sytuacji zrobić.

W zasadzie byłem bez szans na reakcję. Głową przebijałem piłkę za siebie i myślałem, że wyjdzie na rzut rożny, ale niestety spadła pod nogi napastnika, który mnie nastrzelił. Podwójny pech z naszej strony.

Robi się nerwowo w drużynie? Jedna wygrana w ostatnich jedenastu meczach, zajmujecie teraz ostatnie bezpieczne miejsce.

Staramy się zachować spokój. Nasza gra jest lepsza niż wyniki, kilka razy mieliśmy dużego pecha. Stwarzamy sobie sytuacje, nie wykorzystujemy ich, a na koniec przydarzają się takie historie jak ta w końcówce z Empoli. Parę takich goli z niczego już straciliśmy. Sama gra jednak nie wygląda źle. Jak to się mówi, potrzebujemy jednego meczu na przełamanie i myślę, że potem zaczniemy piąć się w górę tabeli. Na razie nie obawiamy się baraży o „spadek” i nadal bardziej patrzymy w stronę baraży o Serie A. Najlepiej po prostu skupiać się na najbliższych spotkaniach.

Reklama
Obecna sytuacja jest dużym rozczarowaniem? Pordenone w poprzednim sezonie było rewelacją rozgrywek.

Apetyty na pewno wzrosły, ale nie wydaje mi się, byśmy awans postrzegali jako cel, choć oczywiście każdy chciałby pójść za ciosem. Pordenone jako debiutant w Serie B grało naprawdę dobrze i mimo trochę słabszego finiszu wystąpiło w barażach, w których przegrało z Frosinone. Fajnie byłoby to przynajmniej powtórzyć, ale póki co musimy żyć z meczu na mecz i zacząć wygrywać.

Rozegrałeś w Serie B 11 spotkań na 29 możliwych, do tego dwa występy w Pucharze Włoch. To dużo czy mało?

Jestem zadowolony. Na początku w lidze praktycznie w ogóle nie grałem, szansę dostawałem tylko w pucharze. Jak już wystąpiłem w jednym czy drugim meczu, praktycznie zawsze odpłacałem się za zaufanie trenera. Wiedział, że w razie czego może na mnie liczyć. W grudniu, gdy Nicola Falasco musiał pauzować, wystąpiłem od początku w trzech kolejnych meczach i moje akcje trochę wzrosły. Ostatnio grałem już cały czas i myślę, że będę łapał kolejne minuty.

No właśnie, zaliczyłeś teraz sześć występów z rzędu. Twoja forma poszła do góry czy chodzi też o te problemy kadrowe?

Jedno łączy się z drugim. W lutym z Regginą Falasco doznał kontuzji, wszedłem na początku drugiej połowy. Złapałem dobrą dyspozycję i utrzymałem miejsce w składzie. Z Empoli i Falasco, i ja zmieściliśmy się w jedenastce. Chcę dalej ciężko pracować i liczę, że nadal będę pierwszym wyborem na lewej obronie.

Czyli nie było meczu, po którym czułeś, że zawaliłeś, że miałeś do siebie większe pretensje?

Jeden był. Kompletnie nie wyszło mi spotkanie z AC Pisa, zostałem zmieniony już w 53. minucie. Wtedy byłem mocno niezadowolony ze swojej gry. Oprócz tego wyglądało to dobrze. Nauczyłem się roli lewego obrońcy. Przychodziłem tutaj bardziej jako stoper, głównie na tej pozycji występowałem przez ostatnie cztery lata. Tutaj niemal od razu po rozmowie z trenerem zostało z góry ustalone, że będę brany pod uwagę przede wszystkim na lewej stronie, bo w środku jest za duża konkurencja. Musiałem załapać te wszystkie włoskie nowinki taktyczne odnośnie poruszania się w określonych strefach i chyba się udało. Pomogły treningi typowo defensywne, których tutaj nie brakuje.

Musiałeś się nieźle zdziwić, słysząc o planach trenera względem ciebie. W maju tamtego roku mówiłeś nam, że odszedłeś z Lechii m.in. dlatego, że Piotr Stokowiec szukał dla ciebie miejsca na lewej obronie, a ty czujesz się stoperem.

No niezły paradoks. Z Empoli dla odmiany zagrałem jeszcze na lewym wahadle. Wszystko sprowadza się do tego, że w Lechii nie czułem takiej pewności, jaką czuję teraz. Kiedy pojawiała się szansa, żebym wszedł w drugiej połowie albo wskoczył do składu za wypadającego kolegę, to trener i tak wolał przesunąć na tę pozycję kogoś innego. To miało wpływ na moje samopoczucie i potem dyspozycję na boisku. Każdy zawodnik wie, że trudno wejść raz na miesiąc czy dwa i sprostać zadaniu. Jak już pojawiałem się na lewej obronie, nie czułem się pewnie. W Pordenone zaczyna mi się na niej podobać. Mogę się wykazać również w ofensywie.

Reklama
W ofensywie konkretów na koncie jeszcze nie masz.

Niestety nie mam. Były ze dwa dośrodkowania, które koledzy mogli sfinalizować. Mam nadzieję, że liczby jeszcze przyjdą i dogram jakąś bramkę.

Na początku buntowałeś się w duchu, że Attilio Tesser uważa cię za lewego obrońcę?

Bardziej byłem zaskoczony. Nie przypuszczałem, że właśnie na tej pozycji będę rozpatrywany, zwłaszcza że nie miałem na niej większego doświadczenia. Ale nie kręciłem nosem, tylko chciałem jak najszybciej załapać wszystkie niuanse taktyczne. Nie było czasu na buntowanie się, musiałem pokazać, na co mnie stać. Miałem coś do udowodnienia i dalej muszę udowadniać. Nie odchodziłem z Polski jako piłkarz grający wszystko od deski do deski, o ustalonej renomie.

No w tym kontekście niewiele musiałeś, dużo mogłeś. Wiosną na wypożyczeniu w pierwszoligowej Miedzi Legnica też za dużo nie pograłeś.

W Miedzi najmocniej przeszkodził koronawirus. Na początku wiosny grałem wszystko, potem było różnie. Moja umowa od razu obowiązywała jedynie do końca rundy, bo już wcześniej byłem zakontraktowany przez Pordenone, co pewnie też miało wpływ na to, że z czasem występowałem mniej. Aczkolwiek sześć meczów mimo to zaliczyłem, w Lechii raczej bym tyle nie zagrał. I tak wyszło na plus.

Po odmrożeniu ligi pierwsze trzy spotkania jeszcze rozegrałeś. Dopiero potem wypadłeś z obiegu.

Tak, te ostatnie kolejki spędziłem już na ławce.

Czułeś, że przegrałeś walkę o skład czy decydowały względy kontraktowe?

Ja na pewno czułem, że powinienem być podstawowym obrońcą. Moim zdaniem bardzo dobrze się prezentowałem. Nie chcę jednak oceniać decyzji trenerów, jestem od tego, żeby robić swoje na boisku.

Sebastian Musiolik mówił nam, że sędziowie we Włoszech pozwalają na więcej w obie strony. Potwierdzisz?

Potwierdzę. Seba po niektórych meczach był tak poobijany, że w Polsce obrońcy wylatywaliby po bezpośrednich czerwonych lub dwóch żółtych, a tu nic. To też kwestia tego, że w drugiej lidze włoskiej nadal nie ma VAR-u, więc czasem idą takie łokcie, że aż głupio stać z boku i się temu przyglądać. Widziałem, jak rywal podchodził do Seby i po prostu kopał go po nogach, a sędziowie nie reagowali. Jak za rok czy dwa powtórki wideo będą też w Serie B, to gra zacznie wyglądać zupełnie inaczej.

Idąc do Pordenone mówiłeś, że zaplecze Serie A to poziom Ekstraklasy. Podtrzymujesz tę opinię?

Zespoły tutaj są dużo bardziej poukładane taktycznie. Znacznie trudniej strzelić gola. Każdy potrafi dobrze bronić i wypełniać zadania taktyczne, jest przygotowany pod przeciwnika. Wiadomo, jak z tym bywa w Ekstraklasie, a z obiegu nie wypadłem, nadal oglądam wiele jej meczów. To największa różnica. W kwestii czysto piłkarskiej sądzę, że jednak nieco wyżej jest nasza liga, co nie znaczy, że w Serie B nie ma bardzo jakościowych zawodników. Niedawno mierzyliśmy się z Monzą, a tam Mario Balotelli, Kevin-Prince Boateng czy Christian Gytkjaer.

Który najbardziej dał się we znaki?

Boateng, grał na mojej stronie. Chwilami trudno było za nim nadążyć. Może nie myślał dwa razy szybciej, ale piłkarsko był bardzo, bardzo dobry. To jak na razie mój najcięższy pojedynek w Pordenone.

W Serie B gra obecnie trzynastu Polaków, chyba powstała nowa moda. Odczuwacie to jakoś na co dzień?

Właściciel klubu zawsze mówi mnie i Sebastianowi, że mamy być bardziej pobudzeni i agresywni podczas meczów. Śmieje się, że tak spokojnych Polaków jeszcze nie spotkał. Na pewno Włosi nas cenią. Mamy wielu zawodników o dobrych umiejętnościach i dobrej mentalności, którzy sprawdzają się w Serie A, więc kluby z drugiej ligi też zerkają na nasz rynek. Praktycznie w co drugim meczu gramy przeciwko rodakom. Fajnie, że przy okazji można się spotkać i chwilę pogadać.

Szedłeś do Pordenone mając za sobą roczny pobyt w Primaverze Fiorentiny, więc teoretycznie temat aklimatyzacji powinien być bezproblemowy. Tak było?

Tak, nic mnie nie zaskoczyło. Byłem już przyzwyczajony do „punktualności” Włochów, nie było też bariery językowej. Zostałem bardzo fajnie przyjęty przez chłopaków w drużynie. Ze wszystkimi złapałem dobry kontakt. Wszyscy są pomocni, pomagali mi na przykład w temacie mieszkania. Znacznie trudniej miał Sebastian, który na początku zupełnie nie znał włoskiego. Sam może potwierdzić, jaki to był na początku problem, bo tu mało kto mówi po angielsku. U mnie to zmartwienie odpadało.

Czyli to bardziej Sebastian korzysta na twojej obecności w zespole niż ty na jego?

Po prostu miałem ułatwiony start, więc siłą rzeczy mu pomagałem, tłumaczyłem wszystkie rzeczy. Teraz nie muszę już tego robić tak często, Sebastian coraz więcej rozumie. No i wiadomo, super jest mieć rodaka w szatni, spędzamy ze sobą najwięcej czasu. Czasami zwyczajnie fajnie pogadać na bardziej złożone tematy, bo po włosku, okej, dogadam się bez problemu, ale nieraz jeszcze brakuje słówek przy dłuższych rozmowach.

Jak Pordenone jako klub wypada na tle tego, co miałeś w Lechii i Fiorentinie?

Warunki są bardzo dobre. Pierwszy zespół ma dwa boiska z naturalną nawierzchnią i jedno z nawierzchnią hybrydową. Mamy też dużą siłownię. Trudno na coś narzekać, pozostaje sumiennie pracować. W porównaniu z Lechią, Pordenone ma większą siłownię, ale generalnie zaplecze w obu klubach jest podobne, nie odczuwam różnicy w jedną bądź drugą stronę. Jeśli chodzi o Fiorentinę, doskwierało mi to, że graliśmy tam głównie na sztucznych murawach. W CLJ lub drugiej drużynie Lechii mieliśmy naturalne murawy. Naprawdę nie mamy się czego wstydzić w Polsce. Są piękne stadiony, bazy też coraz lepsze, idziemy do przodu.

Masz 21 lat, byłbyś jeszcze młodzieżowcem w Ekstraklasie, a nie jesteś powołany do żadnej młodzieżówki. Rozczarowany?

Nie, staram się o tym nie myśleć. Ostatnie powołanie otrzymałem jeszcze przed mundialem do kadry U-20. Na finały nie zostałem wtedy powołany i to mnie zabolało, teraz podchodzę do tego ze spokojem. Skupiam się na grze w klubie.

Odczuwasz potrzebę piłkarskiej stabilizacji? Jako 21-latek masz już na koncie seniorskie występy w pięciu klubach i roczny pobyt we Florencji.

Mam nadzieję, że w Pordenone pogram trochę dłużej i zapuszczę korzenie. Zmiany i ciągłe przeprowadzki praktycznie co pół roku też mi nie pomagały, nie byłem z nich zadowolony. Takie jednak zapadały decyzje, a ja chciałem grać zamiast siedzieć na trybunach i tak to się układało. Każdy mój ruch wynikał z chęci grania w piłkę. Lepiej występować w I lidze niż tylko trenować w Ekstraklasie.

Był moment, w którym myślałeś, że okrzepniesz z Lechią w Ekstraklasie? Wiosną 2018 grałeś całkiem sporo.

No właśnie wtedy tak myślałem. W pierwszych siedmiu meczach tamtej rundy zagrałem sześć razy, zawsze po 90 minut. Potem jednak sztab zdecydował, że potrzebuję trochę odpoczynku po powrocie ze zgrupowania młodzieżówki, a że chłopaki beze mnie poprawili wyniki, moje akcje spadły. I praktycznie przez następne dwa lata odpoczywałem w Lechii (śmiech). Sądziłem, że uzbieram w jej barwach znacznie więcej spotkań, ale i tak bardzo dobrze ten okres wspominam. Wiele się nauczyłem, dojrzałem także jako człowiek.

Czyli nie byłeś ofiarą porażki 0:3 z Lechem Poznań, tylko późniejszego wyjazdu na kadrę U-20?

Tak. Akurat rozegrałem wtedy jeden z najgorszych meczów w życiu. Przegraliśmy 3:4 z Włochami, byłem zamieszany praktycznie we wszystkie gole. Mogło mieć to wpływ na kolejne tygodnie. No i pamiętajmy, że sytuacja Lechii w tamtym sezonie była bardzo trudna, broniliśmy się przed spadkiem. Trenerzy woleli postawić na doświadczonych zawodników, a czas pokazał, że Michał Nalepa i Błażej Augustyn wskoczyli na wysoki poziom. Przy jednoczesnej poprawie wyników tym bardziej nie miałem większych szans, bez powodu składu w takiej sytuacji się nie zmienia.

Kto wie, czy Pordenone cię wówczas nie obserwowało.

Z tego, co wiem, polegali przede wszystkim na tym, co prezentowałem we Florencji oraz opiniach wystawionych przez tamtejszego dyrektora sportowego i mojego trenera z Primavery.

Jakie masz cele krótkoterminowe na ten sezon?

Utrzymanie miejsca w składzie i jakieś asysty, których mi na dziś brakuje.

No i utrzymania drużyny.

Oczywiście.

Mówisz ciągle o asystach, a co z golami?

Również bym nie pogardził, ale ostatnio dość często dośrodkowuję ze stałych fragmentów gry, więc bardziej mi zależy na asystach. Co nie znaczy, że ewentualny gol mnie zmartwi (śmiech).

Nie kojarzę, żebyś wcześniej brał się za stałe fragmenty.

Bo się nie brałem. Dopiero tutaj parę razy podszedłem do nich na treningach i wychodziło to naprawdę dobrze. Mam nieźle ułożoną lewą nogę, spróbowałem raz w Pucharze Włoch i teraz w meczach jestem drugi do stałych fragmentów.

Zatem wszystko w głowie Sebastiana Musiolika.

Dokładnie, muszę w końcu w niego trafić!

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...