– Kibice w Poznaniu są załamani. 12 tysięcy widzów, którzy przychodzą teraz na mecze przy Bułgarskiej to żenująco mało. Fani Kolejorza na forach zarzucają drużynie brak mężnej postawy na boisku, twierdzą, iż jest to zespół o szklanej psychice. Tak było za Rumaka, tak jest teraz. Przez ostatnie lata w Poznaniu budowano zespół w oparciu o selekcję zawodników pod względem ich umiejętności. Sprowadzano graczy nieźle wyszkolonych, ale nie zwracano uwagi na charakter, odporność na stres i presję. Zarzuty dotyczą także minimalizmu władz klubu, które zadowala sam awans do europejskich pucharów – czytamy dziś w Gazecie Wyborczej o problemach Lecha Poznań. Zapraszamy na wtorkowy przegląd prasy.
FAKT
Zaczynamy standardowo od Faktu. „Jeż z Zacharą świetną parą” – pisze gazeta o wczorajszym meczu Górnika, dając dość znajomy tytuł („Dobrana para – Jeż i Zachara”, wczoraj na 90minut.pl). Ale relacji ze spotkania i tekstu o możliwym odpoczynku Lewandowskiego z Manchesterem City cytować nie zamierzamy.
Przeczytajmy więc o Górniku – zabrzanie znów winni są pieniądze. Tym razem byłemu klubowi Milika.
Drugoligowy Rozwój Katowice stracił cierpliwość, czekając bez skutku na pieniądze z transferu Arkadiusza Milika (20 l.). Sprawa trafiła do kancelarii prawniczej, a stamtąd do Komisji Licencyjnej. Napastnik reprezentacji Polski i Ajaksu ma dziś szansę na występ w meczu Ligi Mistrzów z PSG. Tymczasem jego były klub wciąż walczy o należną mu od Górnika kasę za transfer piłkarza do Bayeru Leverkusen w grudniu 2012 roku. Na mocy umowy Rozwoju z Górnikiem klub z Katowic miał otrzymać 20 proc. z kwoty przyszłego transferu. Chodziło o 2 miliony złotych. Rozwój doczekał się tylko części powyższej sumy. Sprawa miała być zakończona wiosną, ale tak się nie stało. (…) – Górnik ma czas do końca roku czy raczej do stycznia, bo wtedy mija termin składania wniosków licencyjnych na uregulowanie zobowiązań. My już nie patrzymy na wszystko tak, żeby krzywdy Górnikowi nie zrobić, ale chodzi o nas. Zabrzanie na transferze Milika zarobili przecież naprawdę sporo. Z kolei my, nie mając należnych nam pieniędzy, mamy kłopoty z bieżącą działalnością. Walczymy o swoje – podkreśla Marcin Nowak.
Szkolenie kuleje, czas na pracę u podstaw – informuje Fakt, przedstawiając sprawozdanie ze swojej debaty. Debaty, z której nic odkrywczego raczej nie wyniknęło.
Ostatnie miesiące obfitowały w polskie sukcesy w sporcie. Zwycięstwa i medale nie powinny nam jednak przesłaniać rzeczywistego obrazu stanu tej dziedziny życia. Jak stwierdzili zgodnie uczestnicy naszej debaty, polski sport potrzebuje wsparcia. Zapewnić je mogą takie inicjatywy jak Kluby Sportowe Orange. Orange to firma kojarzona przez lata ze sponsorowania reprezentacji w piłce nożnej. Obecnie stawia na przedsięwzięcia społeczne, angażując się w projekt Pracowni Orange czy Orange dla Bibliotek. Doświadczenie nabyte podczas realizacji tych przedsięwzięć zamierza wykorzystać teraz w sporcie – poddanym cyfryzacji i opierającym się na wysoko wykwalifikowanych trenerach. Tych ostatnich jednak, zdaniem debatujących, niestety wciąż u nas brakuje. – Edukacja trenerów to podstawa, w nią powinniśmy inwestować. Mam syna, z którym jeżdżę na mecze, dzięki czemu mogę zaobserwować, w czym tkwi problem polskiej piłki – mówi Cezary Kucharski, poseł na Sejm i menedżer Roberta Lewandowskiego. – Słowo klucz to szkoleniowcy. Stanowią oni głównie przyczynę tego, że nasi piłkarze w pewnym momencie rozwoju znacząco odstają od zachodnich rywali. Kod genetyczny mamy przecież ten sam, a mimo wszystko im ustępujemy. Dlaczego? Ponieważ popełniamy błędy w szkoleniu najmłodszych – uważa Kucharski.
RZECZPOSPOLITA
Liga Mistrzów, a Pellegrini z nożem na gardle. Wszystko dlatego, że kompromitacja City wisi w powietrzu.
Manchester City musi pokonać Bayern, by zachować szanse na awans. Czy Leo Messi pobije dzisiaj strzelecki rekord Raula? – Zdaję sobie sprawę, że musimy awansować do kolejnej rundy – mówi trener mistrzów Anglii Manuel Pellegrini. Manchester City w fazie grupowej jeszcze nie wygrał: przegrał z Bayernem, zremisował z Romą i CSKA Moskwa, ostatnio poniósł u siebie klęskę z drużyną z Rosji (1:2). Nadziei trzeba szukać w tym, że Bayern, który zapewnił już sobie awans z pierwszej pozycji i jest niepokonany we wszystkich rozgrywkach, wystawi słabszy skład i potraktuje mecz treningowo. Wątpliwości rozwiewa jednak Arjen Robben: – Nie przyjechaliśmy tu na wycieczkę.
I, niestety, jest to jedyna piłkarska propozycja Rzepy na dziś.
GAZETA WYBORCZA
W GW zaczynamy tekstem oczywiście o Champions League. Michał Szadkowski pyta: Ile dzieli City od Bayernu? Hm, całkiem sporo.
Teoretycznie mecz mistrzów Anglii i Niemiec powinien być szlagierem fazy grupowej. Ale monachijczycy są już pewni udziału w 1/8 finału, a Manchester może odpaść z Ligi Mistrzów. Jeszcze przed chwilą wydawało się, że Manuel Pellegrini zostanie w Manchesterze na lata. W debiutanckim sezonie chilijski trener cieszył się z Pucharu Ligi oraz mistrzostwa, wprowadził City do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Był na dobrej drodze, by wypełnić cele stawiane przez szefów, którzy chcieli, by zdobył pięć trofeów w pięć lat. Ale jesień zniszczyła opinię Pellegriniego. Jego piłkarze odpadli z Pucharu Ligi, w Premier League tracą do Chelsea 8 punktów, w czterech kolejkach LM zdobyli ledwie 2. Jeśli dziś zremisują z Bayernem, a Roma wygra w Moskwie, Anglicy stracą szansę na wyjście z grupy, a pozycja Pellegriniego będzie zagrożona. Po porażce 1:2 z CSKA 61-letni trener usłyszał od szefów, że celem minimum w tym sezonie jest ćwierćfinał Champions League. Elitarne rozgrywki to największa porażka szejków ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Od 2008 r., gdy przejęli klub, zdobyli dwa mistrzostwa i Puchar Anglii, wybudowali centrum treningowe za 200 mln funtów, do szkółki zaprosili najlepszych juniorów z całego świata. Wydali setki milionów na piłkarzy, gwiazdy zatrudnili nawet w gabinetach prezesów – klubem kierują dziś współtwórcy sukcesów Barcelony Ferran Soriano i Txiki Begiristain. Teoretycznie City ma wszystko, by na stałe dołączyć do europejskiej czołówki, by być jak Bayern, który w ostatnich trzech latach nie schodzi poniżej półfinału Ligi Mistrzów. Ale to teoria, piłkarze z Etihad Stadium w pucharach nigdy nie pokazali, że można ich stawiać obok potęg. Z ostatnich sześciu meczów w LM przegrali cztery, dwa zremisowali. Pomocnik CSKA Pontus Wernbloom twierdzi, że pokonanie mistrzów Anglii nie jest wielką sztuką, bo to drużyna przewidywalna, którą łatwo zranić kontratakiem.
I jeszcze materiał z krajowego podwórka, z Poznania. Lech ma większy problem niż może się wydawać.
Gdy Maciej Skorża obejmował Lecha, mówił iż potrzebuje roku, by stworzyć nową drużynę. Porażka z Piastem udowodniła, że potrzebuje też zmian w kadrze. Zespół ledwo trzyma się w grupie mistrzowskiej. Po przegranej 2:3 z Piastem Gliwice sytuacja Lecha stała się bardzo trudna. Przewodząca tabeli Legia odskoczyła mu na 9 punktów, w poprzednim sezonie takie straty były nie do odrobienia nawet po podziale punktów w fazie finałowej. Lech ma już 5 punktów straty do miejsc drugiego i trzeciego, grozi mu, że wypadnie z grupy mistrzowskiej, bo dziewiąty w tabeli Piast traci do niego punkt. To, co przed sezonem w Poznaniu nie mieściło się nikomu w głowie, zaczyna być realne. Lech przestaje się liczyć w walce o mistrzostwo. (…) Skorża po meczu w Gliwicach powiedział: – Mało jest w naszym zespole zawodników, którzy chcą za wszelką cenę wygrać mecz. To największy problem Lecha. Diagnoza jest zbieżna z głównym zarzutem, jaki stawiają Lechowi kibice i dziennikarze – brak charakteru i instynktu. Piast nie ma składu lepszego, a jednak potrafił wpadać w pole karne Lecha i drwić bezkarnie z poznańskiej defensywy. Tak pogrywać z Lechem potrafią dzisiaj niemal wszyscy w lidze i to nawet wtedy, gdy szybko stracą bramkę. Prowadząc, Lech powinien zyskać przewagę psychologiczną i przy wykorzystaniu swej wyższości piłkarskiej bez trudu wygrywać. Nic z tego. Lech niemal w każdym meczu obejmuje prowadzenie, po czym trwoni przewagę jak papierowy faworyt. Kibice w Poznaniu są załamani. 12 tysięcy widzów, którzy przychodzą teraz na mecze przy Bułgarskiej to żenująco mało. Fani Kolejorza na forach zarzucają drużynie brak mężnej postawy na boisku, twierdzą, iż jest to zespół o szklanej psychice. Tak było za Rumaka, tak jest teraz. Przez ostatnie lata w Poznaniu budowano zespół w oparciu o selekcję zawodników pod względem ich umiejętności. Sprowadzano graczy nieźle wyszkolonych, ale nie zwracano uwagi na charakter, odporność na stres i presję. Zarzuty dotyczą także minimalizmu władz klubu, które zadowala sam awans do europejskich pucharów.
SUPER EXPRESS
W Superaku też dziś skromnie – jeden tekst, o Lidze Mistrzów. A konkretniej: Milik już lepszy niż Ibrahimović. Chwytliwe.
Arkadiusz Milik (20 l.) ma ostatnio wspaniałą strzelecką serię i liczy na jej kontynuację w dzisiejszym meczu Ligi Mistrzów z PSG. Polski napastnik stanie naprzeciw słynnego Zlatana Ibrahimovicia (33 l.), który do wielkiej kariery też wystartował z Ajaksu. I choć “Ibra” jest teraz jedym z najlepszych piłkarzy świata, to początki w holenderskim klubie miał o wiele słabsze od Milika! Milik i Ibrahimović trafili do Ajaksu, mając dokładnie tyle samo lat – po 20. Za Szweda Holendrzy zapłacili w 2001 roku 8,7 mln euro, natomiast Polak, po definitywnym wykupieniu, będzie ich kosztował około 3 milionów. Ibrahimović miał trudny początek w Amsterdamie. W całym pierwszym sezonie zagrał 24 ligowe mecze i zdobył sześć goli. Milik już w tym momencie ma sześć trafień, a potrzebował na to zaledwie siedmiu spotkań! Reprezentant Polski jest w czołówce klasyfikacji ligowych strzelców, z jedną z najlepszych średnich goli na mecz w całej lidze. Milik szaleje też w Pucharze Holandii, jest pierwszym piłkarzem Ajaxu od 2009 roku, który w jednym spotkaniu zdobył sześć goli. Wcześniej tej sztuki dokonał Luis Suarez. Jedyna statystyczna przewaga “Ibry” nad Milikiem w pierwszym sezonie w Ajaksie to europejskie puchary, w których Szwed zdobył dwa gole, a Polak jeszcze ani jednego. Może nastąpi to dziś na Parc de Princes?
PRZEGLĄD PRASY
Okładka PS.
Gazeta otwiera się tematami Ligi Mistrzów, ale o tym czytaliśmy już w każdym innym tytule prasowym. W PS natomiast krótka rozmówka ze Zbigniewem Bońkiem o Romie, tekścik o powrocie Schweinsteigera i wywiad z Djimim Traore.
My wolimy jednak spojrzeć na wywiad z Jerzym Brzęczkiem. Trener Lechii mówi, że pewnych rzeczy nie da się kupić…
Po pierwszym treningu z piłkarzami Lechii wspomniał pan o załamaniu tym, co zobaczył, lecz następne zajęcia podobno poprawiły panu humor.
– Przychodząc na pierwszy trening, miałem trochę inne wyobrażenie o pewnych rzeczach, jeśli chodzi o ekstraklasę. Nie ma jednak co wieszać psów. W Lechii jest grupa ciekawych piłkarzy, tyle że – wciąż to podkreślam – czeka nas dużo pracy. Mentalnej i organizacyjnej na boisku. Cierpliwość i solidna robota powinny przynieść efekt.
Pracę rozpoczął pan od zachęcenia piłkarzy do nauki polskiego. Właściwie nie tyle od zachęcenia, ile od rozkazu – obcokrajowcy do nauki!
– Absolutnie nie zrobiłem tego pod publiczkę. Brak komunikacji w drużynie jest poważnym problemem. Są piłkarze, którzy po prostu do tego tematu nie podchodzą poważnie. Wielu z nich mieszka w Polsce już od dłuższego czasu.
Tymczasem Korona znów jest na sprzedaż. Wystarczy mieć sześć milionów złotych.
Niebawem przedstawiony zostanie budżet miasta Kielce na rok 2015. Nieoficjalnie wiadomo, że po stronie przychodów jedną z pozycji ma być sześć milionów złotych. To pieniądze za sprzedaż Miejskiego Klubu Sportowego Korona. Władze miasta zamierzają zrobić kolejne podejście do przekazania ekstraklasowego klubu w ręce nowego właściciela. Pomysł nie jest nowy. Zarówno w ubiegłym, jak i w obecnym roku głośno mówiono o odsprzedaniu pakietu akcji. Pierwszymi, którzy prawdopodobnie chcieli kupić Koronę, byli Turcy. Później do gry włączyli się biznesmeni z Włoch i Szwajcarii, których na taki krok namawiał Ernest Konon. Doszło nawet do spotkania między zainteresowanymi stronami, jednak… – Zagraniczni kontrahenci nie są już zainteresowani zakupem – enigmatycznie tłumaczył były napastnik Korony. Najwięcej szumu medialnego było przy rozmowach z niemieckimi menedżerami z Kontor Gmbh. Trwające kilka miesięcy pertraktacje zmierzały do końca, gdy wybuchła niespodziewana bomba – były prezes Korony (Tomasz Chojnowski) podpisał niezbyt korzystne dla klubu umowy z menedżerem dwóch piłkarzy (Zbigniewa Małkowskiego i Pawła Sobolewskiego). W efekcie Niemcy zerwali rozmowy.
Z Łodzi znika świadek Ligi Mistrzów. Kto? Raczej co – dotychczasowy stadion Widzewa. Fajny powrót do przeszłości, cytujemy tylko początek tekstu.
Niepozorny stadion, wciśnięty między mieszkalne bloki, ulicę i tory kolejowe, z zewnątrz nie budził nigdy większych emocji. Kibice lokalnego rywala Widzewa – ŁKS, pogardliwie nazywają go „kurnikiem”. Dla fanów zespołu z al. Piłsudskiego to legendarny obiekt. Jego największą wadą była mała pojemność i brak oświetlenia. Z tego powodu na 66. rozegranych spotkań przez Widzew w europejskich pucharach, na tym stadionie odbyło się tylko 18. Mecze, dzięki którym łódzki klub zdobył wielu fanów w całej Polsce: z Manchesterem City i United, Liverpoolem czy Juventusem, rozegrane zostały przy al. Unii, na obiekcie ŁKS.
A na koniec jeszcze jeden głos w sprawie opaski kapitana w kadrze – Dziekanowski pisze w cotygodniowym felietonie: Idol nie znaczy kapitan.
Przestańmy dyskutować o opasce kapitana reprezentacji Polski, nie szukajmy problemów tam, gdzie ich nie ma, bo możemy zepsuć atmosferę w kadrze – usłyszałem ostatnio od jednego z kolegów komentatorów. Kompletnie nie zgadzam się z takimi opiniami. Uważam, że dyskusja na ten temat świadczy o tym, iż mamy w końcu dojrzały zespół. Wyboru kapitana nie nazywałbym problemem, tylko dylematem. Świadczy to o tym, że mamy już szatnię. A mówiąc „szatnia”, mam na myśli wyselekcjonowaną grupę zawodników i łączące ich jakieś pozytywne relacje, poczucie wspólnoty. Próbujemy znaleźć odpowiedź na pytanie: kto najbardziej nadaje się na kapitana? W przypadku naszej kadry dyskusja dotyczy dwóch nazwisk: Roberta Lewandowskiego i Kuby Błaszczykowskiego. Mam wrażenie, że większość kibiców opowiada się po stronie tego pierwszego.